Motorniczy uwięził w tramwaju kobietę
Ewa Michałowska nie wysiadła na ostatnim przystanku na Kurczakach, więc za karę motorniczy uwięził ją w tramwaju - czytamy w "Dzienniku Łódzkim". Ewa przyjechała z Koluszek na zakupy. Była przekonana, że dojedzie do galerii, więc nie wysiadła na ostatnim przystanku. Motorniczy uznał to za złośliwość. - Stwierdził, że za karę teraz mnie nie wypuści - opowiada pasażerka. - Na ostatnim przystanku się wysiada. To proste jak pier... - rzucił jeszcze motorniczy i poszedł do budynku na pętli.
Wrócił po ośmiu minutach, odprężony i z gazetą pod pachą. Dziewczyna poczuła się upokorzona i zlekceważona. - Nie rozumiem, jak można mnie tak traktować. Przecież w niczym nie zawiniłam - opowiada.
Bogumił Makowski, rzecznik łódzkiego MPK, przyznaje, że dzięki zapamiętaniu przez pasażerkę numeru kierowcy, może on być ukarany. - Zachowanie motorniczego jest niedopuszczalne, mogę tylko z całego serca za nie przeprosić - kaja się rzecznik.
Opowieści o agresji i niefrasobliwości motorniczych i kierowców można posłuchać na każdym łódzkim przystanku. - Pierwszy szok po powrocie z Anglii przeżyłam właśnie w autobusie MPK - opowiada Magda, która po kilku latach wróciła z Londynu. - Centralna przesiadka w nocnych autobusach była dla mnie niejasna. Poprosiłam kierowcę o pomoc, a on na mnie nawrzeszczał. W Anglii byłoby to nie do pomyślenia.
Inna pasażerka zdębiała, gdy motorniczy na ul. Zachodniej prowadził tramwaj... czytając jednocześnie "Życie na Gorąco". - Na szczęście zerkał co jakiś czas na tory - opowiada.