PolskaMózgi na sprzedaż

Mózgi na sprzedaż

Wrocław Bogate państwa zachodnie wykupują naszych najzdolniejszych młodych naukowców. 1500 dolarów co miesiąc przez trzy lata, zgodę na legalne zatrudnienie, szkołę dla dzieci i pracę dla współmałżonka proponuje rząd Nowej Zelandii osobom, które chciałyby rozpocząć tam studia doktoranckie. List intencyjny wraz z ofertą dla studentów przesłał tamtejszy minister edukacji.

Mózgi na sprzedaż
Źródło zdjęć: © SP-GW

15.09.2005 | aktual.: 15.09.2005 09:01

To nie pierwsza taka propozycja – mówi dr Małgorzata Pawłowska, kierownik działu informacji i współpracy międzynarodowej Politechniki Wrocławskiej. – Równie atrakcyjne dostajemy z krajów europejskich, a także azjatyckich. Rocznie półtora tysiąca naszych pracowników wyjeżdża za granicę, a pół tysiąca studentów wyrusza na różnego rodzaju staże naukowe, stypendia i praktyki. Zdaniem dr Pawłowskiej większość stypendystów wraca do Polski. Jednak coraz więcej osób postanawia zostać za granicą na stałe. Duża część absolwentów takich kierunków, jak mikrobiologia, biotechnologia, informatyka, matematyka, fizyka czy chemia woli robić karierę naukową poza Polską.

Szanse mają nawet ci, którzy u nas nie byli studentami wybitnymi. Wystarczy średnia powyżej 4,0 i trochę obrotności, by wylądować na uczelni w Niemczech, Danii, Szwecji, Finlandii lub Czechach. Rządom tamtejszych krajów opłaca się wydać pieniądze na stypendia dla cudzoziemców, bo pilnie potrzebują naukowców. Bez tego ich gospodarka nie będzie się rozwijać.

Bez złudzeń

Piotr Chojnowski jest jednym z lepszych studentów trzeciego roku informatyki na politechnice. Ma stypendium naukowe. W najbliższych dniach wyjeżdża na uniwersytet w Granadzie w Hiszpanii, gdzie będzie studiował przez rok. Nie ma złudzeń. Podobnie jak jego koledzy, którzy otrzymują najwyższe noty, nie zamierza zostać w kraju. – Nami nikt się nie interesuje – stwierdza. – Dla naszych wykładowców jesteśmy jedynie numerami identyfikacyjnymi. To, czy dobrze się uczymy, jest im kompletnie obojętne – dodaje. Nawet gdyby otrzymał propozycję pozostania na uczelni w kraju, nie skorzysta z niej.

Według dr. Marka Zimnaka, z Politechniki Wrocławskiej, konkurencja jest ogromna, zatem za granicę wyjeżdżają najlepsi. Ci, którzy korzystają z programów stypendialnych Erasmus, Leonard czy Socrates, najczęściej wracają – twierdzi. – Część z tych najbardziej operatywnych załatwia staże lub praktyki we własnym zakresie. Oni także najczęściej pozostają za granicą. Ich motywacja nie wystawia najlepszego świadectwa Polsce. Na Zachód marsz

Profesor Jan Szopa-Skórkowski z Instytutu Biotechnologii Uniwersytetu Wrocławskiego przyznaje, że ponad 90% jego doktorantów zostaje po studiach w Niemczech. Na polskich uczelniach nie ma dla nich etatów. – Ale widzę pierwszą jaskółkę poprawy – dodaje profesor. – Pewna firma z Malborka ufundowała w tym roku etat dla jednej naszej doktorantki. Dziewczyna jest zatrudniona tu na miejscu, ale pracuje dla tamtego przedsiębiorstwa.

– Większość młodzieży w Polsce wyjeżdża robić karierę naukową za granicą, ale część zostaje, wiedząc, że w kraju będzie się zmieniało. Chcą być w dobrej chwili w dobrym miejscu – zauważa dr hab. Marek Langner z Instytutu Fizyki Politechniki Wrocławskiej. Spośród jego ośmiu doktorantów tylko troje zamierza zostać na polskiej uczelni. Dwoje pojechało do Holandii, kolejna dwójka do Czech, jeden do Francji. – Ja zostaję tutaj. W Polsce też można robić karierę naukową i są na to pieniądze. Problem tylko w tym, że granty są źle przydzielane.

Po co pieniądze na badania 75-latkom? – dziwi się Magdalena Przybyło, legniczanka która skończyła politechnikę. Razem z kolegami zajmuje się badaniem liposomów, które mogą być np. nośnikami leków. Była na stypendiach w Danii i Czechach. Tamtejsze uczelnie stoją przed nią otworem. Ale Magda wybrała Wrocław. Mówi, że nie chce iść na łatwiznę. Udało jej się znaleźć w prężnie działającej grupie młodych naukowców. Nie dba o wielkie stypendium. – Na mnie poszły pieniądze polskich podatników. Jestem coś winna temu krajowi – uważa.

Nobel w tornistrze

Zupełnie innego zdania jest prof. Mirosław Soroka z Instytutu Chemii Politechniki Wrocławskiej. Chwali się tym, że w całej swojej karierze miał tylko trzech doktorantów. – Konwencja helsińska zapewnia możliwość każdemu obywatelowi świata mieszkania tam, gdzie zechce – podkreśla. – Co można robić w Polsce po doktoracie? Albo zostać na uczelni, albo wcisnąć się do jakiejś instytucji Polskiej Akademii Nauk. W Polsce nie ma żadnego przemysłu. Nie wymyślamy nowych mikroprocesorów ani katalizatorów do samochodów. Po co nam więc naukowcy? Kto czuje Nobla w tornistrze, powinien czym prędzej wyjeżdżać na zagraniczną uczelnię – radzi prof. Soroka.

Godne stypendium

Prof. Leszek Pacholski, informatyk, rektor Uniwersytetu Wrocławskiego:
– Od pięciu lat znaczna część absolwentów przedmiotów ścisłych wyjeżdża na dalszą naukę na zagraniczne uniwersytety. Ruch – to dla nauki dobre zjawisko. Problem jednak w tym, że na razie ludzie przemieszczają się tylko w jedną stronę. Polscy doktoranci z zagranicy najczęściej nie wracają, a cudzoziemscy – nie przyjeżdżają do nas. Jeśli ktoś od nas wyjeżdża do najlepszego ośrodka na świecie, jak np. do Massachusetts Institute of Technology w USA, to cieszę się, że tam się znalazł. Ale gdy ląduje na przeciętnym uniwersytecie niemieckim lub francuskim, jest to smutne. By zatrzymać młodych naukowców, trzeba fundować wysokie stypendia na poziomie 25 tysięcy złotych rocznie. Będę się o to starał.

Anna Gabińska, Przemysław Żyła

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)