Miller: jadę do Waszyngtonu

Leszek Miller będzie wykładał w Woodrow Wilson International Center w Waszyngtonie. To instytucja edukacyjna i badawcza, a zarazem forum dyskusyjne zajmujące się polityką. Centrum ma cykliczny program pt. "Dialog", emitowany w 200 stacjach radiowych, wydaje książki i czasopisma, ma cykl audycji w telewizji. Co rok organizuje ponad 400 spotkań z ekspertami. Jest organizacją non-profit, utrzymywaną z funduszy prywatnych i publicznych. Powstało w 1968 r. dla uczczenia pamięci W. Wilsona, byłego prezydenta USA.

Obraz

Monika Pawlak: Nie brakuje panu nieustannej obecności kamer telewizyjnych, mikrofonów, pytań dziennikarzy?

Leszek Miller: - Nie, choć kiedyś nie wyobrażałem sobie poranka bez mediów. Dopiero teraz, z perspektywy czasu, doceniam ten spokój. Wreszcie nie muszę codziennie wyjaśniać, prostować doniesień, niewiele mających wspólnego z prawdą.

Monika Pawlak: Dziennikarze bez powodu czepiali się premiera Leszka Millera?

Leszek Miller: Polskie dziennikarstwo jest niedojrzałe, jak nasza demokracja. Szczególnie w niektórych tytułach wyraźnie widać pogoń za sensacją. Za wszelką cenę, kosztem rzetelności, a nawet prawdy.

Monika Pawlak: "Teraz będę zdyscyplinowanym posłem SLD, będę częściej przyjeżdżał do Łodzi" - mówił pan we wrześniu. Dotrzymuje pan obietnicy?

Leszek Miller: Staram się bywać systematycznie na dyżurach poselskich, co nie było realne w czasach, gdy byłem premierem.

Monika Pawlak: Łodzianie nie stracili do pana zaufania?

Leszek Miller: Przychodzą, więc chyba nie. Niestety, ciągle z tymi samymi sprawami. Powiedziałem "niestety", bo to oznacza, że problemy biedy czy bezrobocie są trudne do rozwiązania. Często pojawiają się też kłopoty związane z brakiem mieszkań, wymiarem sprawiedliwości. Łodzianie skarżą się na opieszałość sądów, niesprawiedliwe wyroki.

Monika Pawlak: Pomaga pan?

Leszek Miller: Staram się, chociaż trudno ingerować w niezawisłość sądów.

Monika Pawlak: "Nadchodzi czas dla Łodzi" - pamięta pan jeszcze? Jak pan ocenia swój udział w rozwoju tego miasta?

Leszek Miller: To były tylko dwa lata, ale to, czym chwali się teraz pan prezydent Kropwinicki - Gillette, Philips, Bosch-Siemens, Merloni, autostrada A-2 - to są dokonania mojego rządu. A efekty? Przyjdą, kiedy biznes zacznie pracować, zatrudniać ludzi. Żal mi tylko, że na uroczystych otwarciach kolejnych fabryk jest tylko Jerzy Kropiwnicki.

Monika Pawlak: Czyli czuje się pan niedoceniany?

Leszek Miller: Nie. Pomijanie mojego udziału w tych sukcesach to wyraz pewnej kultury politycznej. Choć może nie ja powinienem być zapraszany, ale wojewoda Krajewski, utożsamiany z formacją, którą reprezentuję.

Monika Pawlak: Władze Łodzi trudno jednak spotkać na stadionie Widzewa. Pan ma tam swoje krzesło...

Leszek Miller: Chciałem, nie pierwszy raz, pomóc drużynie, której kibicuję. Z ITI nie udało się z powodów leżących po stronie Widzewa, więc pomagam w inny sposób. Nie robię tego dla sławy, tabliczek z własnym nazwiskiem i krzeseł. Zresztą często z tego przywileju w najbliższym czasie nie będę korzystał.

Monika Pawlak: Dlaczego?

Leszek Miller: Wyjeżdżam na cztery miesiące do Waszyngtonu. Duży instytut naukowo-badawczy zaprosił mnie do opracowania ekspertyz politycznych o pozycji Polski w Europie Środkowo-Wschodniej. To oznacza czasowe zawieszenie obowiązków poselskich, ale pan marszałek Cimoszewicz zgodził się na mój "urlop".

