N.Rokita: mają już psa i kota, zachciało im się dziecka
- Pary bezdzietne są w ciągłym w biegu, chcą zdążyć ze wszystkim, zarobić. Nie rozmawiają z partnerem, bo każdy żyje na swój rachunek. Nie mają czasu na bycie ze sobą, wspólne gotowanie, zjedzenie kolacji czy spacer. Życzę tym parom, aby zastanowiły się najpierw nad swoim związkiem, a dopiero potem myślały o dzieciach - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Nelli Rokita. Kontrowersyjna posłanka PiS opowiada też, dlaczego kobiety po 50. roku życia mają zaburzenia psychiczne i zdradza, czy wybiera się na urlop od mediów.
25.06.2009 | aktual.: 26.06.2009 09:33
WP: Agnieszka Niesłuchowska: W środowej "Kropce nad i" powiedziała pani, że bezpłodność to nie choroba, a często wynik aborcji i, że nie każda kobieta jest stworzona do rodzicielstwa, a panowie są bezpłodni, bo… nie mają więzi z rodziną. Te słowa oburzyły wielu polityków i pary, które starają się o dziecko. Zarzucają pani, że nie rozumie problemu, który dotyka tysięcy Polaków. Jak pani odebrała negatywne komentarze?
Nelli Rokita: Głównie atakują mnie feministki, które do tej pory mówiły, że nie każda kobieta, która zajdzie w ciążę, chce być matką i domagały się zalegalizowania aborcji. Teraz krzyczą głośno, że każda kobieta chce być matką i są za in vitro. Nie rozumiem tego, bo coś tu nie gra właśnie z tymi kobietami, które tak zmieniają zdanie.
WP: Krytykują panią nie tylko feministki, ale wiele osób, które od lat starają się o dziecko
– Bo wiele jest takich osób, które w najlepszym okresie życia, gdy mają 20-30 lat usuwają ciąże lub biorą tabletki antykoncepcyjne. W ten sposób niszczą swój organizm.
WP: Dlaczego wychodzi pani z założenia, że ktoś, kto nie może mieć dzieci, wcześniej usuwał ciążę lub stosował środki antykoncepcyjne? Zna pani jakieś statystyki na ten temat?
– Nie, ale powinniśmy zrobić takie badania i sprawdzić, w jakim wieku ludzie starają się o dziecko. Uważam, że osoby, które są po trzydziestce, a w zasadzie bliżej im do czterdziestki i nie mają dzieci, a mówią, że od lat się starają i nie stosowały środków antykoncepcyjnych lub nie usuwały ciąży, zwyczajnie kłamią.
WP: Dlaczego mieliby to robić?
– Po prostu chcą się usprawiedliwić, bo dopiero po trzydziestce, kiedy wybudowali dom, mają już psa i kota, przypominają sobie o dziecku. A tak naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego, co znaczy wychować dziecko. Powinniśmy zrobić dla tych osób jakieś szkolenie.
WP: Jakie? Na czym pani zdaniem polega ich problem?
– Myślę, że głównie na wewnętrznej samotności. Są ciągle w biegu, chcą zdążyć ze wszystkim, zarobić. Nie rozmawiają z partnerem, bo każdy żyje na własny rachunek. Nie mają czasu na bycie ze sobą, wspólne gotowanie, zjedzenie kolacji czy spacer. W efekcie stres zabija ich kreatywność seksualną. Życzę tym parom, aby zastanowiły się najpierw nad swoim związkiem, a dopiero potem myślały o dzieciach. Może gdyby wszystko w ich życiu nie było na siłę, udało by im się mieć dziecko.
WP: Czyli pary same są sobie winne?
– Nie do końca. Często brakuje im odpowiednich lekarzy, którzy potrafią dobrze doradzić, bo nie mają na to czasu i spieszą się do następnego pacjenta.
WP: Dlaczego uważa pani, że niepłodność nie jest chorobą, skoro osoby od lat zmagające się tym problemem i eksperci sądzą inaczej?
– Jeśli niepłodność jest chorobą, to czy posiadanie brzydkiego, krzywego nosa też nie powinno być uznane za chorobę, jeśli kobieta z tego powodu cierpi, ma bóle żołądka, a nawet nerwicę? Czy od kobiety z brzydkim nosem wymaga się, aby była piękna za wszelką cenę? Nie. Dlatego nie sądzę, aby każda kobieta musiała rodzić dzieci.
