Na pierwszą ofiarę wybrał "słodką" dziewczynkę. Dlaczego?
Na pierwszą ofiarę wybrał dziewczynę, którą świadkowie opisali jako wyglądającą najbardziej "niewinnie i słodko" z całej grupy. Dlaczego? Odpowiedzi na te i inne pytania związane z Andersem Breivikiem podejrzewanym o dokonanie masowego mordu w Norwegii szuka psycholog kryminalny Jan Gołębiowski w rozmowie z Sylwią Skorstad, korespondentką Wirtualnej Polski z Norwegii.
24.07.2011 | aktual.: 04.08.2011 14:21
WP:
Sylwia Skorstad: Wszyscy, którzy śledzą relacje z Norwegii, zadają sobie pytanie, jak to możliwe, by młody mężczyzna otworzył ogień do nastolatków i przez ponad godzinę strzelał nieprzerwanie do bezbronnych. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby robić coś takiego?
Jan Gołębiowski: Na zachowanie człowieka składa się wiele czynników, sprawca dojrzewał do tego aktu całe życie. Miał konkretne poglądy polityczne, one biorą się z domu lub z doświadczeń osobistych. To jest coś więcej niż tylko poglądy, możemy tu mówić wręcz o światopoglądzie. Na pewno przed wydarzeniem w jego życiu miały miejsce sytuacje krytyczne. Były to zdarzenia, które on odbierał jako porażki. Agresja najczęściej rodzi się z frustracji.
WP:
Czy istnieje możliwość, by ktoś, kto dokonuje masowego morderstwa, był zdrowy psychicznie?
- Obwinianie rządu za osobiste porażki jest lekkim rysem urojeniowym. Czyli na urojeniowej bazie zrodziły się emocje - poczucie skrzywdzenia i chęć zemsty. Mężczyzna ma 32 lata, czyli na pewno przez ostatnie 12, a może 15 lat, budował swój system przekonań. Chęć wyrządzenia krzywdy nabierała coraz to bardziej konkretnego obrazu. Od ogólnej myśli: "mam dość, coś mi się nie podoba, a ludzie mnie denerwują" aż do wyobrażenia o użyciu broni. Później zaczęło się przygotowanie - musiał zdobyć broń, przebranie policjanta, kamizelkę kuloodporną. Jeżeli jest odpowiedzialny za wybuch bombowy, to musiał zgromadzić również materiały i poznać know-how produkcji bomb. Działanie w czasie zamachu oraz strzelaniny jest charakterystyczne dla psychopaty. On kontrolował swoje emocje i zachowanie.
WP:
Zwykle po podobnych atakach mordercy popełniają samobójstwo. Czemu on postąpił inaczej?
- Rzeczywiście, najczęściej masowi mordercy popełniają samobójstwo lub prowokują policję do zastrzelenia ich, ale były przypadki jak ten, że po poddawali się bez stawiania oporu.
WP:
W Norwegii pojawiły się głosy, że zamach bombowy i masowe morderstwo to nie są sposoby działania charakterystyczne dla jednego sprawcy. Wymagają różnych metod i być może różnej motywacji. Zgadza się Pan z tą opinią?
- Masowi mordercy zabijają przy użyciu broni palnej, ładunków wybuchowych, podpalają budynki, w których znajdują się ludzie, rozjeżdżają ofiary samochodem lub powodują katastrofę lotniczą. Mogę więc działać różnie. Łączenie metod może nie jest popularne, ale zawsze pojawiają się wyjątki. Ludzie to nie roboty i wszystko może się zdarzyć.
WP:
Chyba nigdy wcześniej na świecie nie zdarzyło się, by jeden morderca zastrzelił aż tyle osób. Zwykle ofiar jest kilka. Czemu ten nie wyładował agresji po kilku strzałach, czemu się nie "zmęczył"?
- Liczba ofiar jest rzeczywiście wyjątkowo duża. Możemy tylko spekulować, czemu się np. nie zmęczył i nie zaprzestał masakry. Mógł mieć tyle nagromadzonej energii, że starczyło mu na godzinę, mógł również pomóc sobie jakimiś środkami - to się pewnie okaże w trakcie przesłuchań.
WP:
Czy myśli pan, że inspirowały go inne podobne sprawy?
- Tak, sprawca na pewno inspirował się działaniami innych, wiadomo, że korzystał z internetu, więc tam szukał różnych informacji. Myślę, że jednym z jego bohaterów był Timothy Mcveigh, sprawca zamachów w Oklahoma City USA.
WP:
Świadkowie twierdzą, że kiedy na jego wezwanie zgromadzili się wokół, najpierw strzelił do najładniejszej, najbardziej niewinnie wyglądającej dziewczyny. Dlaczego?
- Wybór ofiar ma często symboliczne znaczenie. To ekspresja stanów psychicznych i emocjonalnych sprawcy. Może źródłem frustracji były nieudane kontakty z kobietami. Może zostawiła go kobieta lub nie wybrała jego, a kogoś z innej kultury, której on nienawidzi.
WP:
W norweskiej prasie już pojawiła się krytyka służb specjalnych, bo nie potrafiły go zawczasu powstrzymać. Czy to w ogóle możliwe, by wyłuskać z tłumu potencjalnie niebezpiecznych przestępców, przy założeniu, że wszystko planują sami we własnym domu?
- Wyśledzić indywidualnie działających sprawców jest trudno. Nie można każdego prześwietlić, nawet jeżeli gdzieś wygłasza skrajne poglądy. Jeżeli przyszły morderca siedzi cicho we własnym domu, jest to w zasadzie niemożliwe. Podobnie zachował się na przykład Ryszard C., zabójca z Łodzi, który zastrzelił członka PiS. W Krakowie działał, do wczoraj, "bomber". Obecnie w Europie wielu ludzi żyje w napięciu, frustracji, kumulując agresję, która w końcu wybucha. Myślę, że wpływ na to ma rywalizacyjny model, który przyszedł na nasz kontynent ze Stanów Zjednoczonych. Po drugiej wojnie światowej takich masowych zabójstw notowano sporo, między innymi, w Niemczech. Wpływ na to miała zła sytuacja ekonomiczna. Co do przyczyn wybuchu tak silnej frustracji w Norwegii, trudno dzisiaj coś wyrokować na pewno. Sam jestem zaskoczony. Odwiedziłem ten kraj kilka lat temu, byłem nim urzeczony, duże wrażenie zrobiło na mnie poprawne zachowanie mieszkających tam ludzi. Dziś widać, że masowe morderstwa mogą zdarzyć się wszędzie.
Psycholog kryminalny Jan Gołębiowski z Centrum Psychologii Kryminalnej jest biegłym sądowym i wykładowcą w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Pracował jako psycholog policyjny w Komendzie Stołecznej Policji. Autor książki "Profilowanie kryminalne" przeznaczonej dla studentów, policjantów i detektywów, w której między innymi charakteryzuje masowych morderców.