Monika Pawlak: To oznacza rozbrat z wielką polityką?

Leszek Miller: Właśnie w Waszyngtonie jest ta wielka polityka. Ten wyjazd traktuję jak wyzwanie, nowe doświadczenie.

Monika Pawlak: Nie ucieczkę? Wyborcy nie zapomnieli o aferach wokół i w SLD.

Leszek Miller: Przecież nie mogę odpowiadać za każdego polityka z mojej partii.

Monika Pawlak: Ale to właśnie wpłynęło na drastyczny spadek poparcia dla tego ugrupowania. Nie czuje pan złości, żalu?

Leszek Miller: Żal, tak. Ostatnio taki gwałtowny zwrot spotkał dwie formacje: AWS i SLD. Chociaż w czasach AWS, mówię o rządach 1997 - 2001, przybyło w Polsce milion bezrobotnych, a wzrost gospodarczy spadł z 7 procent do zera. My odwróciliśmy te negatywne tendencje, gospodarka rozwija się dynamicznie, a poziom życia następnych pokoleń Polaków nie zależy od liczby komisji śledczych, a od gospodarki. Na szczęście to, co się stało z SLD i w SLD nie ma wpływu na przyszłość kraju.

Monika Pawlak: Ale Sojusz nie chce, wbrew zapowiedziom, jesiennych wyborów. A to już może mieć wpływ...

Leszek Miller: Opowiedzieliśmy się za konstytucyjnym terminem wyborów. Oczywiście mówiliśmy, że lepiej byłoby, gdyby odbyły się wiosną. Też to powtarzałem. Decyzja zapadnie 5 maja. Potrzeba 307 głosów poparcia, by przeprowadzić uchwałę o samorozwiązaniu się Sejmu. Na pytanie, czy ich wystarczy - nie odpowiem. Nikt dziś tego nie zrobi. Choć widzę w SLD tendencje, by poprzeć samorozwiązanie Sejmu. Mimo że Rada Krajowa opowiedziała się za jesiennym terminem.

Monika Pawlak: Niewiele czasu zostało, by odzyskać elektorat. Nie obawia się pan sromotnej porażki SLD?

Leszek Miller: Potencjalnego wyborcę nie interesują problemy polityków, ale ich pomysły na rządzenie państwem. Opozycja działa. Liderzy Platformy, LPR czy PiS proponują reformy, wskazują sposoby rozwiązania pilnych problemów. Liderzy SLD z uparciem opowiadają o sobie i Sojuszu. To jest droga do przepaści.

Monika Pawlak: "W Polsce wyborcy biorą zbyt poważnie deklaracje z kampanii wyborczych, nie potrafią odróżnić, co jest tylko obietnicą" - to pańskie słowa. Zmienił pan zdanie?

Leszek Miller: Nie. Ale z tego wynikają rozczarowania. Wyborcy desperacko poszukują kogoś, kto znowu obieca i stąd gwałtowne zmiany ekip rządzących. To nie tylko polska specyfika. We wszystkich kampaniach politycy będą pięknie opowiadać. Ale dojrzalsze demokracje odróżnią reklamę wyborczą od rzeczywistości.

Monika Pawlak: Uczciwiej byłoby chyba mówić prawdę?

Leszek Miller: Jeżeli ktoś mówi, że zapewni milion miejsc pracy, nie kłamie, bo chce to zrobić. A że później okazuje się to niemożliwe... Już John Kennedy, obejmując prezydenturę, powiedział: po zwycięstwie wyborczym okazało się, że sytuacja jest jeszcze gorsza niż myśleliśmy.

Monika Pawlak: Podpieranie się amerykańskim prezydentem to świetny sposób wytłumaczenia własnej porażki.

Leszek Miller: Realistyczna ocena faktów. I nie zapominajmy, że podstawowe założenia kampanii wyborczej SLD zostały spełnione. Wyprowadziliśmy gospodarkę na prostą, uratowaliśmy finanse publiczne, Polska jest w Unii Europejskiej.

Monika Pawlak: Na sztandarach wyborczych Sojuszu była też liberalizacja ustawy antyaborcyjnej. Partia wolała rozczarować wyborców niż wchodzić w otwarty konflikt z Kościołem. To nie było przypadkiem lizusostwo?

