Myszy i ludzie
Czy laboratoryjne myszy są dobrym materiałem do studiów nad ludzkimi chorobami i zachowaniem? Coraz częściej wśród samych naukowców słyszy się głosy powątpiewania. Wygląda na to, że myszy robią nas w konia.
16.10.2003 | aktual.: 16.10.2003 15:39
Na całym świecie w tej właśnie chwili w małych sterylnych klatkach żyją sobie tysiące tysięcy laboratoryjnych myszy. Nie martwią się o jedzenie ani o miejsce do spania. Na ich życie nie czyhają drapieżniki. Te komfortowe warunki lokalowe myszy odpracowują w służbie Ludzkości.
Są wykorzystywane do różnego rodzaju badań. Poddaje się je wszystkim możliwym testom. Uczą się naciskać dzwonki, biegać po labiryntach i wielu, wielu innych przydatnych umiejętności. Niektóre myszy na potrzeby testów są modyfikowane genetycznie. Parę precyzyjnych ruchów w ich DNA i oto mamy myszki chore na alzheimera czy parkinsona. Chorobliwie otyłe, zapominalskie, łyse, chore na raka lub cukrzycę. Są potrzebne. Z ich obserwacji ludzie dowiadują się najrozmaitszych rzeczy o sobie. Ostatnio okazuje się jednak, że może być w tym niewiele prawdy...
Myszy i wariatki
Brytyjski pisarz Douglas Adams w słynnej już powieści science fiction „Autostopem przez galaktykę" widział w laboratoryjnych myszach wielki spryt i inteligencję. Uważał, że ukrywają one przed nami swą prawdziwą naturę i kierują naszym myśleniem. ”Wystarczy nagle źle pobiec w labiryncie, zjeść zły kawałek sera, nieoczekiwanie zdechnąć na wściekliznę... - pisał. - Gdy się to odpowiednio przeprowadzi, efekt może być niezwykły. Białe myszy są niezupełnie tym, na co wyglądają. Jest to jedynie projekcja niewypowiedzianie hiperinteligentnych, panwymiarowych istot w naszą czasoprzestrzeń. Wszystkie wygłupy z serem i piskiem to kamuflaż".
I choć większość naukowców z pewnością nie zna książki Adamsa, w naukowym świecie coraz głośniej mówi się o tym, że wiele doświadczeń z myszami w roli głównej może być niewiarygodnych. Powodem nie jest tu bynajmniej niebywały spryt gryzoni, ale owe - uważane przez nas za komfortowe - czyste, schludne klatki, w których lokujemy zwierzątka.
Okazuje się, że te wyprodukowane z dbałością o wszelkie przepisy mysie domki mogą wywoływać u zwierząt choroby. A chore zwierzę to kiepski materiał do testów na skuteczność wielu leków czy badania prawidłowości zachowań. Oczywiście nie ma tu mowy o żadnych chorobach zakaźnych - co to, to nie - mysie domki są nad wyraz sterylne. Nie ma w nich żadnych zakamarków, w których mogłyby się zagnieździć chorobotwórcze bakterie czy wirusy. Co więcej - nie ma w nich w ogóle żadnych zakamarków. Od mieszkania w takich domkach myszy po prostu wariują. Podobnie jak zwariowaliby ludzie w zbliżonych warunkach.
Jak w szpitalu
Przeprowadzono już wiele eksperymentów na tak zwaną deprywację sensoryczną. Pod tym terminem kryje się po prostu... nuda. To stan, którego żaden mózg długo znieść nie może. Mózg musi być stymulowany, musi działać, musi mieć stały dopływ bodźców, którymi może się zajmować. Inaczej wariuje.
W 1954 roku na przykład trzech psychologów: Bexton, Heron i Scott, płaciło studentom 25 dolarów na dzień, by jak najdłużej pozostawali w wygodnym pokoju, w którym niemal do minimum zredukowano dopływ jakichkolwiek bodźców - mówiąc inaczej, gdzie panowała śmiertelna nuda. Mimo wizji łatwego zarobku żaden ze studentów nie wytrzymał tam więcej niż kilka godzin. Najwytrwalsi opowiadali o halucynacjach. A myszy?
- Czy wiecie, co wasze myszy robią, kiedy wychodzicie z laboratorium? - zapytał pewnego razu badaczy Hanno Würbel, naukowiec z Uniwersytetu Giessen w Niemczech zajmujący się etologią - zachowaniem się zwierząt. Nikt nie umiał mu odpowiedzieć na to pytanie, bo nikogo to nigdy nie obchodziło. Niesłusznie.
Würbel nagrał z ukrycia 24-godzinny film z życia laboratoryjnych myszy. Co zobaczył? - Gdybym miał szukać porównania ze świata ludzi, to najbardziej przypominało to filmy kręcone w zamkniętych zakładach psychiatrycznych w latach 60. - oświadczył.
Myszy nie miały dopływu żadnych bodźców, siedziały godzinami w wygodnych klatkach, w których nie można było nawet zająć się gryzieniem podściółki (bo jej nie było - podłoga była przepisowo ażurowa - by usuwać na bieżąco wszelkie nieczystości). Nie były w stanie nigdzie się schować, nic robić. - To tak, jakby człowieka umieścić w białym, całkiem pustym, sterylnym pokoju - mówi Würbel. - Co byście robili?
Niektóre myszy z wytrwałością godną lepszej sprawy skakały do góry i w dół, do góry i w dół przez całą noc - rekordzistki odbiły się od podłoża 45 tysięcy razy w ciągu doby! Inne gryzonie kilkanaście godzin wciąż w ten sam sposób wspinały się po ściankach terrarium lub uparcie bujały się, trzymając krawędzi. Spadały tylko po to, by powtarzać tę czynność od początku. Bez końca.
