ŚwiatMinutemeni: pogranicznicy-amatorzy

Minutemeni: pogranicznicy-amatorzy

Bronimy granic przed najeźdźcami, bo rząd
tego nie robi - mówi Gary ("Gray") Deacon, administrator
"Projektu Minutemen", potężny wąsaty mężczyzna w tropikalnej
kamizelce, kolorowej koszuli i Glockiem 21 u pasa.

11.06.2005 | aktual.: 11.06.2005 07:39

Minutemeni, uzbrojeni ochotnicy, walczyli w XVIII wieku wraz z armią Waszyngtona o uwolnienie Ameryki spod brytyjskiego panowania. "Najeźdźcy", o których mówi Gary, to nielegalni imigranci z Ameryki Łacińskiej przedostający się do USA przez południową granicę. Dzisiejsi Minutemeni z Arizony bronią przed nimi Ameryki uzbrojeni w lornetki, krótkofalówki, telefony komórkowe i wiarę w słuszność sprawy. Rewolwery noszą tylko niektórzy - na wszelki wypadek.

Bush to głupiec lub zdrajca

Będziemy tu tak długo, dopóki armia nie pomoże straży granicznej. Jest absurdem, aby rząd, który tak troszczy się o bezpieczeństwo innych państw, nie potrafił ochronić granic własnego kraju. Bush jest albo głupcem, albo zdrajcą - Gary nie przebiera w słowach.

W kwietniu prawie 900 ochotników z Minutemen Project bez przerwy, w dzień i w nocy, patrolowało 30-kilometrowy odcinek granicy amerykańsko-meksykańskiej w hrabstwie Chochise, między Naco i Douglas. Każdej nocy przemykało się tutaj bezkarnie około 3000 nielegalnych "Naco Corridor" - raj dla "coyotes", współpracujących z mafią przemytników poszukiwaczy szczęścia na amerykańskiej ziemi obiecanej.

Ubrani w panterki Minutemeni wysiadali na pustyni ze swoich dżipów, rozkładali krzesełka i obserwowali teren. Kiedy między kaktusami i kępami ostrokrzewu dostrzegli przebiegające postacie, natychmiast donosili strażnikom z Border Patrol. Wszyscy mają powiedziane: żadnego fizycznego kontaktu, tylko meldunki do władz - wyjaśnia Gary.

Kiedy o akcji zrobiło się głośno - Minutemeni zadbali o poinformowane mediów - Straż Graniczna ściągnęła dodatkowe posiłki. Dziś przez "korytarz Naco" przechodzi co noc może 200-300 nielegalnych - sukces na notorycznie nieszczelnej granicy z Meksykiem. Udowodniliśmy, że wystarczy istotnie zwiększyć liczbę patrolujących granicę, aby zahamować inwazję - mówi Gary. Lokalni szefowie Border Patrol są innego zdania - Minutemeni raczej im przeszkadzali, potykając się o elektroniczne czujniki rozstawione w pobliżu granicy. W ich opinii, ochronę granic należy pozostawić zawodowcom.

Ludzkie szkielety na pustyni

Jak się szacuje, w USA przebywa nielegalnie około 8-12 milionów imigrantów. Co roku napływa ich - w większości z Meksyku - około miliona. Na pustyniach Arizony i Nowego Meksyku giną czasem z wyczerpania i upału. Znajdowaliśmy ludzkie szkielety - mówi Gary. Większość nielegalnych to zwykli ludzie wybierający się do USA na saksy, ale są wśród nich także kryminaliści - handlarze narkotyków i mordercy.

Obławy na "illegals" zakłócają życie spragnionych spokoju ranczerów na pograniczu Arizony, przeważnie emerytów osiadłych tu z powodu najlepszego w USA klimatu, idealnego na drogi oddechowe. Przybysze z południa kradną i porywają samochody.

Miejscowi popierają Minutemenów, mają pretensję i do rządu federalnego, i do władz Meksyku. Prezydent Meksyku Fox nazwał nielegalnych bohaterami! - wykrzykuje z oburzeniem Gary. Fox mówił o wszystkich meksykańskich gastarbeiterach, którzy przekazują rodzinom w kraju miliardy dolarów rocznie.

Po sukcesie w Arizonie, Minutemeni rekrutują ochotników w innych stanach. W sierpniu przygotowują podobną akcję na granicy w Kalifornii. Jesienią - na całej południowej granicy i w stanie Michigan, na najmniej szczelnym odcinku granicy z Kanadą. Tamtędy prześlizgują się do USA także terroryści.

Na czele ruchu stoi Jim Gilchrist, emerytowany księgowy z Kalifornii, i redaktor gazety w Tombstone w Arizonie, Chris Simcox. Obok patroli wspomagających pograniczników, planuje się bojkot firm zatrudniających nielegalnych imigrantów.

Tu akurat Minutemeni walczą z wiatrakami. Biznes nie może się obyć bez "indocumentados", biednych Latynosów gotowych harować grubo poniżej płacy minimalnej, podejmując się prac, których nie wezmą Amerykanie. A administracja Busha jest lojalnym sojusznikiem biznesu.

Tomasz Zalewski

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (0)