Miliony dolarów za miejsce na liście wyborczej
Od dwóch do siedmiu milionów dolarów kosztuje miejsce na partyjnych listach wyborczych przed zaplanowanymi na przyszły rok wyborami parlamentarnymi na Ukrainie - informują ukraińskie media cytując wypowiedź szefa Komitetu Wyborców Ukrainy (KWU) Ihora Popowa dla
ukraińskiej sekcji Radia Swoboda.
W marcu 2006 roku wybory na Ukrainie będą przeprowadzone zgodnie z systemem proporcjonalnym. Oznacza to, że wyborcy będą głosować na listy partyjne, a nie na pojedynczych kandydatów.
Cena za miejsce na liście wyborczej kształtuje się w zależności od rankingu danej partii i od zamożności osoby, która chce na taką listę trafić - powiedział rzecznik KWU Ołeksandr Czernenko.
Popow opowiedział w Radiu Swoboda o przypadku pewnego kijowskiego urzędnika, który za miejsca na liście wyborczej partii Wiktora Juszczenki - Związek Ludowy "Nasza Ukraina" - dla siebie i dla swego syna miał zapłacić 14 mln dolarów.
Tetiana Mokridi, rzeczniczka szefa Rady Politycznej "Naszej Ukrainy" Romana Bezsmertnego, odpowiadając na zarzuty Popowa o kupowaniu miejsc stwierdziła, że partia ta nie układała jeszcze list wyborczych. Zapewniła również, że listy kandydatów "Naszej Ukrainy" będą tworzone na jasnych i przejrzystych zasadach
Rzecznik KWU wyjaśnił natomiast, że w kupowaniu miejsc na listach przodują biznesmeni, dla których uzyskanie mandatu deputowanego stanowi dodatkowe gwarancje bezpiecznego prowadzenia działalności gospodarczej. Na Zachodzie o interesy biznesu w parlamencie walczą lobbyści. U nas przedsiębiorcy muszą bronić się sami - powiedział.
Z trafieniem na listę nie mają problemów popularni politycy, ani znane w społeczeństwie osoby. Partie same o nich walczą, często również za pomocą pieniędzy - podkreślił Czernenko.
Ilko Kuczeriw, szef kijowskiej fundacji Demokratyczne Inicjatywy, wspierającej rozwój demokracji i społeczeństwa obywatelskiego, twierdzi, że również słyszał o procederze kupowania miejsc. Niestety jest to wina nieprzejrzystego systemu finansowania partii na Ukrainie - powiedział.
Oczywiście nie można mówić, że wszystkie miejsca są sprzedawane, ale i tak wielu wartościowych polityków z powodu braku pieniędzy na listy wyborcze może nie trafić - uważa Kuczeriw.
Jarosław Junko