Mistyfikator z Unii Europejskiej
Orlof Zimmermann przez dwa lata wodził za nos starostwo powiatowe w Kłobucku w woj. śląskim. Podający się za wysokiego przedstawiciela UE Niemiec miał biuro w budynku starostwa, własnego tłumacza i służbowe mieszkanie.
11.02.2003 16:57
W Kłobucku Zimmermann pojawił się w marcu 2001 r., przywiózł flagę Europy, symbolicznie wpisując powiat do Unii. Przez ostatni rok mieszkał tu i pracował. Obiecywał pomoc dla miejscowych rolników, szkół i szpitali. Jeździł samochodem z proporczykiem UE i nalepką CD. Pozostały po nim niezapłacone rachunki za telefon i za mieszkanie wynajęte przez samorząd.
Dziś w starostwie kłobuckim wszyscy mają go za mistyfikatora. Zasługi w jego zdemaskowaniu przypisują sobie nowe władze powiatu - przewodniczący rady Władysław Serafin i starosta kłobucki Dariusz Desperak.
"Dopiero po wyborach mogliśmy go sprawdzić. A nasze biuro związkowe w Brukseli ustaliło, że pan Zimmermann był tylko mało ważnym urzędnikiem unijnym" - opowiada Serafin. W grudniu 2002 r. wraz z nowym starostą odbyli z Niemcem rozmowę, w wyniku której kazali mu wyprowadzić się z budynku. "Powiedziałem mu w oczy, że jest oszustem" - mówi Serafin, podkreślając, że zna struktury i procedury unijne, których nie znał Zimmermann.
Obaj wystąpią z doniesieniem do policji i prokuratury, gdy tylko będą dysponowali odpowiednimi materiałami. "Cały czas ustalamy fakty i zbieramy materiały. Czekam na odpowiedź z niemieckiego konsulatu, kim właściwie jest ten pan" - powiedział we wtorek starosta Dariusz Desperak.
Kom. Maciej Szyszka z Komendy Powiatowej Policji w Kłobucku przyznał, że policja podjęła wstępne "czynności sprawdzające", choć żadne doniesienie oficjalną drogą nie wpłynęło.
Ustalenie faktów nie będzie łatwe, bo nie wiadomo, jak Zimmermann trafił do Kłobucka ani też, czy i na jakich zasadach był w starostwie zatrudniony. Używał wielu tytułów i wizytówek. Według nich, był wysokim urzędnikiem UE mającym wpływ na jej rozszerzenie, kierownikiem biura informacji europejskiej, a także m.in. "generalnym sekretarzem odpowiedzialnym za układ o przyjaźni niemiecko-francuskiej". Powoływał się na znajomości m.in. z prezydentem Niemiec, pokazując na dowód tego odpowiednie fotografie. Odbywał spotkania z przedsiębiorcami i młodzieżą szkolną.
Według Władysława Serafina, wcześniejsze ujawnienie sprawy Zimmermanna było niemożliwe. Uniemożliwiał to starosta Jerzy Perz, zasłaniając się autorytetem poprzednika - Marka Sztolcmana.
To Sztolcman, niedawny wicewojewoda śląski, miał zaprosić Zimmermanna do Kłobucka. Serafin tłumaczy, że Sztolcman miał wielki autorytet, którego nikt nie kwestionował. Więc choć z czasem nabrał nieufności do działalności Niemca, nie miał możliwości sprawdzić, jak Zimmermann jest powiązany ze starostwem.
Sztolcman zmarł przed kilkoma miesiącami, a w starostwie nie można dziś znaleźć konkretnych efektów pracy Zimmermanna. Starosta Desperak dysponuje natomiast rachunkami za jego rozmowy telefoniczne - miesięcznie wydzwaniał za 1,6-2,5 tys. zł, łącznie ponad 23 tysiące. Nie wiadomo, jak pokryć te rachunki, skoro nie ma śladu, że Zimmerman był pracownikiem starostwa.
Nie ma też umowy na wynajęcie mieszkania. "Zadzwoniono ze starostwa, że potrzebne jest mieszkanie dla wysokiego przedstawiciela UE. Pan Zimmermann mieszkał u mnie przez rok. Teraz starostwo nie chce zapłacić, bo nie spisano żadnej umowy" - wyjaśnia Łucja Brol. W interesie powiatu zgodziła się na bardzo niską stawkę - 150 zł miesięcznie. Po lokatorze zostały jej stosy marnych ubrań i broszurek o UE.
Były starosta kłobucki, Jerzy Perz nie uważa, żeby powiat poniósł jakieś straty. "Zimmermann to uczciwy człowiek" - powtarza i zapewnia, że gdyby nie odszedł z urzędu po wyborach, obiecana pomoc zaczęłaby napływać do Kłobucka jeszcze w tym roku.
Według mieszkańców Kłobucka, Orlof Zimmermann nie powrócił do Niemiec. Widuje się go w powiecie kłobuckim i na terenie sąsiednich powiatów. Nadal jeździ samochodem z proporczykiem UE i nalepką z literami CD. (aka)