Świat"Miłość", to bardzo trudne słowo

"Miłość", to bardzo trudne słowo

Hanne Orstavik jest w ostatnich latach najczęściej nagradzaną norweską pisarką. Niedawno w Polsce ukazała się jedna z jej najgłośniejszych powieści "Miłość", którą nazwano współczesną wersją bajki o dziewczynce z zapałkami. Choć norweska autorka nie pisze powieści "na plażę" każda jej książka odbija się w Norwegii szerokim echem.

"Miłość", to bardzo trudne słowo
Źródło zdjęć: © Hans Fredrik Asbjornsen

26.02.2010 | aktual.: 26.02.2010 11:01

Vibeke, bohaterka "Miłości" żyje w krainie marzeń. Mogłaby znaleźć sobie miłego faceta, ale zamiast tego woli ścigać jakiegoś milczącego wędrowca. Jak myślisz, czemu wielu ludzi wybiera pogoń za iluzją zamiast stawiać czoła realnym problemom?

- Sądzę, że wielu ludzi żyje tak, jak Vibeke. Większość naszego życia przeżywamy nie, jako realne doświadczenie, ale oglądanie prywatnej wersji zdarzeń zapisanej w obrazach, snach i marzeniach. Myślę, że samemu trudno jest nawet zauważyć, że się to robi. A żyjemy tak, bo to łatwe. Nie widzimy siebie z zewnątrz, nie jesteśmy obiektywni i to jest właśnie nasza "rzeczywistość".

Vibeke rani swoich bliskich, bo skupia się na marzeniach. Wszyscy lubimy marzyć, choć rzadko, kto umie się przyznać, że po stresującym dniu zamyka oczy i wyobraża sobie, jak ratuje księżniczkę od smoka. Gdzie twoim zdaniem jest granica pomiędzy oddawaniem się fantazji dla relaksu a niebezpiecznym uciekaniem w iluzję?

- To dobre pytanie. To też jedna z rzeczy, którą opisałam w "Miłości", chciałam właśnie pokazać rzeczywistość poprzez pryzmat tego, jak i co Vibeke myśli. Według mnie wszyscy żyjemy na granicy między wewnętrzną a zewnętrzną rzeczywistością. Bywa, że ta granica przesuwa się raz w jedną, raz w drugą stronę. Myślę, że czytanie książek, oglądanie filmów, odwaga do poznawania nowych ludzi oraz bycie gotowym na nowe doświadczenia to sposoby na prawdziwe otwarcie się na zewnętrzną rzeczywistość.

Nie chcę cię pytać, jak zakończyła się historia małego Jona, bo boje się, że nawet, jeśli nie zamarzł pod drzwiami domu to i tak będzie skuty lodem. Myślisz, że w Norwegii żyje wiele dzieci pozbawionych uwagi i szacunku tak jak on?

- "Miłość" to między innymi powieść o samotności. Według mnie poznanie prawdziwych uczyć drugiej osoby jest niemożliwe z pozycji obserwatora. Dodatkowo akurat samotności bardzo się wstydzimy, ukrywamy ją głęboko. Z tego powodu literatura jest tak ważna, zagłębiając się w lekturę możemy doświadczyć rzeczy takimi, jakimi są naprawdę. Czytając nie możemy już rzeczywistości zmyślać i udawać, że jest taka, jaką chcemy ją widzieć. Wierzę, że tylko widząc rzeczy takimi, jakie są naprawdę, możemy coś zmienić. Na przykład poświęcić osamotnionym dzieciom więcej uwagi.

Dlaczego nadałaś tej powieści tytuł "Miłość"?

- Bo myślę, że to bardzo trudne słowo, choć wszystkim nam się zdaje, że doskonale znamy jego znaczenie. Wybrałam taki tytuł, by pokazać, ile znaczeń kryje, jak trudno jest jednoznacznie stwierdzić, czym miłość naprawdę jest. Miałam nadzieję, że czytelnik zastanowi się nad tym w trakcie lektury.

W Polsce znamy na razie dwie twoje powieści. W obydwu dla bohaterów największym problemem jest skuteczna komunikacja z innymi. Wierzysz, że świat byłby trochę lepszym miejscem gdybyśmy częściej potrafili razem i usiąść i po prostu ze sobą pogadać?

- Trudno rozmawiać, gdy nie wiadomo, co powiedzieć, gdy nie czujesz się witana z otwartymi ramionami, jesteś niepewna siebie i tej drugiej osoby. To jedna z najtrudniejszych sztuk. Zadaniem literatury jest opowiadanie właśnie o takich problemach, nawet, jeśli nie są miłe i życzylibyśmy sobie, by wyglądały zupełnie inaczej. W norweskiej prasie jest mnóstwo artykułów na twój temat, stałaś się bohaterką dość głośnego skandalu. Jedna z twoich przyjaciółek zarzuciła ci, że opisałaś ją w powieści, czego sobie nie życzyła. Wywołało to debatę nad granicami, jakich pisarz przekraczać nie powinien. Opowiedz, jak zakończyła się ta historia.

- Myślę, że wszyscy pisarze zmagają się z podobnymi kłopotami i pisząc zadają sobie takie same pytania jak ja - na ile możemy wykorzystywać elementy rzeczywistości, które nam ludzie powierzyli? Mnie udało się otworzyć na czytelnika, odsłonić w swoich powieściach. Tym samym jestem równie bezkompromisowa wobec innych. Kiedy pracuję nad powieścią, piszę to, co muszę, bez rozważania czynników, które mogłoby opowieść spłycić. Dziś nie mam kontaktu z przyjaciółka, która uznała, że wykorzystałam jej wspomnienia. Nie rozmawiałam z nią od 12 lat. Mam nadzieję, że ma się dobrze.

Czy któraś z twoich książek ma dla ciebie specjalne znaczenie?

- Kocham wszystkie moje książki. Dla mnie łącza się w całość, żadna nie mogłaby powstać nie mając swojej poprzedniczki. Widzę je, jako kolejne etapy pewnego procesu i mam nadzieję, że on się nigdy nie skończy.

W "Pastorze" opisałaś kobietę kapłana. Kobieta-ksiądz? Coś nie do pomyślenia w polskim Kościele! Wierzysz, że kobieta może być równie dobrym kaznodzieją jak mężczyzna?

- Oczywiście.

Liv, bohaterka "Pastora" często ma ochotę opowiedzieć o swoich uczuciach, ale rezygnuje w ostatniej chwili. Jak jest z tobą? Należysz do tych, którzy "kocham" mówią raz na miłość czy 3 razy dziennie?

- Dla mnie mówienie prawdy jest kluczowe. Jeśli czuję, że kogoś kocham, to o tym mówię. Tysiąc razy albo dziesięć.

Planujesz wizytę w Polsce? Może wydanie kolejnych książek będzie dobrą okazją?

- Mam nadzieję, że polski wydawca zaprosi mnie w przyszłym roku przy okazji wydania nowej książki po polsku. Wcześniej odwiedzałam już Gdańsk, Warszawę i Kraków. To były niesamowicie interesujące miasta i bardzo różne od siebie. Spotkałam wielu ciekawych i przyjaznych ludzi na wieczorach literackich. Z Gdańska najlepiej zapamiętałam plażę i bardzo urokliwe zaułki. O, i jeszcze coś! W Polsce macie zatrzęsienie bardzo klimatycznych kafejek!

Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)