"Musimy mniej dokopywać innym"
Ludowcy zapowiadają, że w przedwyborczej walce nie będą wykorzystywać katastrofy smoleńskiej. Ze stoickim spokojem przyjmują też wyniki najnowszego sondażu, w którym partia nie przekroczyła progu wyborczego. Czy słusznie?
05.08.2011 | aktual.: 13.09.2011 12:01
- Mamy już swój wiek na scenie politycznej i to pozwala nam z dystansem podchodzić do tego, co się dzieje - mówi Stanisław Żelichowski, poseł PSL. - Poza tym, jesteśmy partnerem do negocjacji dla dwóch największych partii. Platforma nie pójdzie na żadne rozmowy do PiS-u i odwrotnie, więc wiele ustaleń dokonuje się w klubie parlamentarnym PSL. Dlatego musimy być mniej wyraziści i mniej dokopywać innym, aby tę pozycję utrzymać. To jest nasza słabość i nasza siła - dodaje Żelichowski.
Według politologa doc. dr Ewy Pietrzyk-Zieniewicz PSL obrało słuszną strategię. - Ta partia nie ma powodu, aby angażować się w kłótnie z PO i PiS. Ludowcy są potencjalnym koalicjantem dla obu stron, więc po co to im nieporozumienia? Na pewno nie przydadzą się one podczas późniejszych rozmów koalicyjnych.
Ten brak wyrazistości może jednak w dłuższej perspektywie sporo kosztować. W najnowszym sondażu SMG/KRC dla "Faktów" TVN PSL uzyskało 4 punkty procentowe. Według sondaży Wirtualnej Polski w lipcu poparcie dla tej partii oscylowało w granicach 4-5 procent. To za mało, aby wejść do sejmu. Posła Stanisława Żelichowskiego nie martwią jednak te informacje. - Żeby zrobić uczciwy sondaż, trzeba mieć co najmniej pięciotysięczną próbę badanych. Sondaże telefoniczne, bazujące na tysiącosobowej próbie dają tylko przybliżony wynik. Potwierdza to też doc. dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz. - Sondażowo PSL był zawsze trochę niedoszacowany. Poza tym ich elektorat często nie ma dostępu do sieci telefonicznej lub nie chce odpowiadać na pytania o swoje preferencje wyborcze przez telefon.
PSL stawia na lokalne autorytety
Niezrażone niskimi wynikami w sondażach PSL zapewnia, że kartą przetargową w tej kampanii będą ludzie. - W sondażach najważniejszy jest szyld partyjny, a na wynik wyborów wpływa też jakość list wyborczych. Na naszych listach będzie 40, a w niektórych okręgach 50% osób, które są autorytetami w swoich środowiskach. Na takich ludziach się opieramy - mówi poseł Żelichowski.
PSL najbardziej intensywnie zabiega o wyborców na szczeblu lokalnym. W niedzielę minister rolnictwa Marek Sawicki pojawił się na Dniach Drohiczyna i w Kosowie Lackim, gdzie odbywały się zawody strażackie. W poniedziałek minister odwiedził Suchożebry (pow. siedlecki), aby wziąć udział w uroczystości otwarcia i poświęcenia nowego szpitala. Z wyborcami spotkała się też w sobotę minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak, która gościła na 750-leciu gminy Przewóz.
- Te święta i spotkania są elementem tradycji narodowej, z której nie chcemy rezygnować - mówi Żelichowski. Poseł deklaruje jednak, że jego partia nie skupia się już tylko na wyborcach wiejskich. - Nie możemy stracić z pola widzenia rolników, jednak liczymy też na poparcie samorządowców, leśników, lekarzy. U mnie na liście jest znana aktorka. Wierzymy, że już nie tylko wieś będzie głosowała na PSL - niewielki procent tego środowiska idzie do wyborów i musimy też wziąć pod uwagę inny elektorat.
Pozostałe grupy wyborców ma przekonać do PSL spokojny sposób prowadzenia kampanii, bez angażowania się w wojnę polsko-polską - Nie chcemy działać na bazie tragedii smoleńskiej, za bardzo szanujemy swoich zmarłych, żeby wykorzystywać ich pamięć do doraźnych celów i robić na tym tle politykę - mówi Żelichowski. Dodaje też, że "osób, które działały na bazie emocji, jak np. Andrzej Lepper, już nie ma w sejmie, to działa na krótką metę. Rację mają ci, którzy pokazują trudną drogę, perspektywiczną".
Jakie perspektywy rysują się przed PSL? - Na pewno ta partia wejdzie do sejmu - uważa doc. dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz. - PSL może zdobyć od 5-7 procent poparcia w wyborach. Wiele zależy od tego, jak zaplanują kampanię duże partie i czy będą one toczyć ze sobą ostry spór. PSL może skorzystać na zmęczeniu wyborców ostrym stylem uprawiania polityki i zyskać dodatkowe 2-3 procent.
Anna Korzec, Wirtualna Polska