Murowany pokój
45 lat temu sowiecki wschód oddzielił się od demokratycznego zachodu berlińskim murem. Alianci byli tym kompletnie zaskoczeni, mimo że mieli wysoko postawionego w radzieckim wywiadzie wojskowym szpiega. Betonowa zapora wieńczyła kilkunastoletni okres sporów między byłymi sojusznikami o losy podzielonego miasta.
09.08.2006 | aktual.: 09.08.2006 11:46
W połowie czerwca 1961 r. przywódca NRD Walter Ulbricht w wywiadzie prasowym, zapytany o możliwość wzniesienia muru w Berlinie, powiedział: „Nie jest mi wiadomy taki zamiar. Robotnicy budowlani naszej stolicy zajmują się przede wszystkim budownictwem mieszkaniowym i ich wysiłek jest nastawiony na to. Nikt nie ma zamiaru budować jakiegoś muru”.
11 sierpnia 1961 r. tajny raport zachodnioniemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) donosił: „Nie ma nic szczególnego do zasygnalizowania”.
13 sierpnia 1961 r. Po stronie wschodniego Berlina zaczęto wznosić mur. Początkowo była to żywa zapora (żołnierze radzieccy stanęli obok enerdowskich na 140-kilometrowym odcinku). Potem rozpięto zasieki z drutu kolczastego, nieco później postawiono betonowy mur, zamurowano od strony zachodniej okna domów, do których wejście było w Berlinie wschodnim.
Tak 45 lat temu w Berlinie powstał najbardziej znany symbol zimnej wojny. W żelaznej kurtynie, która – przywołując słynne słowa Winstona Churchilla – zapadła w poprzek kontynentu w 1945 r., Berlin Zachodni stanowił poważną dziurę. Ta dziura została właśnie zatkana. Siła symbolu, jakim szybko stał się ten mur oddzielający wolny świat od radzieckiej strefy, była ogromna. Dość przypomnieć, że to nie utworzenie w Polsce rządu Tadeusza Mazowieckiego 24 sierpnia 1989 r., ale rozbicie muru w Berlinie, co nastąpiło 77 dni później, jest traktowane jako koniec zimnej wojny. Prawdopodobnie dlatego, że przez cały czas jej trwania Berlin Zachodni był bodaj najbardziej newralgicznym punktem świata, „wyspą w środku czegoś, co nazwano Niemiecką Republiką Demokratyczną” – jak zauważył Henry Kissinger, albo też „rakotwórczą naroślą w sercu NRD” – jak mawiał Nikita Chruszczow. Pierwsze starcie. Rok 1948
5 czerwca 1945 r. alianci dokonali podziału Niemiec i ich stolicy na cztery strefy okupacyjne. Dwa tygodnie później zawarli układ regulujący dostęp państw zachodnich do Berlina, który leżał przecież w środku radzieckiej strefy. Zachodni alianci uzyskali prawo do korzystania z dwóch linii kolejowych i z autostrady Berlin–Marienborn oraz gwarancje nietykalności osób i towarów. Układ był porozumieniem ustnym, gdyż w chwili jego zawierania sojusznicy nie podejrzewali, że tak szybko dojdzie do konfrontacji między nimi. Gen. Lucius Clay, od 1947 r. dowódca amerykańskiej strefy okupacyjnej, tak wspominał tamtą decyzję: „Byliśmy tam z największą armią świata, nikt nie troszczył się o to, że ktoś mógłby zablokować nasze drogi i linie kolejowe”.
Dość szybko zorientowano się, że naleganie Stalina, by zjednoczyć kraj, kryło w sobie pułapkę – Niemcy mogłyby być państwem według radzieckiego modelu politycznego. Dlatego trzeba było dokonać wyboru: wolność bez jedności lub jedność bez wolności. Utworzenie Bizonii, później włączenie zachodnich Niemiec do planu Marshalla było przymiarką do wyodrębnienia państwa zachodnioniemieckiego.
