Morderstwo znanego dziennikarza - zabójca "sypie"
Sprawa zamordowanego Gieorgija Gongadze wróciła na czołówki gazet. Były generał milicji, Ołeksij Pukacz, oskarżony o zabójstwo dziennikarza, przyznał się do winy. Swoimi zeznaniami obciążył znanych ukraińskich polityków: byłego prezydenta, Leonida Kuczmę i przewodniczącego Rady Najwyższej, Wołodymyra Łytwyna.
31.08.2011 | aktual.: 14.09.2011 10:41
Według Pukacza ówczesny minister spraw wewnętrznych, Jurij Krawczenko, zlecając mu zabójstwo Gongadze, powołał się na prezydenta Kuczmę. Dzień po morderstwie dziennikarza, Krawczenko (w 2005 roku zginął w niejasnych okolicznościach), wezwał do siebie Pukacza. Na spotkaniu był obecny m.in. Łytwyn, wtedy szef prezydenckiej administracji. Mężczyźni mieli rozmawiać o popełnionym zabójstwie. Jak informuje gazeta "Kommersant - Ukraina", Pukacz do tej pory uważa zmarłego dziennikarza za agenta CIA, który chciał zorganizować przewrót w państwie.
Proces Pukacza toczy się za zamkniętymi drzwiami. O jego przebiegu poinformowali dziennikarzy uczestnicy rozprawy, m.in. Ołeksij Podolski, którego w 2000 roku ciężko pobiła grupa pod kierownictwem Pukacza.
Ukraińscy eksperci nazywają porwanie nieprzychylnego Kuczmie dziennikarza Podolskiego "próbą" przed rozprawieniem się z Gongadze. - Wywieźli mnie do lasu, bili gumowymi pałkami, grozili - wspominał Podolski w wywiadzie dla gazety "Izvestia v Ukrainie". - Potem Pukacz założył mi pas na szyję, ale nie zaczął dusić. Zrozumiałem, że chcą mnie po prostu zastraszyć - dodał. Podolski od lat twierdzi, że prezydent Kuczma wiedział o sprawie Gongadze. Dziennikarz wielokrotnie domagał się od Wiktora Juszczenki wyjaśnienia sprawy i znalezienia zleceniodawców najsłynniejszego politycznego morderstwa w historii niepodległej Ukrainy.
Życie jest jednak pełne paradoksów: sprawa zabójstwa Gongadze, która utorowała pomarańczowej ekipie przejęcie władzy, przycichła po kolorowej rewolucji. Obrotów nabrała dopiero za kadencji byłego protegowanego Kuczmy, Wiktora Janukowycza.
Zacznijmy jednak od początku:
Jest kwiecień 2000 rok. Dziennikarz rodem z Tbilisi, niespokojny duch i trochę awanturnik, Gieorgij Gongadze zakłada gazetę internetową "Ukraińska Prawda". Wydanie nie zostawia suchej nitki na rządach Leonida Kuczmy: prezydenta i jego ludzi oskarża o korupcję na ogromną skalę. 16 września dziennikarz ginie bez wieści. Miesiąc później w podkijowskim lesie znaleziono ciało bez głowy. Okazuje się, że to zwłoki Gongadze. Były ochroniarz Kuczmy, Mykoła Melnyczenko, ujawnia nagrania z prezydenckiego gabinetu. Z ich treści wynika, że głowa państwa chciała się pozbyć niepokornego dziennikarza. Czy to oznaczało zlecenie zabójstwa?
Nie wiadomo. Być może podwładni prezydenta wykorzystali gniew swego szefa i poszli o krok dalej: Malnyczenko twierdzi, że między Łytwynem a Gongadze był spór o kobietę. Śledztwo nie potwierdziło jednak osobistego motywu zbrodni.
Taśmy Malnyczenki do dziś budzą kontrowersje. Część ekspertów kryminalistyki podważa ich autentyczność.
Zagadka śmierci Gongadze nie została rozwiązana przez wiele lat. Dlatego mało kto wierzył, że zleceniodawcy zbrodni zostaną ukarani. W 2009 roku aresztowano poszukiwanego od lat Pukacza. Dwa lata później jego zeznania być może położą kres spokojnej i dostatniej emeryturze drugiego prezydenta Ukrainy, Leonida Kuczmy.
Wiktorowi Janukowyczowi byłoby to bardzo na rękę - proces Kuczmy może bowiem przyćmić krytykowaną przez Zachód rozprawę z Julią Tymoszenko. * Katarzyna Kwiatkowska, Wirtualna Polska*