Myśliwi strzelają do dzików, ale w rzeczywistości mierzą również w nas. Tak to działa
Rząd krótkowzrocznie zezwala na zabijanie silnych odyńców, warchlaków i ciężarnych loch. Wykluczając z łańcucha biologicznego tak istotny element jak dziki, szkodzi pośrednio i nam. Już dziś - w sobotę 12 stycznia - pierwszy masowy odstrzał w roku 2019.
Temat ASF (afrykańskiego pomoru świń) pojawił w polskiej polityce i mediach jesienią 2017 roku i rozprzestrzenił niczym najbardziej śmiercionośny wirus.
W kilka miesięcy później, na spotkaniu przedstawicieli wielkopolskiego sztabu kryzysowego, Polskiego Związku Łowieckiego i Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii z hodowcami trzody chlewnej oraz prezesem Wielkopolskiej Izby Rolniczej padło hasło: dziki trzeba wyeliminować, pozostawiając co najwyżej 0,1 sztuki na kilometr kwadratowy.
Ogłoszono też nowe zasady, a właściwie ich brak, które zbulwersowały nie tylko opinię publiczną i środowiska naukowe, ale także część myśliwych. Od tego momentu można było polować przy pomocy noktowizorów używać tłumików i strzelać do warchlaków. W celu zachęcenia potencjalnych opornych, za odstrzał ciężarnej lochy - co w świetle Ustawy o Ochronie Przyrody jest przestępstwem - oferowano bonus w wysokości 650 zł (w ostatni czwartek Naczelna Rada Łowiecka i Zarząd Główny Polskiego Związku Łowieckiego wyraziły dezaprobatę dla odstrzału ciężarnych loch).
No i zaczęło się. Już w 2018 roku trwały intensywne odstrzały, ale - ku zaskoczeniu polityków – efektów nie było. Nowe ogniska ASF pojawiały się w całym kraju. Z problemem, ale i wściekłością hodowców musiał zmierzyć się następca Krzysztofa Jurgiela, Jan Ardanowski. Niestety - poszedł na łatwiznę. Nie zadał sobie trudu pochylenia się nad wynikami zeszłorocznych działań i ich zasadnością. Uznał, że należy kontynuować odstrzał.
Akademicy, organizacje ochrony zwierząt oraz zwykli Polacy wyrażali swoje oburzenie apelując do rozsądku a nawet sumienia rządzących Nieskutecznie. 12 stycznia 2019 roku ma się rozpocząć ogólnopolska rzeź dzików. Pod lufy pójdzie 200-210 tysięcy osobników. Wiek, płeć i stan nie ma znaczenia – dziki, gińcie.
Nie trzeba być naukowcem, żeby zorientować się, że to nie redukcja. To eksterminacja. Eksterminacja gatunku, którego obecność w środowisku trudno przecenić. Jego zniknięcie z łańcucha przyrodniczych zależności wywoła negatywne skutki zarówno dla przyrody (na rządzących robi to niewielkie wrażenie), jak i dla człowieka (tym wypadałoby się już przejąć).
Dlaczego dzik jest ważny
To nie do końca poprawne, ale zacznę od spraw drugorzędnych. Dzik to faktycznie zwierzę mało urodziwe (likwidację brzydali jakoś zawsze łatwiej zaakceptować), raczej bohater żartobliwych wierszyków dla dzieci, niż chwytających za serce bohater typu jelonek Bambi.
Co prawda większość dorosłych miała okazję spotkać dzika face to face, ale zobaczyć, nie znaczy zrozumieć jak ważną rolę pełni w ekosystemach.
Teraz zrobi się o wiele poważniej. Rola dzików jest niebagatelna. Żeby zdobyć pożywienie, ryją w ziemi (buchtują). To wtedy wywracają ściółkę i przyspieszają rozkład martwej materii w lesie. W tych buchtowiskach mogą kiełkować nasiona drzew, a to ma to ogromny wpływ na odnawianie się lasów w sposób naturalny.
Dziki, jako wszystkożercy, w dużej mierze żywią się też gryzoniami, które są rezerwuarem kleszczy. Brak dzików w środowisku może doprowadzić – pokazują to badania z innych krajów – do jeszcze bardziej gwałtownego wzrostu liczebności pasożytów, a przecież zarówno człowiek, jak i zwierzęta dzikie i domowe są narażone na ataki tych uciążliwych krwiopijców
Poprawie sytuacji nie pomagają coraz cieplejsze zimy, które sprawiły, że kleszczy mamy coraz więcej. Praktyczne wyeliminowanie redukującego je czynnika może sprawić, że wysyp przenosicieli boreliozy, mamy jak w banku.
Dziki, choć trudno je o to podejrzewać, regulują również liczebność owadów pasożytniczych i tzw. szkodników lasu, ponieważ ryjąc glebę żywią się także owadami i ich larwami. Szacunki naukowców pokazują, że działalność dzików może ograniczać liczebność takich organizmów nawet o 30 procent.
Reasumuję, usuwając ze środowiska przyrodniczego dziki, ten wysoce pożyteczny gatunek, fundujemy sobie klęski związane z nagłym pojawieniem się (gradacja) różnorodnych szkodników. To przełoży się na wysokie koszty ich zwalczania, a także na zatruwanie lasów środkami ochrony roślin. I powracając do tematu człowieka - na nasz kontakt ze szkodliwymi opryskami.