Rosjanie już od marca 1948 r. zaczęli zacieśniać pierścień wokół własnej strefy. Od tej pory żaden transport nie mógł wjechać na obszar radzieckiej strefy bez zgody okupanta. Uzasadniano tę decyzję koniecznością powstrzymania ucieczek spekulantów i zbrodniarzy wojennych.
18 czerwca 1948 r. ogłoszono wprowadzenie w zachodnich strefach Niemiec nowej waluty: deutsche mark, a pięć dni później alianci oznajmili, że waluta ta będzie także obowiązywać w kontrolowanych przez nich sektorach Berlina. Ta decyzja wywołała ostrą reakcję Kremla. 24 czerwca Rosjanie wprowadzili blokadę szlaków kolejowych, dróg lądowych i rzek do i z Berlina. Komunikat oficjalny w tej sprawie był zupełnie nie na temat: „W następstwie wypadku technicznego na kolei biuro transportu Radzieckiej Administracji Wojskowej w Niemczech zostało zmuszone do przerwania w nocy 24 czerwca ruchu pasażerskiego i towarowego w obie strony na trasie Berlin–Helmstedt”.
Prezydent Harry Truman nie wątpił, że Stalin chce zmusić aliantów do wycofania się z miasta. 2,5 mln ludzi zagroziły głód i zimno. Zapasy żywności oszacowano na dwa miesiące, węgla na sześć tygodni. Otwarta pozostawała jedynie droga powietrzna, gdyż w przeciwieństwie do dróg lądowych i wodnych połączenie lotnicze między Berlinem i Zachodem było zagwarantowane przez oficjalne porozumienia sojusznicze.
W pierwszym odruchu zamierzano rzucić wyzwanie Rosjanom i wysłać autostradą konwój ciężarówek osłaniany przez pojazdy wojskowe. Jednocześnie w ramach akcji odwetowej planowano zamknięcie własnych portów i Kanału Panamskiego dla radzieckich statków. Truman nie zgodził się na takie kroki, ale zapytany, czy w związku z tym żołnierze amerykańscy powinni wycofać się z Berlina, powiedział: Zostajemy! 22 lipca 1948 r. w Waszyngtonie zwołano posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, na które ściągnięto z Berlina gen. Claya. Potwierdzał on, że berlińczyków opanowała jakaś wspaniała determinacja i są gotowi jeszcze mocniej zacisnąć pasa, ale nie poddać się radzieckiej presji. Według szacunkowych obliczeń zaledwie 5 proc. mieszkańców było gotowych przyjąć radziecką ofertę – możliwość zaopatrywania się we wschodnim sektorze.
Częstotliwość lotów mostem powietrznym wymagała ściągnięcia setek samolotów transportowych. Brytyjczycy dostarczyli Yorki i Dakoty, Amerykanie C-47 i najnowsze duże, czterosilnikowe C-54, które sprowadzono aż z Panamy, Hawajów i Alaski. Każdy samolot wykonywał średnio trzy loty dziennie, z Frankfurtu na lotniska Gatow lub Tempelhof w Berlinie. Służby naziemne pracowały 24 godziny na dobę. Dzienny tonaż dostaw szybko rósł i miasto żyło, ale dwie rzeczy napawały niepokojem aliantów. Pierwsza to widmo zbliżającej się zimy, która mogła sparaliżować most. Druga to narastające napięcie, które potęgowała wyraźnie większa aktywność radzieckich myśliwców wokół korytarzy powietrznych.
31 stycznia 1949 r. Stalin dał do zrozumienia, że jest gotów podjąć rokowania w sprawie Berlina. Zorientował się bowiem, że blokada tylko utwierdziła Zachód w przekonaniu o konieczności poświęcenia wschodu i utworzenia demokratycznych Niemiec zachodnich. 11 maja Rosjanie znieśli blokadę, a kilka sekund po północy konwój ciężarówek ruszył z Marienborn w stronę Berlina.
Drugie starcie. Rok 1953
Rosjanie, mimo deklaracji przyjaźni i słów otuchy dla demokratycznych Niemiec, bezwzględnie egzekwowali reparacje wojenne. W latach 1949–53 zdemontowano i wywieziono wyposażenie fabryk i zakładów przemysłowych wartości 4 mld dol. Była to prawie czwarta część potencjału przemysłowego wschodnich Niemiec. Ponadto NRD musiała dostarczyć w ramach odszkodowań towary konsumpcyjne na sumę ponad 6 mld dol. i utrzymywać 600 tys. żołnierzy radzieckich stacjonujących na jej ziemi.
