MON: w polskim kontyngencie w Iraku nie poszukujemy zdrajcy
Ministerstwo Obrony Narodowej oraz Dowództwo Wielonarodowej Dywizji w Iraku zaprzeczają doniesieniom "Gazety Wyborczej" na temat poszukiwań zdrajcy w polskim kontyngencie wojskowym w Iraku. Według dziennika, z niedzieli na poniedziałek żandarmeria zatrzymała w Iraku kilkunastu tłumaczy naszego kontyngentu. Informacji o szykanach zaprzeczają również sami tłumacze.
Rzecznik MON Piotr Paszkowski zaprzeczył informacjom, jakoby ktokolwiek został zatrzymany i przesłuchany w tej sprawie. Przyznał, że w bazie w Diwaniji podejmowane są działania, które mają sprawdzić bezpieczeństwo i szczelność obiegu informacji, ale nikogo nie zatrzymano.
Z kolei oficer prasowy Wielonarodowej Dywizji w Iraku wyjaśnił Polskiemu Radiu że tłumaczy nie zatrzymano ani nie użyto wobec nich siły. Podpułkownik Dariusz Kacperczyk powiedział, że w związku z przypadkami ostrzału bazy w porach planowanych przez dywizję zajęć uznano, że w bazie pracuje informator terrorystów. Dlatego w określonej porze postanowiono zebrać na krótko wszystkich pracowników cywilnych bazy, zwłaszcza osoby mieszkające w Diwaniji, by zapobiec ewentualnemu wyciekowi bieżących informacji. Operacja przy udziale żandarmerii wojskowej odbyła się spokojnie, zgodnie z instrukcjami wydanymi przez dowódców.
Jeden ze starszych polskich tłumaczy pracujących w bazie w Diwaniji nie krył oburzenia ostrymi i niesłusznymi - jego zdaniem, sformułowaniami w doniesieniu "Gazety Wyborczej". Uznał, że ten materiał szkodzi wizerunkowi dywizji i jej misji w Iraku.
"Gazeta Wyborcza" napisała, że z niedzieli na poniedziałek żandarmeria zatrzymała w Iraku kilkunastu tłumaczy naszego kontyngentu. Według informatora "Gazety" mogły na nich paść podejrzenia współpracy w bojownikami, którzy zaatakowali polski konwój. Dziennik twierdzi, że tłumacze byli traktowani brutalnie przez żandarmerię wojskową i złożyli w tej sprawie skargę.