Na chłopca wylało się 100 litrów wrzątku - lekarze walczą o jego życie
Michał Michalski (16 l.) zszedł do piwnicy wyłączyć kocioł centralnego ogrzewania. Gdy już to zrobił, odwrócił się i ruszył do wyjścia. I wtedy nastąpiła potworna eksplozja! Piec rozerwało na strzępy. Na chłopca wylało się 100 litrów wrzątku! A jedna z części metalowego korpusu spadła na jego lewą nogę, całkowicie miażdżąc podudzie! Michał ma poparzone niemal 80% ciała. Lekarze walczą o jego życie w krakowskim szpitalu.
12 marca to dla państwa Elżbiety (47 l.) i Mariana Michalskich (48 l.) z okolic Lelowa (woj. śląskie) dzień, w którym świat runął im na głowę. Ich syn zszedł przecież tylko na chwilę do piwnicy w swym rodzinnym domu. Miał wyłączyć sterownik na kotle centralnego ogrzewania – rodzina zawsze tak robiła, kiedy była awaria prądu. A doszło do tak strasznej tragedii...
– Byłem na dworze i nagle usłyszałem przeraźliwy huk. Pobiegłem zobaczyć do domu co się stało. Wszędzie było ciemno. Z piwnicy dobiegał tylko jęk mojego syna, który mówił że wszystko go boli i piecze. Koszmar... – wspomina tragiczny wypadek ojciec Michała. Chłopak najpierw trafił do szpitala w Częstochowie, a stamtąd po decyzji lekarza przewieziono go do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie Prokocimiu.
– Musieliśmy amputować chłopcu zmiażdżone podudzie. Wycięliśmy duże obszary martwiczej, poparzonej skóry. Użyliśmy bardzo nowoczesnego sprzętu m.in specjalistycznego noża, który za pomocą strumienia wodnego dociera i wycina te miejsca w ciele, do których ciężko jest dotrzeć – mówi dr Jan Skirpan kierownik oddziału chirurgii plastycznej i rekonstrukcji w szpitalu. Dodatkowo do leczenia Michała sprowadzono komorę tlenowa, która ma pomóc w zmniejszeniu obrzęków poparzonych tkanek.
Najważniejsze jednak jest to, czy skóra, którą przeszczepiono mu na plecach się przyjmie. Duże płaty skóry pobrano od mamy Michała, pani Eli, która bez wahania dała sobie je ściągnąć z nóg. – To cierpienie fizyczne jest niczym w porównaniu do tego co czuję, myśląc o moim synu. Wierzymy jednak że Michaś przeżyje, a to co zrobiłam dla niego jest po to, aby wyzdrowiał, abyśmy znów byli razem - mówi dzielnie mama chłopca.
A jak mówią lekarze jeśli Michał przeżyje, będzie to jeden z kilku przypadków na świecie, aby osoba która ma prawie 80% poparzonej powierzchni ciała wróciła do zdrowia. Decydujące dla życia chłopca będą najbliższe dwa tygodnie.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Listonosz uratował mi życie