Mułła Omar oszukał negocjatorów Karzaja
Przywódca afgańskich talibów mułła Omar pod koniec roku zawarł porozumienie z wysłannikami obecnego szefa rządu Hamida Karzaja w sprawie poddania swych oddziałów; w ostatniej chwili jednak zerwał je i uciekł w nieznanym kierunku - podała w środę agencja Reuters, powołując się na jednego ze współpracowników Hamida Karzaja, wojskowego dowódcę Pasztunów mułłę Nakibullaha.
Jak powiedział Nakibullah, Mohammad Omar zgodził się na poddanie i złożenie broni przez stacjonujące w Kandaharze oddziały talibów, w zamian za pełną amnestię.
Porozumienie, którego celem miało być powstrzymanie dalszego rozlewu krwi w walkach o miasto, zostało wynegocjowane i zaaprobowane przez grupę talibańskich dowódców. Mułła Omar, który niechętnie podchodził do tego pomysłu, ostatecznie ugiął się pod naciskiem swych dowódców i zgodził na przekazanie sprzętu pasztuńskim oddziałom w zamian za puszczenie wolno walczących u jego boku talibów.
Tego dnia, gdy rano miało dojść do przekazania talibańskiego sprzętu - opowiedział Nakibullah - pasztuńskie oddziały nie znalazły na miejscu Omara, ani jego ludzi, a także większości broni. Talibowie w nocy wymknęli się z okrążenia, pozostawiając na miejscu jedynie część zdezelowanego sprzętu, w tym wiele pojazdów.
Nakibullah jest obecnie właścicielem białej limuzyny, którą jeździł Omar.
Przywódca pasztuński twierdzi, że rozmowy z Omarem prowadził na polecenie obecnego premiera Karzaja - ich celem faktycznie było doprowadzenie do aresztowania Omara. Ostatecznie jednak to Nakibullah został wprowadzony w pole.
W Kandaharze twierdzi się, że Nakibullah - pochodzący z wpływowego pasztuńskiego rodu Alikozajów - za rządów talibów utrzymywał z nimi kontakty i uważany był za poplecznika Omara. Trudnił się także przemytem, a część dochodów z tego procederu miał oddawać talibom - podaje Reuters.
Nakibullah zaprzecza takim zarzutom, jak również twierdzeniom, że umyślnie wypuścił Omara z Kandaharu, pomagając mu uciec z oblężonego miasta. (mk)