Moralny dezerter z Iraku
Kiedy zobaczył maltretowanie irackich więźniów, odmówił powrotu do swej jednostki w Iraku. W piątek wojskowa ława przysięgłych w bazie Fort Stewart w stanie Georgia uznała 28-letniego amerykańskiego sierżanta Camilo Mejię za winnego dezercji.
Sierżantowi grozi rok więzienia i karne wydalenie z wojska.
21.05.2004 | aktual.: 21.05.2004 19:28
Mejia z Gwardii Narodowej Florydy został wysłany do Iraku w kwietniu 2003 roku. W październiku przyleciał na dwutygodniowy urlop, po którym odmówił powrotu. Ukrywał się przez pięć miesięcy, ale w marcu zdecydował się oddać w ręce władz wojskowych.
Przedstawiciele organizacji obrońców praw człowieka, która pomaga Mejii w obronie, podkreślają, że sierżant postanowił nie wracać do Iraku, ponieważ widział torturowanie więźniów i inne "niemoralne akty". Mejia złożył już wniosek o zwolnienie go ze służby ze względu na konflikt sumienia.
Obrońca sierżanta żądał uniewinnienia, powołując się na fakt, że Mejia, pochodzący z Kostaryki, zachował obywatelstwo tego kraju, w związku z czym w USA nie można go było zmuszać do pozostania wojsku. Adwokat powołał się na XIX-wieczny traktat między Stanami Zjednoczonymi a Kostaryką, zwalniający obywateli Kostaryki z "przymusowej służby" w wojsku USA.
Prokurator odparł, że Mejia zgłosił się do Iraku na ochotnika i nawet został tam awansowany.