Miller na procesie pilota: nie naciskałem, by lecieć
Były premier Leszek Miller, zeznając jako świadek w procesie ppłk. Marka Miłosza - pilota rządowego śmigłowca, który rozbił się przed czterema laty z członkami rządu na pokładzie powiedział, że nie wywierał nacisków, by lecieć mimo złej pogody.
29.10.2007 | aktual.: 29.10.2007 16:39
Wiele razy latałem, w sytuacji, gdy była wyraźna decyzja, że nie lecimy, nie wywierałem presji - powiedział Miller przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. Dodał, że Miłosz cieszył się opinią znakomitego, przestrzegającego procedur pilota. Miller, który do dziś odczuwa skutki urazu kręgosłupa, podkreślił, że nie ma do Miłosza pretensji i gdyby nie umiejętności pilota, wszyscy uczestnicy feralnego lotu "byliby dziś na cmentarzu".
Rządowy śmigłowiec rozbił się 4 grudnia 2003 pod Warszawą gdy wyłączyły się obydwa silniki. Kilkanaście osób doznało obrażeń, 12 z nich przeszło długotrwałe leczenie. Za najbardziej prawdopodobną przyczynę awarii uznano oblodzenie wlotów silników. Miłosz jest oskarżony o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy (przez niewłączenie ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej) i nieumyślne spowodowanie wypadku. Grozi mu do 8 lat więzienia.