PolskaMotoryzacyjna powódź

Motoryzacyjna powódź


Wrocław zaczyna się dusić w natłoku aut, których jest już w mieście ponad 300 tysięcy.

Motoryzacyjna powódź

06.06.2005 | aktual.: 06.06.2005 08:32

Z roku na rok na ulicach Wrocławia jest coraz więcej samochodów. Niestety, wraz z rosnącą liczbą pojazdów nie przybywa nowych ulic. Nie ma się co łudzić, że intensywne inwestycje drogowe zaplanowane na najbliższe dwa lata radykalnie poprawią sytuację

Kiedy zaczynałem studiować pięć lat temu, na ulicach nie było jeszcze tak źle. Przestałem jednak jeździć autobusami MPK. Gdy tylko zrobi się ciepło, jeżdżę rowerem – mówi Łukasz Sak, student informatyki z Uniwersytetu Wrocławskiego. Kierowcy narzekają na korki i brak parkingów. Z kolei pasażerowie MPK skarżą się na zatłoczone autobusy i tramwaje oraz na zbyt małą częstotliwość kursowania. Inni mieszkańcy pomstują na hałas i spaliny. Tymczasem co miesiąc przybywa samochodów zarejestrowanych we Wrocławiu liczącym ok. 650 tys. mieszkańców. Ich liczba zaczęła znowu gwałtownie rosnąć w ubiegłym roku, po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Obecnie na dwóch mieszkańców przypada przeciętnie jeden samochód. Dodać do tego trzeba jeszcze auta jeżdżące po Wrocławiu, choć zarejestrowane w innych miastach (np. służbowe). To wskaźnik zmotoryzowania, jaki występuje w krajach Europy Zachodniej.

Co robią urzędnicy, żeby obronić miasto przed zalewem samochodów w nadchodzących latach? Biuro Rozwoju Wrocławia pracuje obecnie nad zmianą studium uwarunkowań i kierunków rozwoju przestrzennego miasta. – Poprawiamy w studium również podstawowy układ komunikacyjny i wprowadzamy uzupełnienia do niego. Priorytetem jest dokończenie zachodniej i północnej części obwodnicy śródmiejskiej oraz rozbudowa tras wylotowych z miasta – mówi Marek Żabiński, wicedyrektor BRW.

Do rogatek Oprócz tego w dokumencie tym będą elementy systemu „park&ride” (ang. parkuj i jedź). – W rejonie tras wylotowych będziemy lokować parkingi, na których kierowcy będą mogli zostawić auto i jechać dalej komunikacją miejską. Bilet parkingowy będzie wówczas upoważniał do przejazdu tramwajem lub autobusem – dyrektor Żabiński wyjaśnia ideę systemu. Ale studium to tylko koncepcja, na podstawie której urzędnicy będą opracowywać szczegółowe plany miejscowe. Wprowadzenie w życie tylko części zawartych w nim zapisów potrwa 10-15 lat. Według magistratu, pewne odciążenie ulic może spowodować stworzenie szybkiej kolejki miejskiej i połączenie jej z siecią tramwajową.

– Mamy trzy koncepcje. Liczymy, że jesienią prezydent miasta zdecyduje, którą będziemy wdrażać w życie. Teraz prowadzimy rozmowy z koleją i robimy analizy – mówi Zbigniew Komar, dyrektor departamentu infrastruktury. Dodaje, że bez względu na to, który model wybiorą włodarze miasta, gmina będzie zabiegać o dotację z przyszłego budżetu Unii Europejskiej (lata 2007-2013) na realizację związanych z tym inwestycji.

Będzie trudno – Szansa na to, że ruch samochodów osobowych zmniejszy się dzięki zintegrowaniu kolejki miejskiej z siecią połączeń autobusowych i tramwajowych, jest niewielka – przyznaje dyrektor Komar. – Sukcesem będzie, jeżeli przez kilka lat, gdy zapewne będzie wzrastać liczba aut, uda się utrzymać natężenie ruchu ulicznego na obecnym poziomie – ocenia. Jego zdaniem pozytywne skutki uruchomienia kolejki miejskiej odczuwalne będą w tych częściach miasta, gdzie dojazd do centrum odbywa się jedną, dwiema trasami – np. z rejonu Psiego Pola lub z dzielnic zachodnich. – Gdyby miasto konsekwentnie wprowadzało politykę komunikacyjną, uchwaloną przez radnych pod koniec lat 90., nie byłoby problemu – ocenia dr Maciej Kruszyna, adiunkt w zakładzie budowy dróg i lotnisk Instytutu Inżynierii Lądowej Politechniki Wrocławskiej.

– Tymczasem to martwy dokument. Po powodzi zrobiono całkiem sporo i wydawało się, że problem komunikacji we Wrocławiu został opanowany. Teraz, gdy znowu zaczął się wzrost gospodarczy i rośnie liczba aut, nie widać zdecydowanych działań – dodaje. Bardzo złym zjawiskiem jest np. to, że powstające w ostatnich latach masowo osiedla na peryferiach nie są połączone z centrum komunikacją miejską. – Przez to ludzie są skazani na samochód – wytyka dr Kruszyna.

Inne zwyczaje Dla porównania Kraków, który od wielu lat prowadzi zdecydowaną politykę komunikacyjną, doczekał się już pozytywnych rezultatów. Obecnie 60 procent podróży w tym mieście odbywa się tramwajami i autobusami (samochody stanowią w tej statystyce 40 proc.). Dlatego bez zachęcania mieszkańców do korzystania z komunikacji miejskiej, ale też z rowerów, miasto nie obroni się przed zagrożeniami, jakie niesie motoryzacja. •

Jak radzimy sobie z rosnącą liczbą samochodów w mieście?

Halina Kajdecka, kierowca Kiepsko. Właśnie stoję na placu Solnym z włączonym silnikiem i czekam chyba już 10 minut, aż się zwolni jakieś miejsce, żeby zaparkować. Fatalnie jest też na ulicach. Mnóstwo czasu traci się w korkach. Często muszę wyjeżdżać dużo wcześniej, żeby na czas dotrzeć na spotkanie.

Grzegorz Kobylański, rowerzysta Rok temu zrezygnowałem z samochodu i przerzuciłem się na rower. Z domu do pracy w centrum mam jakieś 7 kilometrów, a w mieście zawsze przytrafi się jakiś korek. Rowerem dojazd do pracy zajmuje mi 15 minut mniej niż gdy korzystałem z auta. No i mam przy okazji trochę ruchu.

Grzegorz Goleń, pieszy Bardzo irytuje mnie to, co się dziej, na ulicach i chodnikach. Kierowcy parkują gdzie się da. Przez to nie można nawet normalnie przejść. Ludzie muszą się przeciskać koło ścian budynków. Denerwuje mnie też, gdy autobus staje w korku. Dlatego, jak mogę, to chodzę na piechotę. Urzędnicy powinni jednak coś z tym zrobić.

Bartosz Wawryszuk

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)