Na odsiecz intuicji
Przez lata pogardzana jako "głupota serca" i mylona z podświadomością, nie została nawet zdefiniowana. Dziś odzyskuje dobre imię i konkuruje z rozumem - tak pisze o intuicji Filip Łobodziński w "Newsweeku".
19.07.2004 08:14
Jeszcze niedawno wszystko to, czego analityczny rozum nie obejmował, uważano za mąciciela jasnego umysłu. Mało kto chciał też słuchać Zygmunta Freuda, który namawiał, by w ważnych sprawach życiowych decyzje podejmować bez długiego namysłu i kierować się intuicją. Ale czasy się zmieniają i oto z brzydkiego kaczątka intuicja przeistacza się w dorodnego łabędzia.
Dziś do słuchania wewnętrznego głosu otwarcie przyznają się prezesi takich firm, jak Porsche czy Siemens. Wiceprezes General Motors Robert Lutz z sarkazmem mówi o tych, którzy opierają się tylko na chłodnej analizie: "Ufają wyłącznie ankietom i pomiarom. Proszę bardzo, w produkcji części zamiennych, w drobiazgach. Ale, dalibóg, nie przy tak abstrakcyjnej sprawie, jak piękno czy nowy trend!".
Głosu wewnętrznego słucha też Bill Gates: "Jeśli jestem o krok od podjęcia ważnej decyzji, ufam własnej intuicji. Często się mylę, ale przynajmniej wtedy wiem, jak wywinąć się złemu obrotowi spraw". A co to takiego ta intuicja? Nie ma jednoznacznej, wyczerpującej definicji. Wiadomo jednak, czym na pewno nie jest. W niektórych poradnikach czy tekstach popularyzatorskich zdarza nam się natrafić na takie oto opisy: "Bez powodu przechodzisz na drugą stronę ulicy, a chwilę potem na pierwotnej trasie twojego spaceru wydarza się wypadek. To intuicja kazała ci uniknąć niebezpieczeństwa". "Ni stąd, ni zowąd czujesz, że tego dnia zdarzy się coś niedobrego. To mówi do ciebie twój wewnętrzny Anioł Stróż, czyli intuicja".
Otóż może tak, a może nie. Albo ściślej - raczej nie. Intuicję często bowiem utożsamiamy z podświadomością lub irracjonalnym przeczuciem, a jej ewentualne pozytywne skutki tak naprawdę są wynikiem czystego zbiegu okoliczności - konkluduje autor.