W lipcu 1952 r. zerwano już oficjalnie z zasadą demokracji parlamentarnej i zaczęto budować realny socjalizm. Konsekwencją tego była nacjonalizacja przemysłu, handlu, kolektywizacja rolnictwa i rozwój przemysłu ciężkiego. Jakie to miało skutki dla gospodarki i tak duszonej przez reparacje – łatwo sobie wyobrazić. Na początku 1953 r. brakowało już pokrycia na pracownicze kartki żywnościowe. Można było mieć nadzieję, że zmianę przyniesie śmierć Stalina, ale okazało się, że sami liderzy NRD zaliczali się raczej do naśladowców Ojca Narodów niż reformatorów i – aby rozwiązać trudności – szukali rezerw bardziej w zaostrzeniu kursu niż w jego liberalizacji. 18 maja 1953 r. wydano dekret, w którym zapowiedziano podwyższenie norm i spadek płac. To groziło wybuchem, z czego zdano sobie sprawę nawet w Moskwie, i dlatego zaproszono do stolicy Kraju Rad delegację niemiecką. Zażądano od niemieckich liderów korekt w polityce wewnętrznej, wprowadzenia liberalniejszego nowego kursu. Nie było rady, trzeba było wykonać rozkaz
radzieckich zwierzchników. Biuro Polityczne Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED) 9 czerwca przyjęło zasady nowego kursu, ale nie odwołało postanowień z majowego dekretu. W życie weszły nowe, wyższe normy. Wtedy wybuchł bunt. 15 czerwca 1953 r. zaczął się strajk na budowie szpitala w dzielnicy Fredrichshain. Dzień później Aleją Stalina ruszyła demonstracja robotników. Przed gmachem rządu liczyła już 100 tys. ludzi. Przyciśnięci przywódcy zapowiedzieli rewizję norm pracowniczych w przyszłości, co było grą na czas. Poirytowani strajkujący ogłosili na następny dzień strajk generalny, który szybko przybrał charakter polityczny. Tłumy w centrum Berlina skandowały hasła wolności. Palono czerwone flagi, zaatakowano biura partii, domagano się wolnych wyborów i zerwania z reżimem komunistycznym. Jak zauważył Wilhelm Zaisser, ówczesny minister bezpieczeństwa publicznego: „Teraz chodzi o to, my czy oni”. Powstanie zaczęło rozprzestrzeniać się na całe państwo, co oznaczało, że stłumić mogła je jedynie Armia
Czerwona. 15 dywizji opuściło koszary. Spontaniczna rewolta, bez kierownictwa, organizacji, została łatwo spacyfikowana. Oficjalnie zginęło 21 osób, później rozstrzelano 141 za udział w faszystowskim puczu, jak nazywała powstanie propaganda enerdowska.
Bertolt Brecht napisał potem: „Po powstaniu 17 czerwca sekretarz Związku Literatów kazał rozdawać w Alei Stalina ulotki mówiące, że naród zawiódł zaufanie rządu i odzyskać je może tylko »podwójnie wytężoną pracą«. Czy nie byłoby prościej, gdyby rząd rozwiązał Naród i wybrał sobie inny?”.
Trzecie starcie. Rok 1961
10 listopada 1958 r. Nikita Chruszczow, nowy przywódca radziecki, wygłosił mowę, w której stwierdził, że pora skończyć z dotychczasowym statusem Berlina i kontrolą czterech mocarstw. Niech USA, Anglia i Francja nawiążą normalne stosunki z NRD i rozstrzygną sprawy dotyczące miasta. 27 listopada Chruszczow skonkretyzował swoje myśli w nocie do rządów mocarstw i zaproponował utworzenie z Berlina Zachodniego zdemilitaryzowanego wolnego miasta. Postawił też ultimatum: jeśli w ciągu pół roku nie dojdzie do tych porozumień, Związek Radziecki podpisze traktat pokojowy z NRD i w ten sposób zniesione będą prawa okupacyjne, w tym prawo Zachodu do linii komunikacyjnych. Konrad Adenauer w rozmowie z prezydentem de Gaullem w grudniu 1959 r. powiedział: „Jeśli stracimy Berlin, moja pozycja polityczna natychmiast stanie się nie do utrzymania. Socjaliści przejmą władzę w Bonn. Oni są gotowi dojść do porozumienia z Moskwą, a to oznacza koniec Europy”.