Leszek Miller: Rozsądek i myślenie perspektywiczne. Wiedzieliśmy, że dalsze losy Polski będą zależały od wyników unijnego referendum. Rozpoczynanie wojny z Kościołem w takim momencie mogłoby spowodować, że głosów poparcia by zabrakło. A to byłoby polityczne samobójstwo. Nie tylko rządu, ale całego SLD.

Monika Pawlak: Cel uświęca środki, rząd Leszka Millera wygrał referendum. To pański największy sukces?

Leszek Miller: Tak. Nie wolno jednak zapominać, że zakończyłem negocjacje, które rozpoczęły poprzednie ekipy. Tak jak w sztafecie był to sukces różnych drużyn. Ale w sztafecie najlepszą zmianę ustawia się na końcu.

Monika Pawlak: Nadal ocenia pan swoją dymisję jak porażkę?

Leszek Miller: Największą. Nie miałem wyjścia. Rząd może spokojnie funkcjonować do momentu, gdy ma poparcie parlamentu. Mnie go zabrakło.

Monika Pawlak: A co pan sądzi o "sprawie Wildsteina"?

Leszek Miller: Jestem przeciwny kreowaniu Bronisława Wildsteina na bohatera narodowego. Trzeba pamiętać, że pan Wildstein wyniósł cudzą własność, nie chcę tego nazywać mocniej...

Monika Pawlak: Ukradł?

Leszek Miller: Tak, ukradł. To chyba nie przypadek, że lista jest rozpowszechniana teraz. Prawica, która uznała, że wygra wybory, jest wewnętrznie podzielona. I z pomocą listy jedna część prawicy walczy z drugą. Bo lewicę to niewiele obchodzi.

Monika Pawlak: Czyżby?

Leszek Miller: Dla naszego elektoratu współpraca ze służbą bezpieczeństwa nie przekreśla szans w wyborach. Jerzy Szteliga dawno przyznał się do współpracy. I nie przeszkodziło mu to wygrywać kolejne wybory. Dla elektoratu prawicy podobna informacja dyskredytuje kandydata. Moim zdaniem, publikacja tej listy rozpoczyna proces eliminowania jednej części kandydatów prawicy przez drugą.

Monika Pawlak: Wróci pan na scenę polityczną?

Leszek Miller: Na razie wyjeżdżam do Waszyngtonu.

Monika Pawlak

Wybrane dla Ciebie
Szijjarto: Bruksela błądzi, zagrażając Europie
Szijjarto: Bruksela błądzi, zagrażając Europie
Wyniki Lotto 30.12.2025 – losowania Eurojackpot, Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 30.12.2025 – losowania Eurojackpot, Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Litwa szykuje granicę. Zabezpiecza się na wypadek konfliktu zbrojnego
Litwa szykuje granicę. Zabezpiecza się na wypadek konfliktu zbrojnego
Dramat w Wielkopolsce. Kobieta i dziecko wpadli do zamarzniętego stawu
Dramat w Wielkopolsce. Kobieta i dziecko wpadli do zamarzniętego stawu
Ekstremalna pogoda. Stanął pociąg w Mławie
Ekstremalna pogoda. Stanął pociąg w Mławie
Moskwa w ciemności. To efekt ukraińskiego ataku
Moskwa w ciemności. To efekt ukraińskiego ataku
Dramat pogodowy w okolicy Tylic. "Ludzie dzwonią, że stoją tam z dziećmi"
Dramat pogodowy w okolicy Tylic. "Ludzie dzwonią, że stoją tam z dziećmi"
Zagrożenie powodziowe w Elblągu. Specjalne zabezpieczenia na kolejnej ulicy
Zagrożenie powodziowe w Elblągu. Specjalne zabezpieczenia na kolejnej ulicy
Zełenski zaprasza Trumpa do Kijowa. Wizyta samolotem mile widziana
Zełenski zaprasza Trumpa do Kijowa. Wizyta samolotem mile widziana
Awaria sieci ciepłowniczej na Pradze. Mieszkańcy bez ogrzewania
Awaria sieci ciepłowniczej na Pradze. Mieszkańcy bez ogrzewania
Paraliż Funduszu Sprawiedliwośći. Resort reaguje na tekst WP
Paraliż Funduszu Sprawiedliwośći. Resort reaguje na tekst WP
Blokada na trasie. Ciężarówki utknęły w zaspach
Blokada na trasie. Ciężarówki utknęły w zaspach