Mikruta: Milewicz znalazł się w złym miejscu i czasie
Waldemar Milewicz był piekielnie
doświadczonym dziennikarzem. Znalazł się w złym miejscu, w złym
czasie. Nie chciałbym, by po tym zdarzeniu w Iraku było takie
odczucie w Polsce, że on przeholował. Bo to nie jest tak. Myślę,
że nie można było nic zrobić, by tego uniknąć - powiedział korespondent RMF FM Jan Mikruta.
07.05.2004 | aktual.: 07.05.2004 15:03
Waldemar Milewicz zginął w Iraku w piątek rano w samochodzie ostrzelanym przez nieznanych sprawców, 30 kilometrów od Bagdadu. Śmierć poniósł również algierski współpracownik telewizji, montażysta Mounir Bouamrane. Ranny został polski operator Jerzy Ernst.
Mikruta spotykał się z Milewiczem w wielu miejscach świata objętych konfliktami: na Bałkanach, w Pakistanie, Afganistanie, Izraelu, Indiach. "Zdarzało nam się współpracować, bo przygotowywałem materiały dla 'Wiadomości', zdarzały nam się też niezbyt częste chwile wolne podczas wyjazdów" - powiedział Mikruta.
Według Mikruty, była bardzo duża różnica w doświadczeniu między Milewiczem a najmłodszymi stażem dziennikarzami, którzy są korespondentami wojennymi. "Wróciłem do Polski dwa tygodnie temu. Wówczas zadzwonił do mnie Milewicz tuż przed swoim wyjazdem i pytał, jak jest. Powiedziałam, że jest niebezpiecznie. Zdawał sobie z tego sprawę, powiedział, że będzie minimalizował ryzyko na tyle, ile się da" - powiedział Mikruta.
Według niego, śmierć Milewicza zmieni bardzo dużo, jeśli chodzi o sposób postrzegania tego rodzaju dziennikarstwa. "Pierwszy reporter z Polski zabity na wojnie. Ryzyko się uwidoczni"- podkreślił. Dodał, że wielu dziennikarzy, którzy za bardzo ryzykują, być może uświadomi sobie, że to piekielnie niebezpieczny zawód.