"Może jestem lekarzem, który widział najwięcej trupów na świecie?". Co by powiedział doktor o okładce "Gazety Polskiej"?
- Uchodźcy to ludzie zdrowi i silni. Muszą tacy być, żeby stawić czoło tym cierpieniom. Oczywiście zdarzają się ludzie z cukrzycą czy z chorobami krążenia, ale w większości przypływający są zdrowi. Zdrowsi niż Europejczycy - doktor Pietro Bartolo obala teorię o śmiertelnych chorobach przywożonych przez uchodźców.
Od Jarosława Mikołajewskiego, autora książki "Wielki przypływ" dostaję instrukcję. – Proszę najpierw wysłać doktorowi sms, dopiero potem zadzwonić. Żeby nie był zaskoczony. I koniecznie proszę napisać, że to ważne – dodaje autor.
Doktor, z którym chcę porozmawiać, to Pietro Bartolo, pracujący na Lampedusie lekarz. To on, jako pierwszy, miał kontakt z przypływającymi na łodziach imigrantami. Badał ich. Tych, którzy przeżyli podróż i tych, którzy umarli. "Może jestem lekarzem, który widział najwięcej trupów na świecie?" – zastanawiał się w rozmowie z Mikołajewskim.
"Ostatni w Aleppo" - fragment jednego z najważniejszych i najbardziej wymownych filmów dokumentalnych tego roku
O doktorze Bartolo myślę, odkąd zobaczyłam okładkę "Gazety Polskiej". Perfidny fotomontaż opatrzony jeszcze perfidniejszym, bo kłamliwym tytułem: „Uchodźcy przynieśli śmiertelne choroby”. Nie trzeba wielkiego sprytu, żeby coś takiego wymyślić. Taki tytuł to szybki i łatwy strzał w sam środek strachu przed ludźmi, którzy wyglądają podobnie jak ci z okładki. Rozjątrzy go i rozbudzi jeszcze bardziej. Bo komu będzie się chciało sprawdzać, co przywożą ze sobą uchodźcy? I kto z nas nie chce uchronić się przed epidemiami, chorobami, które przynoszą śmierć?
Doktor Bartolo nie odpisuje. Nie odbiera też telefonu. Co by powiedział, gdybym pokazała mu okładkę "Gazety Polskiej"? Czy powtórzyłby to, co mówił Jarosławowi Mikołajewskiemu? "Przybywający z morza są zdrowsi od nas, a to, czym mogą nas zarazić, jest niczym wobec tego, czego sami doświadczyli. Zwłaszcza kobiety, które są gwałcone, głównie w Libii". Czy to by wystarczyło, żeby wywołać zgorszenie i oburzenie tytułem z okładki? Podejrzewam, że już nie. Informacja o cudzym piekle to już od dawna za mało, żeby w uchodźcy zobaczyć człowieka. Dopytywałabym doktora o szczegóły, żeby powiedział, czy stan zdrowia uchodźców w jakikolwiek sposób nam zagraża.
"To ludzie zdrowi, silni. Muszą tacy być, żeby stawić czoło tym cierpieniom. Inaczej nie doszliby do Libii, na brzeg. Nie przetrwaliby oczekiwania na łódź, nie wypłynęli w morze. Choroby, które u nich diagnozujemy, są związane głównie z trudną podróżą. Odwodnienie, hipotermia, okaleczenia. Najwięcej pracy mamy przy oparzeniach, zwłaszcza chemicznych, spowodowanych paliwem. Oczywiście zdarzają się ludzie z cukrzycą czy z chorobami krążenia, ale w większości przypływający są zdrowi. Zdrowsi niż Europejczycy".
Są zdrowsi niż my. Procedura wymaga jednak, żeby każdego zbadać. Pierwszą kontrolę osobiście przeprowadza doktor Bartolo. Sprawdza gorączkę. Wyklucza choroby zakaźne, ebolę, zapalenie opon mózgowych. Jeśli nie ma takich przypadków, uchodźcy mogą zejść na pomost. Podobno Europejczycy najbardziej boją się zarażenia świerzbem. - A świerzb to jest głupstwo – twierdzi doktor Bartolo. - Natychmiast go wyłapujemy i leczymy od ręki, jednorazową dawką leku. Często powtarzam, że wolę mieć cztery razy do roku świerzb niż raz grypę, bo na grypę się umiera, a na świerzb nikt nigdy jeszcze nie umarł.
My chorujemy na grypę, nikt nam jej nie musi przywozić przez morze. Chorujemy też na coś znacznie gorszego, na co prawda nie umiera się, ale parszywieje. Chorujemy na znieczulicę. Na obojętność. Doktorowi Pietro Bartolo zdarzyło się płakać. Wiele razy. Bo do widoku takiego cierpienia i tylu umarłych nie da się przyzwyczaić. Czy gdybyśmy byli świadkami tego co on, przestalibyśmy bezrefleksyjnie karmić się nagłówkami w prasie? Czy przestalibyśmy ufać każdemu leadowi, który przeczytamy?
Co by w nas zmienił widok setek umarłych? Wszyscy w niebieskich workach. Doktor Bartolo opowiadał o tym: "Kiedy otwierałem pierwszy, modliłem się, żeby nie było w nim dziecka. Niestety, był to mały chłopczyk. Możesz sobie wyobrazić... Potem kobieta, która urodziła podczas katastrofy. Musiała się dusić, co wywołało skurcze, macica wypchnęła płód, który wciąż był połączony pępowiną z matką. Zostawiłem ich ciała tak, jak mi je przyniesiono. Włożyłem do tej samej trumny. Nie chciałem rozdzielać".
Jakiego dowodu trzeba, żeby tytuł w gazecie nie sprawiał, że odwracamy oczy od drugiego człowieka?
Pisząc ten tekst korzystałam z książki Jarosława Mikołajewskiego "Wielki przypływ". To z niej pochodzą cytowane w tekście fragmenty.