Mokre papiery
Mogli oszukać nawet kilka tysięcy osób. Zarobić kilkaset tysięcy złotych. I są bezkarni, bo ich ofiary nie mogą iść na policję. Ofiary to bezrobotni marynarze. Być może nie tylko oni.
26.03.2004 | aktual.: 26.03.2004 08:46
- W lutym w "Anonsach" zaczęło pojawiać się ogłoszenie, oferujące pracę dla marynarzy i grup remontowych u amerykańskiego armatora - mówi Mariusz D. z Gdyni. - W Internecie pojawiła się strona "agencji" pod adresem www. nordicshipping. republica. pl.
"Agenci" oferowali bardzo dobre warunki - trzymiesięczny kontrakt, płacę 1156 dolarów miesięcznie plus nadgodziny. Twierdzili jednak, że armator wymaga certyfikatu poświadczającego znajomość języka angielskiego. Adam B. z Gdańska takiego certyfikatu nie miał. A czas naglił - już 1 marca amerykański statek miał wejść do Gdańskiej Stoczni Remontowej.
- "Agent" podał mi telefon do kolegi, który może pomóc - twierdzi Adam. - Skusiłem się, bo od roku jestem na lądzie i nie mam co do garnka włożyć.
Fałszywy certyfikat kosztował 400 złotych. Oszust oferował ponadto pełen zestaw dokumentów marynarskich. Wszystkie wyglądały na autentyczne!
- Gdy zebraliśmy już komplet dokumentów, okazało się, że amerykański statek nie istnieje - dodaje marynarz. "Dziennik" dotarł już do kilku innych oszukanych. Nie mogą zgłosić sprawy na policję, bo za kupowanie podrobionych dokumentów grozi im do 2 lat więzienia.
Dokument wygląda jak autentyk. Ośrodek Szkolenia Kursowego w Gdańsku potwierdza, że Adam B., polski marynarz z sukcesem zakończył kurs języka angielskiego. Na dole pieczątka i podpis m. eng. Tadeusza Jankowskiego, "Owner and Chief Executive Officer". W Gdańsku działa tylko jeden Ośrodek Szkolenia Kursowego. Prowadzi go spółka związana z PKP, która szkoli zawodowo pracowników kolei.
- Można się nabrać - słyszę od pracownika jednej z agencji, zatrudniających marynarzy. - To zrobił ktoś znający się na rzeczy.
Pan Marcin jest jednym z oszukanych marynarzy. - W połowie lutego zadzwoniłem pod numer telefonu podany w ogłoszeniu - mówi. - Rozmawiałem z fachowcem. Wypytał mnie o aplikacje, powiedział, że armator wymaga certyfikatu o ukończeniu kursu języka angielskiego. Mam taki dokument. Kazał zadzwonić następnego dnia. Marcin zadzwonił. Znów usłyszał pytanie o... certyfikat.
- Przypomniałem mu swoje dane - opowiada marynarz. - Odpowiedział, że przyjmuje 400 telefonów dziennie z całej Polski. Dodał, że armator dysponuje 30 statkami i jeśli mam znajomych marynarzy, to mogą się zgłosić. Znajomi nie mieli certyfikatów. "Agent" podał im więc numer komórki do kolegi, który "załatwi" dokumenty. Cena - 400 złotych.
Umówili się w ostatnim tygodniu lutego na dworcu w Rumi. Do marynarzy podszedł niepozorny chłopak. Był ubezpieczany przez dwóch mężczyzn. - Służę pełną gamą dokumentów marynarskich - stwierdził, odbierając pieniądze.
- Co pan ma? - zainteresowali się marynarze. - Wszystko - odpowiedział. - Świadectwa medyczne, o kursach Indywidualnych Technik Ratownictwa, przeciwpożarowe.
Każdy marynarz, zatrudniający się na statku oprócz książeczki żeglarskiej, świadectwa zdrowia i paszportu, musi posiadać świadectwo ukończenia czterech podstawowych kursów: ITR, przeciwpożarowy, medyczny i odpowiedzialności wspólnej. Za kursy trzeba łącznie zapłacić do 1000 złotych. Do tego marynarz musi dysponować świadectwem zdrowia, książeczką żeglarską i paszportem.
- Te dokumenty trudno sfałszować - słyszę w Morskiej Agencji Gdynia. - Kursy prowadzą ośrodki uznawane przez Urząd Morski. Znamy hologramy, pieczątki, a nawet podpisy potwierdzających ich ważność urzędników. Jednak fałszerstwo jest możliwe. Zwłaszcza, gdy dokumenty oferuje się laikom z głębi lądu, marzącym o pracy na morzu.
- Jeśli oszuści przyjmowali kilkaset telefonów dziennie, to mogli zarobić nawet kilkaset tysięcy złotych - twierdzi Marcin.
Andrzej Kościk, inspektor ITF w Polsce, twierdzi, że na świecie produkuje się fałszywe dokumenty marynarskie na skalę masową. Podaje przykład sekretarza generalnego ITF, Davida Cockrofta, który za 4,5 tys. dolarów zakupił w Panamie licencję starszego oficera, uprawniającą do kierowania wszystkim - od masowca do drobnicowca i zastępowania kapitana.
- Ignorant to zagrożenie dla bezpieczeństwa na morzu - mówi Kościk. Strona internetowa firmy Nordic Shipping zniknęła z sieci 1 marca. Tego samego dnia do Gdańskiej Stoczni Remontowej miał wejść amerykański statek. Statku nie było.
Pod numerem telefonu komórkowego z ogłoszenia w "Anonsach" męski głos zawiadamia, że "poczta należąca do (tu chwila ciszy) jest pełna". Dzwonię pod numer fałszerza. "Cześć, nie ma mnie w tej chwili przy telefonie" - słyszę w słuchawce. Oszuści pewnie już spokojnie liczą pieniądze.
- Osoby, które kupiły fałszywe dokumenty też popełniły przestępstwo - mówi Gabriela Sikora, rzecznik KWP. - Za fałszowanie grozi do 5 lat więzienia, za czynienie przygotowań w celu użycia nieautentycznych dokumentów - do 2 lat. Za to zamieszczanie ogłoszeń z ofertą pracy nie jest przestępstwem.
- Oni tylko przycichli - mówi jeden z marynarzy. - Ogłoszenie wróci za miesiąc lub dwa. Z innym numerem telefonu i adresem strony będą sprzedawać nam marzenia o pracy.
Dane marynarzy zostały zmienione.
Dorota Abramowicz