MON eksperymentuje, wojsko głoduje
Wojsko chodzi głodne - stwierdzili
kontrolerzy rzecznika praw obywatelskich. Kiedy alarmowaliśmy o
skutkach eksperymentu żywnościowego w armii, MON zarzucił nam
kłamstwo - pisze "Życie Warszawy".
05.01.2005 | aktual.: 05.01.2005 06:00
Nie wolno ratować budżetu MON kosztem żołądków żołnierzy służby zasadniczej. Też nosiłem suchy chleb w kieszeniach munduru, ale to było 40 lat temu - stwierdza płk Bronisław Zoń, dyrektor zespołu praw żołnierzy w biurze RPO. "Nie jest prawdą, że armia mniej je" - napisał do "Życia Warszawy" wicedyrektor Centrum Informacyjnego MON płk Piotr Pertek po opublikowaniu przez gazetę 27 sierpnia 2004 r. tekstu o skutkach nieprzemyślanych decyzji ministra obrony.
Gazeta opisała eksperyment polegający na zmniejszeniu dziennej stawki żywieniowej z 10 zł 11 gr o około 18%. Miało to zostać zrekompensowane sprawnością nowego systemu zakupów żywności dla żołnierzy. Ten nowy system to jedno wielkie nieporozumienie. Do jednej ze skontrolowanych przez nas jednostek na Mazurach mięso dowożono aż ze Śląska - twierdzi tymczasem Zoń.
RPO otrzymał sygnały o pogorszeniu jakości wyżywienia w wojsku i skontrolował jednostki w Węgorzewie, Gołdapi, Rzeszowie i Lublinie. Okazało się, że eksperyment MON spowodował: ograniczenie ilości jedzenia wydawanego żołnierzom (żołnierze muszą sami je dokupować) oraz wyeliminował w części jednostek z jadłospisu drugie śniadania - donosi "Życie Warszawy".
Kucharze tłumaczyli też kontrolerom, że jakość produktów pogarsza się i że wojsko straciło możliwości składania reklamacji. Najbardziej pogorszyła się jakość mięsa. Ze względu na zmniejszone normy, brakuje pieniędzy na owoce i konserwy. Wzrosły za to koszty dostaw - informuje "Życie Warszawy".