Mieszkanka Sopotu zamierza polecieć na Marsa. "Rodzina jest w szoku"
Joanna Karczewska, 26- letnia mieszkanka Sopotu, zakwalifikowała się do grupy potencjalnych kandydatów do kolonizacji czerwonej planety. Już teraz pokonała 200 tysięcy osób z całego świata i dostała się do drugiego etapu.
Akcję organizuję prywatna holenderska firma, która zapowiada, że w połowie przyszłej dekady zacznie na Marsie budować zaczątki pierwszej kolonii. Do pracy na planecie będą potrzebni ochotnicy. Ludzie, którzy zostaną ostatecznie zakwalifikowani, mogą już nigdy nie wrócić na Ziemię, bo na Marsa otrzymają bilet tylko w jedną stronę.
Obok Joanny do marsjańskiego projektu kandyduje jeszcze dwóch Polaków: Mikołaj Zieliński oraz Maciej Józefowicz.
Reporter Radia Gdańsk spotkał się z jedyną Polką, która zakwalifikowała się do drugiego etapu tego przedsięwzięcia.
- Zawsze ciągnęło mnie do miejsc nieodkrytych, miejsc, w których jeszcze nikogo nie było. Mars jest najdalszym miejsce, do którego jesteśmy w stanie zawędrować - mówi Karczewska o powodach, dla których chce lecieć na czerwoną planetę.
Choć do projektu zgłosiło się również dwóch innych Polaków, 26-latka nie widzi w nich konkurencji. - Celem projektu jest postawienie człowieka na Marsie, niekoniecznie mnie na Marsie. Jeżeli ktoś tam poleci, i fizycznie postawi nogę na tej planecie, będę uważała projekt za udany - stwierdza.
Obecnie Joanna Karczewska czeka na informację organizatorów o trzecim etapie. Mówi, że będą się tam liczyły głosy komisji oraz internauci ze względu na założenie projektu jako akcji ogólnoświatowej. - Cała ta akcja nie należy do jednej organizacji, każdy może wesprzeć i każdy może przyłożyć swoją łapkę do tego, żebyśmy mogli polecieć w kosmos - zachęca.
Pierwsze cztery osoby mają wyruszyć na Marsa w 2025 roku. Następne "czwórki" wystartują z ziemi co dwa lata.
Jak opisuje 26-latka, aby dostać się do projektu, musiała dostarczyć informację o stanie zdrowia oraz przejść internetową rozmowę z dr Norbertem Kraft'em z projektu Mars One. - Musiałam odpowiedzieć między innymi na szereg pytań, a także wykazać się wiedzą na temat Marsa. To jakie jest tam ciążenie. Z czego składa się atmosfera, skąd wziąć te elementy, które są potrzebne do przetrwania człowieka - opowiada.
Zdaniem Karczewskiej misję na Marsa można rozważać w dwóch kategoriach. - Z jednej strony możemy dowiedzieć się więcej o Marsie i przeprowadzić badania, których nie da się przeprowadzić w sposób zdalny, mają tam naukowców, którzy będą je przeprowadzały. Z drugiej strony, będziemy musieli zbudować habitat, który będzie zamkniętym ekosystemem, w którym będzie można utrzymać życie. Oznacza to, że wiele dowiemy się m.in. na temat recyklingu i utrzymywania się z małych zasobów, które będziemy tam posiadać - wyjaśnia.
- Cały habitat ma mieć 20 osób. (...) To taka baza. Na Marsie nawet ciśnienie jest zbyt małe, żeby chodzić bez kombinezonów, więc jeżeli chcemy tam normalnie mieszkać i przebywać, potrzebna jest nam specjalna baza - opisuje Joanna.
- Przede wszystkim ważne jest to, żeby osoby które tam polecą faktycznie chciały tam polecieć i zostać tam na zawsze. To jest wycieczka w jedną stronę. Przynajmniej w tym założeniu, w jakim jest planowana ta misja. Nie da się wykluczyć, że może kiedyś będziemy mieli taką technologię, która pozwoli w relatywnie niskim nakładem kosztów uruchomić transport w drugą stronę, czyli z Marsa na Ziemię - mówi mieszkanka Sopotu. I dodaje, że jej rodzina jest w szoku i liczy, że się rozmyśli.
Źródło: Radio Gdańsk