Mieszkanie z duchami
Polacy nie lubią mieszkać z widmami zbrodni. Dom, w którym 12 lat temu zamordowano byłego premiera, do dzisiaj nie znalazł nabywcy.
Wielu zamożnych snobów uważa za łakomy kąsek mieszkanie, w którym dokonano okrutnej zbrodni. Dla agencji nieruchomości dom po zamordowanych oznacza spory zysk. Trzeba oczywiście zaczekać na odpowiedniego klienta. Ale cierpliwość się opłaca. Cena wzrasta o połowę, a w wypadku szczególnie głośnych zabójstw - nawet kilkakrotnie. Tak jest w Anglii. Agenci nieruchomości uważają, by przy remoncie ślady zbrodni nie zostały zatarte. W jednym z domów, w którym zastrzelono całą rodzinę i psa, ekipa remontowa pieczołowicie utrwalała w ścianie dziury po kulach. - Moi klienci kupują tę willę tylko z tego powodu - mówi agent. - Podobnych domów są tysiące. Ale tu dokonano zbrodni, więc jest szczególny.
W Polsce na domy zbrodni nie ma chętnych. Jeśli już ktoś je kupuje, to tylko po bardzo zaniżonej cenie. Mieszkania komunalne, w których popełniono morderstwo, też w końcu znajdują chętnych. Wyłącznie dlatego, że w Polsce na własny kąt czeka się latami.
Dozorczynię przechodzą ciarki
Na warszawskim Bemowie była gospodyni bloku, w którym syn za pomocą noża i młotka zamordował matkę i babcię, boi się nawet myśleć, że miałaby spędzić w tym mieszkaniu choć jedną noc. - Aż mnie ciarki przechodzą - mówi.
W chwili śmierci kobiety prawdopodobnie spały. Zmasakrowane zwłoki znaleziono dopiero po pięciu dniach. Policjanci opowiadali, że mieszkanie wyglądało jak rzeźnia, ściany i podłoga całe były w zakrzepłej krwi. Sąd uznał, że morderca jest chory psychicznie. Przy życiu pozostała jego 17-letnia siostra, której spółdzielnia postanowiła nie odbierać lokalu po matce.
- Czasem tam przychodzi i siedzi kilka godzin. Widzę, jak pali się światło - opowiada była gospodyni.
Sąsiedzi zaklinają się, że za nic by tam nie zamieszkali. - Ta dziewczyna też tego nie wytrzyma. A kto się z nią zamieni? - zastanawiają się. - Na pewno nikt.
Trup jej nie przeszkadza
Administracja uważa, że ze względu na położenie w samym centrum Warszawy mieszkanie przy ulicy Nowogrodzkiej jest bardzo atrakcyjne. Gdy wspominam o morderstwie, pracownicy lekceważąco machają ręką. - Takich tu jest pełno - mówią. - Po prostu taka dzielnica. Ale mieszkanie spore i ze wszystkimi wygodami.
Jedna z urzędniczek zapewnia: - Mnie trup by nie przeszkadzał. Przecież to przeszłość.
W lecie zeszłego roku w mieszkaniu przez cztery dni trwała popijawa. Obok biesiadników leżał zamordowany krewny. Zabił go 21-letni Tomasz N., który po 10 miesiącach odsiadki wyszedł właśnie z więzienia. Wściekł się, gdy zobaczył, że jego łóżko w domu matki zajął wujek. Zrzucił go z tapczanu, zaczął bić i kopać. Nieprzytomnego zostawił na podłodze. Nikt z uczestników libacji nawet nie sprawdził, czy wujek żyje. Był upał. Sąsiadów zaalarmował smród wydobywający się z lokalu. Zawiadomili policję. - Teraz mieszka tam matka mordercy. Nie otwiera, bo na pewno jest w sztok pijana - mówi sąsiadka z kamienicy. Kobiecie odcięto już prąd i gaz, dostała nakaz eksmisji. Administracja przymierza się do wynajęcia mieszkania kolejnym lokatorom.