Wspomnę jeszcze o jednym. Dziki, wraz z żyjącymi w lasach małymi drapieżnikami, usuwają padlinę i wszelkie szczątki, przyczyniając się do ich szybszego obiegu w przyrodzie – jem, wydalam, użyźniam. Mało poetyckie, a jednak nieodzowne w obiegu materii.
Czym jest ASF
Żeby zrozumieć, dlaczego eksterminacja dzików będzie miała znikomy wpływ na zatrzymanie ASF, warto się pochylić nad problemem czym w istocie jest ASF i jakie są drogi jego przenoszenia.
Za ASF odpowiada dwuniciowy wirus DNA należący do rodziny Asfaviridae. Problem ze zwalczaniem tego wirusa polega na jego odporności na obróbkę termiczną, wysychanie i zmiany pH.
Potrafi on przetrwać nawet pół roku w mrożonym mięsie. Inaktywacji (utracie aktywności) tego wirusa można dokonać dopiero w temperaturze powyżej 75 stopni C (ewentualnie promieniami gamma). Wirus występuje głównie na terenie Afryki (Angola, Mozambik), ale także np. na Sardynii. Jego nosicielami są trzoda chlewna, ale także dziki, guźce i pewien rodzaj kleszczy. Chorobę po raz pierwszy zaobserwowano na terenie Kenii w 1910 roku. Do roku 1957 nie rozprzestrzeniała się jednak poza Afryką.
To już nieaktualne. W czerwcu 2013 roku przypadki zachorowań pojawiły się na Białorusi, a w lutym 2014 roku pierwsze przypadki odnotowano w Polsce – ofiarami były dziki odnalezione na naszej granicy z Białorusią.
Od 2016 roku choroba zaczęła się rozszerzać. Prawdą jest, że zakażenie wirusem kolejnych zwierząt prowadzi do szybkiego rozprzestrzeniania się epidemii i dużych strat ekonomicznych. Najważniejszy jest jednak sam proces przenoszenia ASF.
W dzikich populacjach zakażenie następuje głównie za pomocą kleszczy, w których wirus może przetrwać nawet do 3 lat. U trzody chlewnej zakażenie następuje drogą wziewną między osobnikami oraz - co bardzo istotne – przez zainfekowaną karmę.
Także ptaki krukowate odwiedzające w poszukiwaniu pożywienia gospodarstwa, mogą przyczyniać się do roznoszenia tej choroby
Głównym nosicielem ASF jest jednak człowiek.
Stajemy więc wobec pytania - w jaki spsób eksterminacja dzika mogłaby mieć wpływ na powstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa, skoro trzoda chlewna rzadko styka się ze swoimi dzikimi krewnym, a winę za epidemię ponosimy głównie my sami?
Zdarza się – to częste przypadki – że właściciele chlewni nie zgłaszają upadków zwierząt i sami próbują utylizować padlinę (wywożąc ją do lasu lub zakopując niedaleko gospodarstwa).
Ewentualnie – znane są przypadki - gdy właściciel trzody był myśliwym i cała jego chlewnia musiała zostać uśmiercona.
Amatorszczyzną wykazują się niestety też sami myśliwi. W 2018 roku padlina - zamiast trafić do zamrażarek bezpośrednio po zastrzeleniu dzików – często zalegała w lesie kilka dni, stając się nowym rozsadnikiem choroby.
Warto także przypomnieć, że dziki, które migrują o wiele mniej, niż na przykład jelenie, mogą podczas polowań zborowych w panice przemieścić się na duże odległości i roznieść chorobę na niedotknięte nią dotychczas obszary. W ten sposób polowania mogą przynieść skutek odwrotny od zamierzonego.
Co robić ? Po pierwsze: myśleć
Reasumując. Konieczne jest przeprowadzenie intensywnej akcji informacyjnej wśród hodowców i wszystkich mogących mieć jakikolwiek kontakt z wirusem.
Potrzebna jest także intensywna kontrola osób przybyłych zza wschodniej granicy: wirus ASF może się znajdować w żywności wytworzonej na terenach objętych już wirusem.
Przede wszystkim jednak trzeba zapewnić hodowcom pełną rekompensatę za poniesione straty. Mydlenie im oczu i przekonywanie, że odstrzał skończy problemy z ASF to działanie na krótką metę.
Nie wolno również w żadnym razie pominąć najważniejszego aspektu w zapobieganiu tej chorobie. Najskuteczniejszym sposobem w hamowaniu rozprzestrzeniania się wirusa ASF jest skuteczne wdrożenie zasad bioasekuracji. Także te działania powinny się odbyć przy dużym finansowym udziale rządu.
Fundusze marnowane obecnie na bezcelowe i szkodliwe odstrzały powinny być natychmiast przeznaczone na edukację dotyczącą działań prewencyjnych, zabezpieczania chlewni oraz na maty dezynfekcyjne.
Inaczej. Strzelając do dzików, strzelamy sobie w stopę
Natalia Osten-Sacken - dr nauk biologicznych kierunek ekologia, obszar działania parazytologia i choroby zakaźne. Centrum Weterynarii UMK Toruń.