Morale ukraińskich żołnierzy słabnie. Zaczęło się od jedzenia - gorszego niż dla psów
Ukraińscy żołnierze narzekają na psującą się logistykę bezpośrednio na linii frontu. Przede wszystkim spadła częstotliwość dostarczania zaopatrzenia i znaczny spadek jakości posiłków, które trafiają na front.
Do dziesięciu kilometrów od linii styku znajduje się strefa śmierci, w której praktycznie każdy ruch jest wychwytywany i natychmiast atakowany przez wszelkiego rodzaju bezzałogowce, co znacznie utrudnia dostarczanie zapasów na pierwszą linię. Ukraińcy robią to w nocy, kiedy rosyjskie zdolności do prowadzenia działań zaczepnych spadają. Niestety nie rozwiązuje to wszystkich problemów żołnierzy na froncie.
Już w październiku 2024 r. ukraiński serwis NGL.media opublikował wyniki dziennikarskiego śledztwa, które zebrało liczne relacje żołnierzy oraz dowódców o tym, że dostarczane na front puszki mięsa nie spełniają nawet minimalnych norm. Zawierają skórę, ścięgna i tłuszcz zamiast wartościowego mięsa.
Motywacja dla żołnierzy w Ukrainie? Albo zrobisz kurs droniarski, albo pójdziesz do piechoty
Jeden z dowódców batalionu walczącego w rejonie Pokrowska stwierdził, że część puszek, które otrzymują, jest wręcz "niemożliwa do zjedzenia" i że oddział niejednokrotnie rezygnuje z ich spożycia, karmiąc nimi np. psy.
Dziennikarze zbadali zawartość kilku partii racji wojskowych i przekazali próbki do państwowego laboratorium. Tam okazało się, że produkty nie spełniały norm chemicznych, bakteriologicznych ani fizycznych. Część próbek wykazała obecność mikroorganizmów, które mogą wskazywać na brak sterylności produkcji.
Spóźniona reakcja
Mimo doniesień dowódców Ministerstwo Obrony zareagowało dopiero wtedy, gdy sprawa przebiła się do opinii publicznej. Po publikacjach w niezależnych mediach wysłano inspektorów do kilku baz i magazynów. Kontrole potwierdziły nieprawidłowości. Zarówno w jakości, jak i w ilości dostarczanej żywności.
W niektórych przypadkach stwierdzono, że produkty były już po terminie przydatności. W innych, że dostawcy próbowali oszczędzać na składnikach, dostarczając konserwy o zaniżonej zawartości mięsa.
Według nieoficjalnych informacji z resortu, w części przypadków chodziło o prywatne firmy kontraktowe działające w ramach systemu tzw. centralnego operatora odpowiedzialnego za dostawy nieletalne dla armii. To właśnie przez ten system przepływają miliardowe kontrakty na żywność, paliwo i umundurowanie.
W odpowiedzi na krytykę ministerstwo zapowiedziało, że dostawcy, którzy nie spełnią norm jakościowych, będą musieli wymieniać całe partie wadliwych produktów w ciągu 48 godzin. Pojawiły się też zapowiedzi wprowadzenia nowego systemu kontroli jakości i monitorowania transportów. Ukraińskie media sugerowały, że w resorcie opracowywany jest dokument wewnętrzny określający sankcje dla firm dostarczających niepełnowartościowe produkty. W praktyce kontrole i inspekcje prowadzone są w ramach już istniejących struktur – departamentu ds. jakości żywności działającego przy MON.
Od maja tego roku nowe kontrakty wprowadzają zaostrzoną kontrolę jakości, w tym obowiązkowe badania laboratoryjne masła i serów twardych, które spotkały się z największą liczbą skarg ze strony żołnierzy. Żywność z tych kategorii nie będzie mogła być dostarczana Siłom Zbrojnym Ukrainy bez oficjalnego protokołu z akredytowanego laboratorium. Pomoże to ograniczyć przypadki dostarczania podróbek do jednostek wojskowych.
Problemy logistyczne
Wielu ukraińskich żołnierzy przyznaje, że w tej sytuacji morale na froncie cierpi. Jedzenie jest jednym z niewielu momentów w ciągu dnia, który pozwala złapać oddech między walkami, a kiepska racja żywnościowa to sygnał, że system nie działa. Wolontariusze próbują ratować sytuację, dowożąc na front świeże potrawy tam, gdzie jest to możliwe.
Przy tym problem jest dość złożony. W wielu rejonach frontu zaplecze magazynowe jest zniszczone, a przewożenie żywności odbywa się na tych samych trasach, które są codziennie ostrzeliwane. Część transportów ulega zniszczeniu w drodze, a część po prostu nie dociera do odbiorców. Zdarza się, że na jeden batalion przypadają racje przeznaczone dla całego pułku, podczas gdy inne jednostki zostają bez zaopatrzenia przez kilka dni. W takich warunkach nawet dobrze zorganizowany system nie jest w stanie w pełni działać, a jeśli dodamy do tego korupcję i pośpiech przy przetargach, efekt bywa opłakany.
Ukraińscy wolontariusze zauważają, że spadek jakości żywności w armii może być też skutkiem zmian w kontraktach z 2023 r., gdy część starych dostawców została zastąpiona przez nowe firmy powiązane z administracją centralną. Celem miała być większa transparentność, ale w praktyce pojawiły się przypadki braku doświadczenia, niskiej jakości produkcji i problemów z logistyką. W jednym z raportów wskazano, że niektóre firmy oferowały najniższe ceny w przetargach, a następnie dostarczały produkty o jakości dalekiej od deklarowanej. Choć ministerstwo zapowiedziało poprawę nadzoru, sytuacja w terenie pokazuje, że proces ten dopiero raczkuje.
Upadek morale
Sprawa ma też wymiar psychologiczny. Ukraińska armia od miesięcy zmaga się z ogromnym zmęczeniem, brakiem rotacji i problemami kadrowymi. Żołnierze, którzy spędzili wiele miesięcy w okopach, oczekują choćby minimalnych oznak, że ich poświęcenie nie idzie na marne.
Fatalne jedzenie to sygnał, że system ich zawodzi. W tej sytuacji trudno się dziwić, że część z nich mówi o "dramatycznym upadku logistyki" i "zaniedbaniach w podstawowych potrzebach". To nie tylko kwestia kalorii, ale także zaufania do państwa, które wysłało ich na wojnę.
Wojna trwa już prawie cztery lata, a zmęczenie społeczne i organizacyjne rośnie. Ukraina, skupiona na produkcji dronów i obronie powietrznej, musi zmierzyć się z mniej widowiskowym, ale równie istotnym problemem: codziennym żywieniem setek tysięcy żołnierzy.
W sytuacji, gdy morale zarówno żołnierzy, jak i cywili coraz bardziej upada, każda puszka, każdy posiłek nabiera dużego znaczenia dla samopoczucia walczących. Ministerstwo Obrony może wydać kolejne rozporządzenia, ale dopóki jedzenie na froncie będzie gorsze niż karmy dla psów, dopóty żołnierze będą czuli się pozostawieni sami sobie. A w wojnie, którą wygrywa nie tylko sprzęt, ale i wytrzymałość ludzi, to bardzo zła wiadomość.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski