Minister ucieka od odpowiedzialności
– Zawinił człowiek – orzekł tuż po katastrofie prezydent Bronisław Komorowski. Minister transportu Sławomir Nowak stwierdził, że „stan sprzętu nie miał wpływu na katastrofę”. Podobnie było tuż po katastrofie smoleńskiej, gdy błyskawicznie pojawiła się teza o winie „niedouczonego pilota o ułańskiej fantazji”.
07.03.2012 | aktual.: 07.03.2012 15:06
Jest podejrzenie, że mogło dojść do próby ingerencji w zapisy dokumentów kolejowych przez zatrzymanego dyżurnego ruchu. Musimy poczekać na potwierdzenie tych podejrzeń – powiedział w TVN24 Romuald Basiński z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. Jednocześnie przyznał, że mężczyzna nie został jeszcze przesłuchany ze względu na zły stan psychiczny, a „śledczy muszą być bardzo ostrożni i dokładnie weryfikować każdą informację, bo sprawa, którą prowadzą, jest bardzo skomplikowana”.
– Jest przykaz „zwalamy na człowieka”, żeby jak najszybciej znaleźć winnego. Patrzy na nas cały świat, ta katastrofa nie jest już tylko naszą sprawą. Potrzebny jest kozioł ofiarny. Kontrolowane przecieki z prokuratury wpisują się w strategię jak najszybszego oskarżenia nastawniczego. Wisienką na torcie stał się prezydent, który szybko stwierdził, że „winny jest człowiek” – mówi osoba zbliżona do Ministerstwa Transportu.
Kolejarze tłumaczą, że faktycznie winny jest człowiek, ale ten, który pozwolił na doprowadzenie kolei do takiego stanu. W ich ocenie nieodpowiedzialne jest zrzucanie winy wyłącznie na dyżurnego ruchu, którego warunki pracy wręcz prowokują popełnianie błędów.
– Na odcinku, na którym doszło do katastrofy, od kilku lat trwa slalom po torach, raz lewym, raz prawym, raz na tym szlaku, raz na innym. Sygnał zastępczy (to kolejowy sygnał wzrokowy stosowany do wydania zezwolenia na jazdę w szczególnych sytuacjach, np. przy awarii sygnalizacji świetlnej. W przeszłości zdarzały się wypadki kolejowe wynikłe z nieuzasadnionego użycia sygnału zastępczego), który stanowi narzędzie do wyjątkowych, odosobnionych wypadków, staje się dziś równorzędnym sygnałem dla jazdy pociągu – tłumaczy Stanisław Biega, ekspert w dziedzinie zarządzania koleją.
– Odcinek, na którym doszło do tragedii, został odebrany przez Polskie Linie Kolejowe. Od 2014 r. zaczną po nim jeździć superszybkie pociągi Pendolino. Tym bardziej zaskakuje, że akurat w tym miejscu użyto sygnału zastępczego – mówi „Codziennej” poseł PiS-u, były minister transportu Jerzy Polaczek.
Obecnie prowadzi się gigantyczną liczbę tzw. zamknięć torowych. Od 1 marca do 31 maja planuje się 401 wyłączeń z ruchu, rozkład jazdy na najbliższe trzy miesiące ma 2344 strony. Do tego dochodzą wlokące się roboty na torach, gdyż wyjątkowo niskie kary dla wykonawców za opóźnienia nie mobilizują do pracy.
Eksperci z komisji badania wypadków kolejowych nie wydali jeszcze żadnej oceny. Nawet w prywatnych rozmowach są dalecy od formułowania jakichkolwiek wniosków o winie. Muszą przesłuchać taśmy z nagrań na radiu, za pomocą którego łączyli się maszyniści z dyżurnymi, zbadać „czarne skrzynki” z lokomotyw, przesłuchać świadków. – Przyczyn tej katastrofy może być co najmniej kilka – mówi nam jeden z członków komisji. Raport z jej pracy pojawi się dopiero za kilka miesięcy.
Koleje i loty bez nadzoru
Wciąż nie ma szefa Urzędu Transportu Kolejowego. Brak nawet rozpisanego konkursu. Od sześciu miesięcy w UTK nie ma też szefa departamentu bezpieczeństwa.
Nieobsadzone pozostają też stanowiska szefów Urzędu Lotnictwa Cywilnego i Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Możemy zacząć się bać. – Szczególnie zła sytuacja panuje w Urzędzie Transportu Kolejowego – mówi „Codziennej” poseł Jerzy Polaczek (PiS), minister transportu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. – Fakt, że od sześciu miesięcy nie ma tam osoby odpowiedzialnej za bezpieczeństwo ruchu na kolei, jest skandalem – dodaje Polaczek. Po katastrofie pod Szczekocinami polityk PiS-u złożył do Najwyższej Izby Kontroli pismo z prośbą o podjęcie „natychmiastowych dzia- łań kontrolnych” w UTK.
„Nie ma usprawiedliwienia dla personalnych decyzji w rządowych instytucjach, w których powołuje się osoby bez wykształcenia i doświadczenia na podstawowe stanowiska dotyczące nadzoru nad techniką i bezpieczeństwem ruchu” – czytamy w piśmie Jerzego Polaczka. Były minister przypomina, że brak nadzoru UTK negatywnie wpływa na stan bezpieczeństwa pasażerów PKP.
Przykład UTK, choć najbardziej drastyczny, nie jest jedyny. Bez szefa pozostaje Urząd Lotnictwa Cywilnego, instytucja odpowiedzialna za bezpieczeństwo lotów, czy Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Sytuacja w GDDKiA jest specyficzna. Pełniący obowiązki generalny dyrektor Lech Witecki nie zdał egzaminu na urzędnika państwowego wysokiego szczebla. By mógł pełnić obowiązki, egzamin nie jest potrzebny.