Miliony spłynęły z pochylni
Dla nas sprawa istnienia pochylni to
kwestia życia i śmierci - mówią gdańscy stoczniowcy. - Chcemy ukarania
osób, odpowiedzialnych za podpisanie niekorzystnej umowy.
Fot. R. Kwiatek
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod nadzorem gdańskiej Prokuratury Okręgowej bada, czy były prezes Stoczni Gdańskiej Bogumił, B. oraz była członek zarządu Elżbieta D. działali na szkodę stoczni.
04.03.2004 | aktual.: 04.03.2004 10:49
Zawiadomienie złożyli związkowcy z gdańskiego zakładu. W efekcie działalności D. i B., zdaniem stoczniowej "Solidarności", w każdej chwili może zostać przerwana produkcja, a robotnicy pójdą na bruk.
- W związku z dokumentami, podpisanymi przez byłych zarządców gdańskiej stoczni, władze miasta są obecnie szantażowane przez prywatną spółkę, próbującą wymusić na gminie m.in. umorzenie podatków - przekonuje Roman Gałęzewski, lider "Solidarności" Stoczni Gdańskiej. Pikanterii sprawie nadaje fakt, że B. i D. pełnią teraz prominentne funkcje w Grupie Stoczni Gdynia - zasiadają odpowiednio na stołkach dyrektora ds. kooperacji ze spółkami oraz dyrektora finansowego.
Jak ustaliliśmy, Elżbieta D. i Bogumił B. zmienili umowę notarialną, zawartą w 1999 r. pomiędzy zarządem Stoczni Gdańskiej a spółką Synergia 99. Na podstawie dokumentu przekazano Synergii 33 hektary gruntów, gdzie znajdują się m.in. pochylnie niezbędne do kontynuowania produkcji. Od tego czasu stocznia dzierżawiła ten teren od Synergii. W pierwotnej wersji umowy, aby zabezpieczyć interes stoczni, za odstąpienie od dzierżawy Synergia musiałaby zapłacić 205 mln zł odszkodowania. 17 czerwca 2000 r. aktem notarialnym spółka została jednak zwolniona z obowiązku płacenia odszkodowania, gdyby chciała zerwać umowę. Dokument parafowali właśnie Elżbieta D. i Bogumił B.
- Prowadzimy w tej sprawie śledztwo - potwierdza Konrad Kornatowski, rzecznik gdańskiej Prokuratury Okręgowej.
- I po co podpisali ten akt? - Roman Gałęzewski, który zawiadamiał prokuraturę o przestępstwie nie potrafi ukryć emocji. - Dla nas sprawa tej pochylni to kwestia życia i śmierci. Jeśli jej nie będzie, pójdziemy wszyscy na bruk. Synergia o tym doskonale wie, dlatego szantażuje władze Gdańska. Byłem przy rozmowie, gdy przedstawiciel firmy groził wiceprezydentowi Wiesławowi Bielawskiemu. Powiedział wtedy: albo zostaną przeforsowane korzystne dla nas zapisy w planie zagospodarowania przestrzennego terenów stoczniowych, umożliwiające nam bardziej dochodowe inwestycje, albo wycofamy się z umowy dzierżawy i "położymy" stocznię Pan prezydent pytał mnie, co robić. Poradziłem mu, aby nie ulegał presji prywatnej firmy. Według mnie to niedopuszczalne. To samo powtórzyłem w trakcie przesłuchania w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Z przedstawicielami Synergii od kilku dni nie sposób porozmawiać. Bogumił B. i Elżbieta D. także nie znaleźli czasu na rozmowę z "Dziennikiem".
Szymon Szadurski