PolskaNa rozpoczęciu szczytu UE był prezydent, potem wszedł minister

Na rozpoczęciu szczytu UE był prezydent, potem wszedł minister

Prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk zasiedli obok siebie na inauguracyjnej sesji szczytu UE w Brukseli. Szefowie MSZ i resortu finansów Radosław Sikorski i Jacek Rostowski opuścili salę obrad, po powitaniach z członkami innych delegacji. Na kolejnej sesji, dotyczącej finansów obok premiera siedział jednak minister finansów, prezydent zaś wyszedł.

Na rozpoczęciu szczytu UE był prezydent, potem wszedł minister
Źródło zdjęć: © PAP

15.10.2008 | aktual.: 15.10.2008 17:41

Do stolicy Belgii prezydent dotarł wyczarterowanym samolotem Boeing 737. Wcześniej mówił, że nie będzie miał problemu z podaniem ręki premierowi. Musiałem podawać rękę panu Kiszczakowi w pewnych okolicznościach, więc dlaczego mam nie podać Donaldowi Tuskowi - powiedział.

Poniedziałkowe spotkanie prezydenta z premierem nie rozstrzygnęło sporu obu kancelarii - kto ma reprezentować nasz kraj na brukselskim szczycie.

Prezydent przed szczytem był proszony o komentarz do tego, że rząd odmówił mu rządowego samolotu na przelot do Brukseli. Niech to sami państwo ocenią. Mnie to po trosze śmieszy, ale wolałbym, żeby Polską rządzili ludzie z innym typem zachowań. Myślę, że Polska na to zasłużyła - dodał.

Pytany, co powie premierowi w Brukseli i czy padnie słowo "wojna", zaznaczył, że nie chce używać tego rodzaju określenia.

Wiem, że jest pewien styl zachowań, który w tym świecie, w którym się wychowałem trzeba by określić jako bardzo nieprawidłowe, nie chciałbym używać słowa "grubiańskie", ale myślę, że w świecie Donalda Tuska to nie jest zrozumiałe - dodał Lech Kaczyński.

Przed południem premier Donald Tusk mówił dziennikarzom, że prezydent leci do Brukseli, ale nie na szczyt UE. Szef rządu pytany, czy któryś z ministrów towarzyszących mu w Brukseli ustąpi prezydentowi miejsca na sali obrad podczas posiedzenia Rady Europejskiej, odparł: "skład delegacji jest znany".

Lech Kaczyński przyznał, że obawia się kompromitacji Polski na arenie międzynarodowej. Ale powstaje pytanie, kto za to ponosi odpowiedzialność. Na pewno nie ja, nawet w jednym procencie - podkreślił.

Lech Kaczyński: "musiałem jechać na ten szczyt"

Zasadniczo nie zgadzam się z koncepcją unijnej polityki premiera. Poza tym wielu unijnych przywódców znam znacznie dłużej niż on. Mogę z nimi swobodnie porozmawiać – powiedział Lech Kaczyński w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.

Musiałem polecieć na ten szczyt. Jako prezydent Rzeczypospolitej — to jest wyraźnie sformułowane w artykule 126 — jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo, niepodzielność i suwerenności państwa. Jestem najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej. Często się mówi, że takie czy inne działanie czy wypowiedzi, są niekorzystne ze względu na reelekcję. Odrzucam takie argumenty. Jestem prezydentem dzisiaj i muszę wypełniać swoje obowiązki - zapewnił prezydent.

Lech Kaczyński przypomniał wspólny powrót z premierem z ostatniego szczytu unijnego. Byłem przekonany, że ta sprawa jest zamknięta. Że będziemy jeździć wspólnie, że nie będę zabierał głosu w sprawach, które leżą w kompetencji rządu — na przykład gospodarczych. Byłem przekonany, że rozstajemy się w najlepszych relacjach. Mówi się czasami, że kobieta zmienną jest (co zresztą dla wielu pań jest bardzo krzywdzące). W tym wypadku jednak to stwierdzenie najlepiej pasuje do Donalda Tuska. Premier zmiennym jest - ocenił prezydent.

List od Saakaszwilego i spotkanie z prezydentem Francji

Prezydent będzie chciał przedstawić na szczycie UE informację na temat sytuacji w Gruzji. Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa ze źródeł zbliżonych do Kancelarii Prezydenta, Lech Kaczyński ma pokazać przywódcom państw i rządów UE list od prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego.

Lech Kaczyński spodziewa się, że podczas pobytu w Brukseli dojdzie do jego krótkiego spotkania z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)