Minister ochrony własnego środowiska
Dlaczego minister środowiska Jan Szyszko
broni oskarżonego w dwóch sprawach karnych szefa swego gabinetu
Konrada Tomaszewskiego? Szukając odpowiedzi na to pytanie "Gazeta
Wyborcza" dotarła do trzeciej sprawy - pojawiają się w niej
nazwiska obu panów.
23.11.2005 | aktual.: 23.11.2005 08:57
W poniedziałek dziennik ujawnił, że Tomaszewski, który za rządów AWS był dyrektorem Lasów Państwowych, jest oskarżony w dwóch procesach. Pierwszy dotyczy przekazania po zaniżonej cenie gruntów leśnych w Gdańsku Matemblewie politykom AWS, którzy wybudowali tam domy. W drugim odpowiada za sfałszowanie dokumentu, który po przegranych przez AWS wyborach miał utrudnić ewentualne zmiany kadrowe w Lasach Państwowych.
We wtorek "Wyborcza" ustaliła, że Tomaszewski występuje w kolejnej sprawie, którą - co potwierdza rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku Gabriela Sikora - od marca tego roku prowadzi wydział do walki z korupcją.
Wiosną 1998 r. leśnicy z Kościerzyny pod Gdańskiem odkryli nielegalny wyrąb ok. 6 ha lasu na terenie, gdzie prywatna firma Dech-Pol z Gdyni rozkręcała wydobycie żwiru. Grunt sprzedał Dech- Polowi wójt Kościerzyny Waldemar Tkaczyk, człowiek AWS, przyjaciel Mariana Krzaklewskiego. A wyrębu lasu dokonali - na jego polecenie - gminni robotnicy. Za nielegalną wycinkę Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Gdańsku ukarała gminę i Dech-Pol karą 800 tys. zł.
Wójt Tkaczyk i szefowie firmy odwołali się do szefa Lasów w Warszawie. Przed rozpatrzeniem odwołania zaprosili do Kościerzyny Konrada Tomaszewskiego, wówczas wiceszefa Lasów Państwowych, i Jana Szyszkę, ministra ochrony środowiska, którym jest i dziś. Efekt wizyty urzędników z Warszawy? Zmniejszenie kary z 800 tys. zł do 13 tys. zł. I odwołanie regionalnego dyrektora Lasów, który wysoką karę nałożył.
Z ustaleń toczącego się śledztwa wynika, że uchylenie kary za wycinkę lasu było "nieuzasadnione". Dyrektorowi Lasów, na którym ciąży "szczególny obowiązek dbania o zasoby leśne i mienie LP", grozi zarzut narażenia skarbu państwa na stratę kilkuset tysięcy złotych.
Wójt Tkaczyk nie odbierał we wtorek telefonu. "Gazeta Wyborcza" ustaliła, że za "grunty rolne", które sprzedał Dech-Polowi, gmina dostała 236 tys. zł. W akcie notarialnym nie ma wzmianki, że "rolę" porasta las wart kilkaset tysięcy, a pod ziemią zalega półtora miliona ton żwiru - to ponad 20 mln zł.
Właśnie sprzedaż gminnego żwirowiska za cenę prawie 100-krotnie niższą od realnej wartości jest głównym wątkiem śledztwa gdańskiej policji, informuje "Gazeta Wyborcza". (PAP)