Milion za biznesmena
Stanisław G., kontrowersyjny biznesmen,
znany m.in. z głośnej sprawy prywatyzacji browarów w Leżajsku i
afery Banku Wschodniego, został w styczniu uprowadzony przez
porywaczy przebranych za funkcjonariuszy policji. Odzyskał wolność
po miesiącu, gdy jego córka zapłaciła ponad milion złotych okupu -
podaje "Rzeczpospolita".
26.05.2004 06:19
Z ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika, że za jego uprowadzeniem może stać ta sama grupa, która porwała zagranicznych biznesmenów. Stanisław G. jest znanym biznesmenem. To Polak z niemieckim paszportem. Związany jest z działalnością holdingu Solaris, który kontrolował m.in. kilka firm leasingowych. Działalność Stanisława G. polegała na drenowaniu spółek, w których miał udziały on lub związane z nim firmy. Od wielu lat interesowała się nim policja, prokuratura i UOP. Jest oskarżony w wielu sprawach gospodarczych, był nawet aresztowany.
Do porwania Stanisława G. doszło pod koniec stycznia w Ursusie. "Był w Warszawie jeden dzień. Przyjechał pociągiem z Poznania, wziął firmowy samochód. Miał spotkanie w kawiarni w centrum handlowym Faktory w Ursusie" - mówi jego przyjaciel w rozmowie z "Rzeczpospolitą". - "Kiedy wsiadał do samochodu, podeszli do niego, jak myślał, policjanci. Byli ubrani w czarne uniformy, z napisami 'policja' na plecach. Kazali mu wsiąść do swojego samochodu".
Porywacze zarzucili worek na głowę przedsiębiorcy i wywieźli go do swojej kryjówki. Z relacji przyjaciela porwanego wynika, że porywacze mieli szczegółowe informacje o sprzedaży akcji towarzystwa ubezpieczeniowego, którego był udziałowcem. Wiedzieli m.in., jak odbywały się płatności, w jakich transzach. Do wymuszenia informacji używali kija bejsbolowego, którym pogruchotali ofierze kostkę, złamali też drugą nogę - pisze "Rzeczpospolita".
Porwany odzyskał wolność po wpłaceniu 250 tysięcy euro w banknotach o nominale 500 euro (ponad milion złotych). Porywacze negocjowali, korzystając z odebranego mu telefonu komórkowego. Kiedy dostali pieniądze, porzucili go pod Warszawą. W ciągu ostatnich kilku miesięcy w Warszawie doszło do co najmniej czterech innych podobnych porwań obcokrajowców. Są sprzeczne informacje dotyczące porwań hinduskich przedsiębiorców. Według nieformalnego przedstawiciela tej społeczności porwany został jeden biznesmen, a negocjacje w sprawie jego uwolnienia trwają. Po wpłaceniu okupu porywacze zwolnili też trzech tureckich biznesmenów - podaje dziennik.
Porwania mają wiele cech wspólnych. Za każdym razem ofiarą padał biznesmen - obcokrajowiec. Także wiele szczegółów porwań było bardzo podobnych. Przede wszystkim porywacze przedstawiali się jako policjanci. W kilku przypadkach dodali, że są z wydziału antynarkotykowego. Większość ofiar mieszkała w okolicy podwarszawskiego Raszyna, niektóre porwania miały miejsce właśnie w okolicy tej miejscowości. Napastnicy dysponowali też precyzyjnymi informacjami o ofiarach - pisze "Rzeczpospolita". (PAP)