Minister obrony Izraela: "czerwona linia" dla Iranu przesunięta o 8‑10 miesięcy
Decyzja Teheranu o wykorzystaniu jednej trzeciej posiadanego wzbogaconego uranu do celów cywilnych, opóźniła termin ewentualnego uderzenia na Iran o 8-10 miesięcy - ocenił izraelski minister obrony Ehud Barak w wywiadzie udzielonym "The Daily Telegraph".
31.10.2012 | aktual.: 31.10.2012 21:55
Ajatollahowie podjęli taką decyzję po cichu latem. Ale według szefa izraelskiego resortu obrony nie oznacza to, że Iran zrezygnował z ambicji posiadania broni nuklearnej. Jego zdaniem ruch ten jedynie przesunął w czasie przekroczenie przez Teheran "czerwonej linii".
- Oni od początku swojej historii myślą o sobie jako o wielkim regionalnym mocarstwie i są zdeterminowani, by nie wpaść w pułapkę, w jaką, w ich opinii i osądzie, wpadł ostatnio Kadafi - powiedział izraelski polityk.
"Moment prawdy" za 8-10 miesięcy
"Czerwona linia" to krytyczny moment, w którym według Izraela nie będzie można dłużej zwlekać z uderzeniem na Iran. Ustalenia tej wyraźnej granicy prac nad programem nuklearnym, której Teheranowi nie wolno byłoby przekroczyć bez ryzyka interwencji zbrojnej, domagał się niedawno na forum ONZ premier państwa żydowskiego Benjamin Netanjahu.
Według Baraka ostatnia decyzja o wykorzystaniu jednej trzeciej wzbogaconego uranu do celów cywilnych przesunęła "moment prawdy" o 8-10 miesięcy. Gdyby nie to, sytuacja "prawdopodobnie" osiągnęłaby swój szczyt jeszcze przed wyborami prezydenckimi w USA.
Izraelski minister obrony powiedział brytyjskiemu dziennikowi, że irański reżim tylko gra na czas, a dyplomacja i sankcje nie wystarczą, by skłonić go do porzucenia atomowych ambicji. Dlatego w jego opinii, Izrael i jego sojusznicy w 2013 roku znów będą musieli stanąć przed decyzją o ewentualnym prewencyjnym uderzeniu na irańskie instalacje nuklearne.
Izrael nie będzie oglądał się na sojuszników
Jednocześnie Barak wyraził obawy, że Teheran może jeszcze bardziej ufortyfikować ośrodki wzbogacania uranu, tak, że izraelskie siły zbrojne nie będą ich w stanie samodzielnie unieszkodliwić. Z tego powodu Jerozolima zastrzega sobie prawo do jednostronnej decyzji o ewentualnym ataku.
- Kiedy chodzi o samo sedno naszych interesów bezpieczeństwa i przyszłość Izraela, nie możemy delegować odpowiedzialności podejmowania decyzji nawet w ręce naszych najbliższych sojuszników - powiedział Barak. - Jeżeli nikt nie reaguje, my musimy myśleć o działaniu - dodał.
Szef resortu obrony Izraela ostrzegł, że irańska bomba atomowa będzie początkiem nuklearnego wyścigu zbrojeń w całym regionie. Bardzo szybko własną bombę uzyskają Arabia Saudyjska i Turcja, a ich śladem pójdzie Egipt. Jak powiedział polityk, świat zacznie wtedy "odliczanie" do "koszmaru", gdy materiały rozszczepialne wpadną w ręce którejś z grup terrorystycznych.
Zachód podejrzewa, że irański program nuklearny zmierza do budowy bomby atomowej. Irańczycy podkreślają, że ma on jednoznacznie cywilny charakter i służy potrzebom energetyki jądrowej. Izrael od miesięcy rozważa prewencyjne uderzenie na instalacje nuklearne Teheranu, sprzeciwia się mu administracja Baracka Obamy. Jednak sytuacja może ulec zmianie, gdy po wyborach w USA w Białym Domu zasiądzie republikański kandydat Mitt Romney.