Miliony za bubel
Niemiecki Czerwony Krzyż w 2000 roku przekazał PCK pieniądze na budowę domu opieki społecznej w Legnicy. Ten miał stanąć najpóźniej 31 maja 2000 roku. Nie skończono go do dziś. Sprawę rozliczeń bada prokuratura. A winny opóźnieniom... wciąż jest prezesem i dyrektorem dolnośląskiego PCK.
08.10.2003 09:16
1 lutego 2000 roku rozpoczęto budowę domu opieki Polskiego Czerwonego Krzyża w Legnicy. Pieniądze dał Niemiecki Czerwony Krzyż. Zgodnie z umową, wykonawca - Dolnośląski Instytut Technologiczny (DIT) z Wrocławia - miał ukończyć dom trzy miesiące później, 31 maja. Nie skończył do dziś. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez prezesa i dyrektora PCK na Dolnym Śląsku w jednej osobie, Andrzeja Wydry.
Puste faktury
W 2002 roku, planowany dom opieki w Legnicy wciąż nie powstał, a na budowę wydano już półtora miliona złotych! Do Wrocławia przyjechali biegli rewidenci z Warszawy. Przysłał ich zaniepokojony Zarząd Główny PCK. Rewidenci skontrolowali rozliczenia budowy domu. Ich opinia poraża. Ustalili oni, że prezes Wydro zapłacił 1 mln 480 tys. zaliczki... za nierozliczone roboty. Zgodnie z umową, miało być tak: po postawieniu fundamentów, ścian czy położeniu tynków, pracownik PCK miał sprawdzić czy wszystko jest w porządku, jeśli tak – to płacił za wykonaną pracę. Rzeczywistość była inna. Faktury, na które wydawano zaliczki, opisano bardzo ogólnie: „budowa domu opieki społecznej w Legnicy”.
Rewidenci podsumowali: „Są to faktury „puste”, nieudokumentowane protokołami wykonanych robót.” Dziwi to tym bardziej, że w umowie z Dolnośląskim Instytutem Technologicznym, zapisano, iż zaliczka na materiały budowlane może wynosić 30 proc. wartości umowy. PCK zapłacił prawie dwa razy więcej, bo 54 proc.
Odwalili fuszerkę
Nie koniec na tym. Polski Czerwony Krzyż płacił, mimo że jego pracownicy niejednokrotnie stwierdzili, iż firma DIT odwala fuszerkę. „Realizacja robót nie jest należyta, (...) a co najważniejsze, rozmiary żądanej zapłaty nie znajdowały pokrycia w ilości wykonanych robót.” – czytamy w opinii rewidentów. A PCK płacił. Do tego, zaczęli dzwonić podwykonawcy i hurtownie: - Dolnośląski Instytut Technologiczny nie płaci nam – alarmowali Czerwony Krzyż.
PCK zrobił więc inwentaryzację. „Wykonane prace wymagają poprawy z uwagi na fatalną jakość wykonania. (...) Ustalono również, że nadpłacono ok. 980 tys. zł” - czytamy w późniejszej opinii z kontroli. Podsumowując, PCK zapłacił 1 mln 480 tys. zł za niewykonane roboty, nadpłacono prawie milion złotych, a w zamian otrzymano bubel, który do niczego się nie nadaje.
Kiepska rewizja?
Później radca prawny Alicja Błażejczyk, stwierdziła: „Zarząd Główny PCK powinien podjąć decyzję czy sprawę skierować na drogę postępowania karnego” i to zarówno przeciw wykonawcy Mirosławowi Szymańskiemu, prezesowi Dolnośląskiego Instytutu Technologicznego jak i „Andrzejowi Wydrze, który bez należytej staranności i właściwego rozliczenia wydatkował środki finansowe uzyskane od Niemieckiego Czerwonego Krzyża.” Do Wrocławia przyjechała komisja rewizyjna Zarządu Głównego PCK i... nieprawidłowości nie znalazła. Tuszowanko?
- Nadzór w obrębie wszystkich organizacji pozarządowych jest bardzo ważny, jednak obserwuję, że coraz częściej komisje rewizyjne są niezdolne do rzeczywistego działania. Najczęściej ich praca ogranicza się do przyjazdu, przeglądnięcia dokumentów i udzielenia absolutorium. To niedopuszczalne – powiedziała nam Julia Pitera z Transparency International.
Pod ziemię się zapadli
Chcieliśmy się zapoznać z protokołem kontroli komisji rewizyjnej. - Wszystko jest w porządku. Po co wam to? Sensacji szukacie? Nie macie innych tematów? Zresztą nic nie wiem o żadnym śledztwie prokuratury – denerwowała się Scholastyka Śniegowska, Sekretarz Generalny PCK. Odmówiła wysłania protokołu. Andrzej Wydro, prezes i dyrektor Oddziału Dolnośląskiego PCK przekonywał nas: - Nie było żadnej nadpłaty – mówił. - Wszystkie faktury były zapłacone za wykonane roboty. Sprawa nie została jeszcze zakończona. Zapewnił nas, że PCK wystąpił do sądu przeciw firmie Dolnośląski Instytut Technologiczny i sprawę wygrał. - Odszkodowanie wyniesie około miliona złotych – powiedział. - Są jednak pewne problemy. Poważne. Niejasna jest bowiem sprawa, kto owo odszkodowanie ma zapłacić.
- Podpisaliśmy umowę z Dolnośląskim Instytutem Technologicznym, firma później została dwukrotnie sprzedana – przyznaje prezes Wydro. Sami staraliśmy się dotrzeć do Dolnośląskiego Instytutu Technologicznego. W biurze numerów nie ma takiej firmy. Numer znaleźliśmy w Internecie - zadzwoniliśmy:
- Od półtora roku nie ma tu tej firmy. Nie zostawili żadnego adresu, tak jakby się pod ziemię zapadli – usłyszeliśmy.
Naraził wiarygodność
„Szanowny Panie Prezesie (do Andrzeja Wydry). (...) Ustaliliśmy, że przyśle mi Pan do połowy grudnia 2001 do Berlina rachunki i kwity projektu Legnica. Załączony miał być też wykaz prac, które trzeba wykonać oraz odpowiedni kosztorys. Jestem bardzo rozczarowany tym, że Pan jawnie zaniechał zasad kooperacji, polegającej na pełnym zaufaniu, (...). Niepotrzebnie zaszkodził Pan tym postępowaniem opinii Niemieckiego Czerwonego Krzyża w Berlinie, a także mnie osobiście u naszego sponsora, fundacji Humanitate et Arte oraz podważył Pan mocno naszą wiarygodność. (...) ”
Berlin 31 05 2002
Rainer A. Otto, pełnomocnik d.s. Międzynarodowej Współpracy z Niemieckiego Czerwonego Krzyża.
Marcin Gąsiorowski, Łukasz Telus