WP: A co, jeśli chce? Dlaczego jej tego zabraniać?
– A dlaczego nie mówi się o tym, jakie szkody może w organizmie kobiety wywołuje zabieg in vitro, kto ubezpieczy taką kobietę i weźmie na siebie obowiązek leczenia jej, jeśli wystąpią skutki uboczne? Przecież powszechnie znane są historie kobiet, np. Alicji Tysiąc, które nie chciały rodzić, a teraz państwo musi im za to płacić.
WP: Jeśli pani uważa, że należy się pogodzić z tym, że nie można mieć dzieci, to dlaczego leczyć inne choroby? To trochę absurdalne, że jedne choroby są ważne, a inne mniej istotne.
– Najpierw powinniśmy zdefiniować pojęcie choroby i zrobić sondaż wśród społeczeństwa, jakie choroby powinny być według obywateli leczone w pierwszej kolejności. Uważam, że jest wiele chorób, jak np. alkoholizm, na które wydajemy niepotrzebnie. Nie wiem, czy ta bezpłodność jest naprawdę taka ważna? Czy to taki problem?
WP: Które choroby są zatem najważniejsze?
– Trzeba leczyć kobiety i dzieci narodzone, obywateli, którzy żyją, a nie zajmować się sztucznym życiem. Jest np. wiele chorób dziecięcych, których nie ma za co leczyć, nie ma pieniędzy dla opiekunów dzieci niepełnosprawnych. Może od tego zacznijmy.
WP: A gdyby znalazły się pieniądze na refundowanie in vitro?
– Myślę, że z takiej możliwości powinny korzystać wyłącznie kobiety do 35. roku życia i robić to z sensem, żeby nie skrzywdzić kobiety. Nie można gwałcić jej kilka razy, bo po kilku nieudanych zabiegach kobieta jest wykończona psychicznie, a nie ma przecież zapewnionej pomocy psychologicznej i sama musi sobie z tym obciążeniem radzić.
WP: Dlaczego kobiety po 35. roku życia nie powinny mieć prawa do zapłodnienia in vitro? To dyskryminacja.
– Jeśli kobieta ma 50 czy 60 lat i nagle wpadnie na pomysł, że fajnie mieć dziecko, to już jest jakieś zaburzenie psychiczne i niech taka kobieta nie ukrywa od kiedy bierze środki antykoncepcyjne i ile ciąż usunęła. Nie czuje pani sprzeczności w tym wszystkim?
WP: Jak zatem rozwiązałaby pani problem osób, które nie mogą mieć dzieci?
– Powinno się ułatwić procedury związane z adopcją dzieci, bo o takich dzieciach też trzeba myśleć.
WP: A zna pani jakieś pary, które mają dzieci z in vitro?
– Nie. Znam za to z opowiadań kobiety, które miały nieudany zabieg in vitro oraz panie, które zdecydowały się na adopcję dzieci. Są szczęśliwe i bardzo je podziwiam.
WP: Ludzie mówią, że pani filozofia jest oderwana od rzeczywistości. Nie ma pani takiego poczucia?
– Wygodniej jest powiedzieć, że ktoś nie zna się na temacie niż myśleć o tym jak rozwiązać problem. Szanuję każdą wypowiedź i rozmówcę, dlatego nie chcę kogoś przekonywać, że wiem co to embrion, czy gameta. Sama nigdy nie ośmieliłabym się mówić, że ktoś czegoś nie wie. Myślę jednak, że na temat eksperymentów medycznych trzeba się ostrożnie wypowiadać i staram się tak robić.
WP: Katarzyna Piekarska, posłanka SLD mówi jednak, że kompromituje pani polski sejm. Co pani na to?
– Z dużym poczuciem humoru podchodzę do takich wypowiedzi. Zauważyłam bowiem, że wielu polityków chce sprawiać wrażenie, że wszystko wie lepiej, a wcale nie są mądrzejsi. Dziękuję jednak za radę, będę nad sobą pracować i jeszcze więcej się uczyć.
WP: Posłanka doradza pani dłuższy odpoczynek od publicznych wypowiedzi. Skorzysta pani z tej propozycji?
– Na żaden urlop od mediów się nie wybieram i nigdy tego nie zrobię, bo lubię rozmawiać z dziennikarzami.
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska