Na rozpoczęciu szczytu UE był prezydent, potem wszedł minister
Prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk zasiedli obok siebie na inauguracyjnej sesji szczytu UE w Brukseli. Szefowie MSZ i resortu finansów Radosław Sikorski i Jacek Rostowski opuścili salę obrad, po powitaniach z członkami innych delegacji. Na kolejnej sesji, dotyczącej finansów obok premiera siedział jednak minister finansów, prezydent zaś wyszedł.
Do stolicy Belgii prezydent dotarł wyczarterowanym samolotem Boeing 737. Wcześniej mówił, że nie będzie miał problemu z podaniem ręki premierowi. Musiałem podawać rękę panu Kiszczakowi w pewnych okolicznościach, więc dlaczego mam nie podać Donaldowi Tuskowi - powiedział.
Poniedziałkowe spotkanie prezydenta z premierem nie rozstrzygnęło sporu obu kancelarii - kto ma reprezentować nasz kraj na brukselskim szczycie.
Prezydent przed szczytem był proszony o komentarz do tego, że rząd odmówił mu rządowego samolotu na przelot do Brukseli. Niech to sami państwo ocenią. Mnie to po trosze śmieszy, ale wolałbym, żeby Polską rządzili ludzie z innym typem zachowań. Myślę, że Polska na to zasłużyła - dodał.
Pytany, co powie premierowi w Brukseli i czy padnie słowo "wojna", zaznaczył, że nie chce używać tego rodzaju określenia.
Wiem, że jest pewien styl zachowań, który w tym świecie, w którym się wychowałem trzeba by określić jako bardzo nieprawidłowe, nie chciałbym używać słowa "grubiańskie", ale myślę, że w świecie Donalda Tuska to nie jest zrozumiałe - dodał Lech Kaczyński.
Przed południem premier Donald Tusk mówił dziennikarzom, że prezydent leci do Brukseli, ale nie na szczyt UE. Szef rządu pytany, czy któryś z ministrów towarzyszących mu w Brukseli ustąpi prezydentowi miejsca na sali obrad podczas posiedzenia Rady Europejskiej, odparł: "skład delegacji jest znany".
Lech Kaczyński przyznał, że obawia się kompromitacji Polski na arenie międzynarodowej. Ale powstaje pytanie, kto za to ponosi odpowiedzialność. Na pewno nie ja, nawet w jednym procencie - podkreślił.
Lech Kaczyński: "musiałem jechać na ten szczyt"
Zasadniczo nie zgadzam się z koncepcją unijnej polityki premiera. Poza tym wielu unijnych przywódców znam znacznie dłużej niż on. Mogę z nimi swobodnie porozmawiać – powiedział Lech Kaczyński w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.
Musiałem polecieć na ten szczyt. Jako prezydent Rzeczypospolitej — to jest wyraźnie sformułowane w artykule 126 — jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo, niepodzielność i suwerenności państwa. Jestem najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej. Często się mówi, że takie czy inne działanie czy wypowiedzi, są niekorzystne ze względu na reelekcję. Odrzucam takie argumenty. Jestem prezydentem dzisiaj i muszę wypełniać swoje obowiązki - zapewnił prezydent.
Lech Kaczyński przypomniał wspólny powrót z premierem z ostatniego szczytu unijnego. Byłem przekonany, że ta sprawa jest zamknięta. Że będziemy jeździć wspólnie, że nie będę zabierał głosu w sprawach, które leżą w kompetencji rządu — na przykład gospodarczych. Byłem przekonany, że rozstajemy się w najlepszych relacjach. Mówi się czasami, że kobieta zmienną jest (co zresztą dla wielu pań jest bardzo krzywdzące). W tym wypadku jednak to stwierdzenie najlepiej pasuje do Donalda Tuska. Premier zmiennym jest - ocenił prezydent.
List od Saakaszwilego i spotkanie z prezydentem Francji
Prezydent będzie chciał przedstawić na szczycie UE informację na temat sytuacji w Gruzji. Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa ze źródeł zbliżonych do Kancelarii Prezydenta, Lech Kaczyński ma pokazać przywódcom państw i rządów UE list od prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego.
Lech Kaczyński spodziewa się, że podczas pobytu w Brukseli dojdzie do jego krótkiego spotkania z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym.