MSZ nie ma sobie nic do zarzucenia ws. Kadriego
Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie ma sobie nic do zarzucenia w sprawie Radosława Kadriego, pracownika irackiego biura wrocławskiej Jedynki. Rzecznik MSZ Bogusław Majewski powiedział, że nie można było wcześniej przewieźć Kadriego z Iraku do Polski zarówno ze względów bezpieczeństwa, jak i przyczyn organizacyjnych.
12.06.2004 16:20
Radosław Kadri - pracownik Jedynki, porwany 1 czerwca w Bagdadzie - zapowiedział po przylocie do Warszawy, że złoży skargę do MSZ w związku z przetrzymywaniem go w polskiej ambasadzie w Bagdadzie.
Kadri powiedział, że nie da się - jego zdaniem - racjonalnie wytłumaczyć zachowania pracowników polskiej placówki i uniemożliwianie mu powrotu do kraju. Kadri wraz z dyrektorem biura Jedynki w Bagdadzie Jerzym Kosem zostali porwani przez irackich rebeliantów. Kadri sam się uwolnił i uciekł wkrótce po porwaniu natomiast Kos został uwolniony kilka dni później przez amerykańskich żołnierzy.
Rzecznik Majewski powiedział, że do momentu oswobodzenia Jerzego Kosa polski MSZ uważał, że Kadri powinien zostać w Iraku. Po uwolnieniu dyrektora Biura Jedynki - głównym celem było przewiezienie go do Polski, a w następnej kolejności przewiezienie Kadriego. Majewski podkreślił, że polski MSZ nie chciał, aby wracali oni razem, a nastepny samolot do Polski po odlocie Jerzego Kosa udało się zorganizować dopiero za dwa dni.
Radosław Kadri powiedział wcześniej, że największy żal ma do charge d'affaires polskiej ambasady w Bagdadzie Tomasza Giełżeckiego, który - jego zdaniem - mógł zabrać go do Warszawy już w czwartek, gdy leciał razem z uwolnionym z rąk porywaczy szefem biura wrocławskiej Jedynki Jerzym Kosem. Argument, że nie mieli oni czasu przyjechać po niego do ambasady, Kadri uznał za "śmieszny".
Według Kadriego, pracownicy ambasady postępowali w stosunku do niego niekonsekwentnie. Jednego dnia przez cały dzień, ze względów bezpieczeństwa, przetrzymywano go na terenie konsulatu, podczas gdy następnego dnia wysłano do odległego posterunku irackiej policji bez ochrony, jedynie w towarzystwie tłumacza i dwóch policjantów. Kadri, który winą za całą sytuację obarcza Tomasza Giełżeckiego, dodał, że podobnych zdarzeń było kilka.
Skargę na postępowanie pracowników polskiej placówki dyplomatycznej w Bagdadzie Radosław Kadri zamierza złożyć w poniedziałek lub wtorek. Po krótkim odpoczynku pracownik wrocławskiej Jedynki zamierza wrócić do Bagdadu.