Na takie zachowania znajduje się określenie w podręcznikach psychiatrii. To stereotypie. Definiuje się je jako wielokrotne, monotonne wykonywanie stale takich samych czynności ruchowych (na przykład kołysanie się). Spotyka się je najczęściej u autystycznych dzieci lub ludzi chorych na schizofrenię.
Rak rośnie
- Badam zachowanie laboratoryjnych gryzoni od ponad 10 lat - mówi Würbel. - Uważam, że w większości badań używa się upośledzonych umysłowo zwierząt. To zaś może fałszować wyniki. Polepszenie warunków życia tych zwierząt może mieć znaczenie nawet nie tyle etyczne, ile naukowe.
By rozwiać jakiekolwiek wątpliwości, naukowiec zaznacza od razu: - Nie należę do ekologów, nie walczę o prawa zwierząt. Stawiam tylko naukowe hipotezy, które staram się udowodnić. Jedna z nich brzmi: warunki życia laboratoryjnych myszy mają wpływ na ich zdrowie i może to mieć znaczenie dla badań, jakie prowadzi się na tych zwierzętach. To ważne, zwłaszcza że wyniki tych badań potem przenosi się na ludzi.
Niektórzy naukowcy wstawiają czasem do mysich domków kołowrotki, puste rolki po papierze toaletowym albo szeleszczące materiały - próbując naśladować naturalne warunki, w jakich żyją gryzonie. Jednak równie często, o ile nie częściej, inni badacze używają najmniejszych i najgorzej wyposażonych klatek dopuszczanych do użycia przez prawo, by obniżać koszty badań.
A kto zastanawia się, czy gryzoniom przeszkadza palące się światło lub ciągły hałas? Naukowcy już dawno stwierdzili, że warunki zewnętrzne mają wpływ na układ odpornościowy. Ciągły stres, a takim może być hałas, powoduje obniżenie się odporności. Z badań szczurów wynika natomiast, że pozostawianie ich w ciągłym, nawet przyciemnionym, świetle może przyśpieszać u nich wzrost raka. Jest to spowodowane zahamowaniem wydzielania się hormonu ciemności - melatoniny. Ilu naukowców testujących leki na chorych na raka myszach dba o to, by na noc wyłączać im światło?
Lepsza pamięć
Na szczurach i myszach testuje się nie tylko leki. Bada się też mechanizmy uczenia się i pamięci. Czy warunki, w jakich dorasta gryzoń, mogą wpływać i na wyniki tych badań? Fred H. Gabe z Salk Institute w La Jolla dużą grupę młodych zwierząt podzielił na dwie. Jedną umieszczono w typowych, ciasnych klatkach (po cztery myszy w każdej) i traktował jak zwykłe zwierzęta laboratoryjne. Druga mieszkała w przestronnych klatkach z mnóstwem zabawek. Poza standardową dietą naukowiec podsuwał wybranym gryzoniom smakołyki. Po 40 dniach myszki poddano testom. Sprawdzano, jak radzą sobie w do połowy zatopionym labiryncie - kiedy odnajdą umieszczoną w jednym z korytarzy ratunkową platformę. Na koniec naukowcy badali, ile komórek mózgowych wytworzyły myszy z jednej i drugiej grupy w podwzgórzu - części mózgu odpowiedzialnej za pamięć i proces uczenia się.
Wyniki pokazały jasno - im „bogatsze" było środowisko, w którym wychowywano zwierzęta, tym lepiej wypadały w testach. W podwzgórzu myszy wychowywane w lepszych warunkach miały o 15 procent więcej komórek nerwowych niż myszy hodowane tak jak zazwyczaj.
- A teraz weźmy badania leków neurologicznych przeprowadzanych na tych zwierzętach - zżyma się Hanno Würbel. - Mogą dawać fałszywe wyniki, gdy stosuje się do nich zwierzęta o gorzej rozwiniętym mózgu.
Dobry model
Eksperymenty dowiodły, że najmniejsze wzbogacenie wyposażenia klatki, w której mieszkają myszy, zmniejsza liczbę zachowań stereotypowych nawet o 40 procent. Dłuższe przetrzymywanie zwierząt w pustej klatce doprowadza zaś do trwałych zmian w ich mózgach - źle wykształca się część mózgu zwana jądrami podstawy odpowiedzialna za powtarzalne czynności.
Joseph Garner z Uniwersytetu Kalifornijskiego studiujący zachowania stereotypowe kazał myszom z rozwiniętymi zachowaniami stereotypowymi (mieszkającym w pustych ciasnych klatkach) i normalnym szukać w labiryncie jedzenia. Znajdowały je w tym samym miejscu. Gdy je stamtąd zabrał, myszy bez stereotypii zorientowały się po 26 próbach. Te ze stereotypią biegały utartą trasą ponad 240 razy. Wiedziały, że nic nie znajdą na końcu labiryntu, ale nie mogły się opanować. Jak badać na takich myszach zdolności uczenia się i pamięć?
- Staramy się, by myszy były modelem zachowania człowieka - podsumowuje wyniki Garner. - Mam wątpliwości, czy myszy wyrwane ze swego naturalnego środowiska to dobry model. Gdy naukowcy testują leki na ludziach, nie trzymają ich w pustych pokojach.
Nie uśmiechajmy się zatem z przekąsem, słysząc protesty ludzi walczących o prawa zwierząt. Ich złe traktowanie może się odbić na nas samych. Jakie myszy, tacy ludzie.
Olga Woźniak
Na podstawie pisma „Discover" z lipca 2003 roku