Nadal krwawe starcia w Nadżafie
Amerykańskie wojska kontynuują w Nadżafie operację przeciw rebeliantom radykalnego
szyickiego duchownego Muktady al-Sadra. Jak poinformował dowódca
Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe w Iraku, gen. Andrzej
Ekiert, Amerykanom udało się skonfiskować wiele różnego rodzaju
broni należącej do rebeliantów.
Walki w Nadżafie trwają czwarty dzień. Prowincja ta leży w strefie odpowiedzialności Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe pod polskim dowództwem. W operacji amerykańskich marines nie biorą jednak udziału polscy żołnierze.
Po stronie zwolenników szyickiego radykała są dziesiątki, a może nawet setki zabitych. Jak nieoficjalnie wiadomo ze źródeł wojskowych, poważne straty są także po stronie amerykańskiej.
Marines wyparli już ludzi al-Sadra z cmentarza, gdzie było największe skupisko rebeliantów. Tam też zostały znalezione duże ilości broni - poinformował dziennikarzy w Obozie Babilon dowódca Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe w Iraku gen. dyw. Andrzej Ekiert.
W sobotę z apelem o mediację i "zaprzestanie rozlewu krwi" zwrócił się do tymczasowego rządu irackiego w Bagdadzie doradca al- Sadra Ali al-Jassiri.
Generał Ekiert pytany w niedzielę, czy z al-Sadrem możliwe jest zawarcie rozejmu, do czego doszło w czerwcu po toczących się wtedy od kwietnia walkach, odpowiedział, że takie decyzje podejmowane są na szczeblu dowództwa w Bagdadzie.
Tymczasem w niedzielę do objętego walkami świętego szyickiego miasta - Nadżafu przybył premier Iraku Ijad Alawi. Zaapelował on do zwolenników Muktady al-Sadra, aby "szybko" opuścili miasto. Wcześniej z podobnym apelem zwracał się do Armii Mahdiego gubernator prowincji. Nic jednak to nie dało, al-Sadr nie przerwał walk i nie opuścił Nadżafu.