ŚwiatMorska potyczka, czy początek wojny?

Morska potyczka, czy początek wojny?

Południowokoreańscy żołnierze muszą kończyć urlopy (AFP)
Co najmniej 30 marynarzy północnokoreańskich zginęło lub zostało rannych w sobotniej bitwie morskiej między okrętami Korei Północnej i Południowej - powiedział w niedzielę przedstawiciel armii południowokoreańskiej.

Gen. Ahn Ki Seok ze sztabu generalnego powołał się na dowódcę południowokoreańskiej formacji wojskowej, który widział "setki pocisków wystrzelonych do połnocnokoreańskiego patrolowca". Większość obsługi ich dział została zabita - oświadczył.

Podczas bitwy na Morzu Żółtym został zatopiony jeden południowokoreański okręt patrolowy. Zginęło czterech marynarzy południowokoreańskich, jeden zaginął, a 19 zostało rannych.

Seul twierdzi, że jeden z dwóch ścigaczy północnokoreańskich został trafiony i zaczął płonąć, zdołał jednak umknąć na wody Korei Północnej.

Phenian nie opublikował żadnej informacji o stratach na swoich okrętach, natomiast rzecznik armii północnokoreańskiej oskarżył Południe o sprowokowanie bitwy i uznał za "szczyt bezczelności" żądanie przez Seul przeprosin za incydent, sprowokowany - według Korei Południowej - przez Phenian. Poważna prowokacja wojskowa, której dopuściły się wojskowe władze Korei Południowej miała na celu zorganizowanie szokującego incydentu podczas mistrzostw świata w piłce nożnej i przerzucenie winy na Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną - oświadczył rzecznik.

Północnokoreańskie media zarzuciły w niedzielę Stanom Zjednoczonym, że zepchnęły stosunki między obu krajami "na skraj wojny". Nie wspomniały jednak nic o bitwie morskiej z okrętami Korei Południowej.

Dziennik partii komunistycznej "Rodong Sinmun" ostrzegł, że Korea Płn. jest gotowa odpowiedzieć "zdecydowanymi kontrposunięciami" na jakikolwiek "atak prewencyjny" Amerykanów, podjęty z ich baz w Korei Południowej.

Gazeta nawiązuje do amerykańskich projektów "nalotów prewencyjnych".

W niedzielę dowódca 37-tysięcznego kontyngentu wojsk USA stacjonujących w Korei Południowej, gen. Leon LaPorte oskarżył Koreę Północną o wywołanie sobotniej bitwy. Ostrzegł też przed "poważnymi konsekwencjami". W specjalnym komunikacie zaapelował do Phenianu o podjęcie propozycji rozmów, które załagodziłyby napięcie.

Korea Północna odrzuciła propozycję rozmów, które miały doprowadzić do spadku napięcia w stosunkach z Koreą Południową po starciu okrętów. Agencja Yonhap podała również, że Korea Północna wysunęła żądanie zniesienia granicy morskiej między dwoma krajami jako wstępny warunek zjednoczenia podzielonego państwa. Phenian nie uznaje granicy morskiej z Koreą Południową, gdyż - jak twierdzi - o jej ustanowieniu nie było mowy w zawieszeniu broni.

Północnokoreańskie kutry rybackie często wpływają na wody Korei Południowej w poszukiwaniu łowisk. Według Seulu, w tym roku zdarzyło się to już 11 razy. W 1999 roku seria naruszeń granicy przez jednostki północnokoreańskie doprowadziła do pierwszej bitwy morskiej między dwoma Koreami od czasu wojny koreańskiej.

Stany Zjednoczone wyraziły pod koniec kwietnia gotowość wznowienia dialogu z Phenianem, zamrożonego po objęciu prezydentury przez George''a W. Busha, który umieścił Koreę Północną wśród krajów tzw. osi zła. Jednak na początku czerwca Bush zapowiedział, że nie dopuści, by "niezrównoważeni dyktatorzy" rozwijali broń biologiczną, chemiczną i nuklearną. Podkreślił, że w razie konieczności podejmie "wojskowe działania prewencyjne", by ochronić Amerykanów przed groźbą terroryzmu.(PAP/IAR/ck)

koreapółnocnapołudniowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)