Tak rozpoczął się kolejny kryzys w Berlinie, którego dramaturgię wspaniale opisał Henry Kissinger w swojej „Dyplomacji”. Aż ciarki chodzą po plecach, gdy uświadamiamy sobie, że w politycznych kalkulacjach pojawiało się ryzyko konfliktu nuklearnego. Co prawda prezydent Eisenhower w lutym i marcu 1959 r. uspokajał Amerykanów, że nie wybiera się na wojnę w Europie i że nie wie, „jak można cokolwiek uwolnić za pomocą nuklearnej broni”, ale nie wszyscy podzielali jego opinię. Prezydent Francji Charles de Gaulle, który powrócił do władzy po 12 latach nieobecności, nalegał, by nie poddawać się presji Chruszczowa, nawet za cenę ryzyka wojny nuklearnej. Zupełnie innego zdania był premier Wielkiej Brytanii Harold Macmillan, który reprezentował pogląd zdecydowanej większości swoich rodaków przekonanych, że nie ma sensu ryzykować wojny o stolicę dopiero co pokonanego wroga. Prezydent Eisenhower także nie chciał drażnić rosyjskiego niedźwiedzia i na spotkaniu z Chruszczowem w Camp David we wrześniu 1959 r. zapewniał, że
Ameryka nie ma zamiaru pozostawać w Berlinie na zawsze. Wkrótce potem w rozmowie ze swoim doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Gordonem Grayem Eisenhower przyznał, że jego zdaniem „Berlin jest czymś nienormalnym. Powinniśmy znaleźć jakąś drogę do budowy Wolnego Miasta, które mogłoby być jakąś częścią zachodnich Niemiec, a Narody Zjednoczone stałyby się stroną gwarantującą wolność i bezpieczeństwo miastu, z którego usunięto by siły wojskowe, a pozostawiono jedynie policję”. Te mało precyzyjne zamiary prezydenta nie rozwiązały problemu, ale uspokoiły nieco Chruszczowa i umożliwiły dalsze konsultacje, mimo że upłynął już termin ultimatum. Wreszcie ustalono, że problem Berlina zostanie gruntownie omówiony podczas szczytu Wielkiej Czwórki w maju 1960 r. Jednak na dwa tygodnie przed spotkaniem Rosjanie zestrzelili amerykański samolot szpiegowski U-2, co dało pretekst Chruszczowowi do zerwania konferencji. Ale wracając do Moskwy zatrzymał się w Berlinie, gdzie oznajmił, że przesuwa kolejny termin ultimatum do
czasu wyboru nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Na początku czerwca 1961 r. Nikita Chruszczow spotkał się z Johnem F. Kennedym w Wiedniu i ponownie oznajmił, że daje Zachodowi kolejnych sześć miesięcy na decyzje w sprawie traktatu pokojowego z Niemcami, uwzględniającego nowy status Berlina. Wydawało się, że nic szczególnego nie wydarzy się w Berlinie przynajmniej do końca roku.
Zapowiedzią jednak jakiejś akcji było pojawienie się w Berlinie marszałka Iwana Koniewa, bohatera II wojny. Zastanawiające były jego słowa wypowiedziane 10 sierpnia na spotkaniu z przedstawicielami zachodnich władz okupacyjnych: „Bez względu na to, co się wydarzy w najbliższej przyszłości, wasze prawa pozostaną nienaruszone. Żadne nasze działania nie będą skierowane przeciwko Berlinowi Zachodniemu”. On wiedział, że od pewnego czasu grupa dwudziestu osób pod kierunkiem Ericha Honeckera opracowuje plan odcięcia radzieckiego sektora, formalnie stolicy NRD, od Berlina Zachodniego.
