Mnich i jego krewny oskarżeni przez chińską policję o podżeganie do samopodpaleń
Policja w chińskiej prowincji Syczuan zatrzymała tybetańskiego mnicha i jego krewnego, oskarżając ich o podżeganie rodaków do samopodpaleń na polecenie przebywającego na uchodźstwie dalajlamy - podała oficjalna agencja Xinhua.
Według policyjnego raportu, na która powołała się Xinhua, 40-letni mnich Lorang Konchok miał często kontaktować się ze zwolennikami dalajlamy zagranicą, a od 2009 roku zwerbować ośmiu ochotników do samopodpaleń, z czego trzech zmarło na skutek odniesionych obrażeń. Miał również obiecać, że rozsławi ich czyny za granicami kraju.
Jego bratanek, Lorang Tsering, według Xinhuy pomagał w rekrutacji ochotników i również został zatrzymany.
Ludzi, którzy dokonują samopodpaleń, chińskie MSZ nazywa terrorystami i obwinia duchowego przywódcę tybetańskiego Dalajlamę XIV o nawoływanie do separatyzmu.
Tybetański rząd na uchodźstwie w Indiach w wydanym komunikacie "zdecydowanie zaprzeczył" wysuwanym zarzutom. - Jesteśmy przekonani, że (podejrzani) zostali do tych zeznań zmuszeni. Zachęcamy rząd Chin do zbadania, czy rzeczywiście podżegaliśmy do samopodpaleń - oświadczył rzecznik Lobsang Choedak.
Jak szacują obrońcy praw człowieka, od 2009 roku ponad 90 Tybetańczyków podpaliło się w desperackim geście protestu wobec chińskiej zwierzchności na obszarach tybetańskich.
Rząd w Pekinie podkreśla, że poprzez rozwój gospodarczy w ostatnich 30 latach znacznie poprawił warunki bytowe mieszkańców Tybetu i sąsiednich obszarów zamieszkanych przez Tybetańczyków. Działacze wskazują jednak, że chińskie rządy zagrażają tybetańskiej kulturze, językowi i religii.