Od pewnego czasu CIA i brytyjski wywiad miały bardzo cennego i dobrze poinformowanego szpiega. Był nim pułkownik Oleg Pieńkowski, zastępca szefa sekcji zagranicznej radzieckiego wywiadu wojskowego (GRU). Ale nawet on nie wiedział o planowanej akcji, gdyż zapewne powiadomiłby o tym swoich oficerów prowadzących. Miał ku temu wiele okazji. Z raportów CIA i MI6 wynika, że kilkakrotnie spotykał się z nimi latem 1961 r. Podobno dopiero 9 sierpnia Pieńkowski zdobył informacje o planowanej na noc z 13 na 14 sierpnia akcji w Berlinie, ale nie miał jak o tym powiadomić swoich mocodawców.
Dopiero 22 sierpnia brytyjski biznesmen Greville Wynne, działający jako kurier SIS (Secret Intelligence Service), przybył do Moskwy. Następnego dnia otrzymał od Pieńkowskiego sześć rolek filmu z fotografiami tajnych dokumentów, które zawierały szczegółowe specyfikacje konstrukcji muru berlińskiego. Kiedy materiały te dotarły do Białego Domu, prezydent Kennedy powiedział: „Znowu mnie wydymali” (fucked again!). Jednak prezydent, mimo tej spontanicznej reakcji, nie podjął jakichś spektakularnych działań, które miałyby pokazać jego siłę i determinację. Za radą McGeorge’a Bundy’ego z Biura Bezpieczeństwa Narodowego próbowano przekonać Niemców z Zachodu, że w ich interesie będzie uznanie realnego istnienia dwóch państw niemieckich. W kwietniu 1962 r. Amerykanie przedstawili plan powołania International Access Authority, ciała, które miało czuwać nad kontrolą ruchu z i do Berlina. Mieli w nim zasiadać: ze strony zachodniej przedstawiciele USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Republiki Federalnej i Berlina Zachodniego,
wschód mieli reprezentować przedstawiciele Związku Radzieckiego, Polski, Czechosłowacji, NRD i Berlina wschodniego. Dodatkowo mieli się w nim znaleźć reprezentanci trzech państw neutralnych: Szwecji, Szwajcarii i Austrii. Nic z tego projektu nie wyszło, a ostatecznie odrzucił go Adenauer w maju 1962 r.
Największe więzienie świata
I tak mur stawał się mocniejszy i coraz lepiej strzeżony przez zdecydowane na wszystko enerdowskie patrole. Chruszczow po trzech latach ostatecznie zapomniał o swoim półrocznym ultimatum. Nigdy też już nie doszło do jakiegokolwiek globalnego konfliktu związanego z istnieniem Berlina Zachodniego.
Od czasu, gdy stanął mur, setki ludzi usiłowały wydostać się z tego największego więzienia. Metody były rozmaite, śmiałe, brawurowe, choć często okupione śmiercią. Dość często wykorzystywano tradycyjne podkopy. Takim tunelom nadawano potem numery, np. tunel 28. Oznaczało to liczbę uciekinierów, którzy tą drogą uzyskali wolność. Budowano niskie pojazdy pancerne, którymi próbowano przebić się pod barierami przejść granicznych. Przerabiano silniki w typowych samochodach, by w wolnym miejscu w komorze mógł ukryć się człowiek. Już w listopadzie 1961 r. pięć osób obłożyło się pancernymi płytami w starym Oplu i zacementowało drzwi od środka. Przejechali silnie ostrzelani, ale przeżyli. Konstruowano samolociki, balony, miniaturowe okręty podwodne, a odważniejsi próbowali skorzystać z linii wysokiego napięcia wiodących do Berlina Zachodniego i przeprawiali się po nich. Straże enerdowskie strzelały bez pardonu.
Dzisiaj aż trudno uwierzyć, że wszystko to działo się jeszcze tak niedawno w sercu Europy.
Maciej Zakrocki