Lokal na wagę złota
W Łodzi przy ulicy Radwańskiej rodzice otruli dwóch pięcioletnich synów, a dwoje noworodków udusili. Zwłoki przechowywali w beczkach, które ojciec - jak zeznał w sądzie - kupił po okazyjnej cenie. Administracja chce wynająć mieszkanie po tej rodzinie. Urzędnicy twierdzą, że nie mają obowiązku powiadamiać nikogo o zbrodniach, które się tu wydarzyły.
- Zwariowałabym w takim mieszkaniu - mówi łodzianka od kilku lat czekająca na przydział lokalu komunalnego. - A jeśli ktoś je weźmie i dopiero później się dowie, jaką zbrodnię tam popełniono? Współczuję takim ludziom. Chyba wolałabym mieszkać pod mostem.
Szef administracji wcale tak nie uważa. W rozmowie z "Super Expressem" powiedział, że na rynku brakuje mieszkań. Dlatego każde jest na wagę złota. Nawet to. Jednak po cichu urzędnicy przyznają, że z mieszkaniami, w których ktoś został zamordowany, jest kłopot. - Kiedyś przychodziła do nas jedna pani. Dostała przydział na mieszkanie, w którym mężczyzna nożem zadźgał kochankę. Mówiła, że czuje się nieswojo, że chciałaby to mieszkanie zamienić. Przyznała, że na początku czuła się na siłach, żeby tam mieszkać, tylko potem coś się z nią takiego stało... W końcu przestała przychodzić. Pewnie przywykła - kończy urzędniczka.
I Tuwim nie pomógł
Były premier z czasów PRL Piotr Jaroszewicz i jego żona Alicja Solska-Jaroszewicz, dziennikarka "Trybuny Ludu", przed śmiercią byli torturowani. Premiera znaleziono w salonie na fotelu. Na szyi miał pętlę ze sznura zaciśniętą z tyłu góralską ciupagą. Jego żona leżała na górze w łazience. Bandyci roztrzaskali jej głowę. Nie ukradziono złota, srebra ani cennych obrazów. Zniknęły tylko pieniądze i dokumenty.
Każdy w podwarszawskim Aninie wie, gdzie jest dom Jaroszewiczów. Choć przez 12 lat legenda o makabrycznej zbrodni nieco wyblakła, nadal pod willę ściągają ciekawscy. Od chwili zabójstwa małżeństwa dom stoi pusty. Rodzina zamordowanych próbuje go sprzedać. Willa została przebudowana i wyremontowana. Na świeżo otynkowanej frontowej ścianie powieszono tabliczkę, z której wynika, że w latach 50. mieszkał tam Julian Tuwim. Mimo to chętnych brakuje.
Podobno kilka miesięcy temu pojawili się ludzie, którzy na serio byli zainteresowani kupnem domu. - Pytali mnie o tę tragedię - opowiada sąsiadka. - Ale chyba uznali, że cena jest za wysoka. Nie wyglądali na takich, którzy boją się duchów.
Robotnicy z sąsiedniej budowy wiedzą swoje. - Dziwnie się tu człowiek czuje. My tam w upiory nie wierzymy, ale głupio tak robić tuż koło miejsca, w którym zamordowano znanych ludzi.
Cenna biała dama
Specjaliści z agencji handlu nieruchomościami Unikat uważają, że wszystko da się sprzedać. Tylko zależy, za ile. - Jesteśmy konserwatywnym społeczeństwem. Boimy się śmierci i podchodzimy do niej z wielkim szacunkiem - uważa jeden z agentów. - Dlatego w przeciwieństwie do zachodnich krajów ciężko sprzedają się u nas domy i mieszkania, w których popełniono zbrodnię, a nawet takie, w których ktoś umarł.
Agencja Drągowski sprzedawała kiedyś mieszkanie, w którym zmarła samotna staruszka. Odnaleziono ją dopiero po paru dniach. Mieszkanie zostało wyremontowane. - Ale usłużni sąsiedzi natychmiast poinformowali potencjalnych nabywców o tragedii. Kupujący się nie wycofali. Właściciele musieli jednak znacznie obniżyć cenę - opowiada dyrektor Danuta Grelewicz-Pogórska z agencji Drągowski.
Przypomina sobie sprawę sprzedaży mazurskiej willi, w której zamordowano właściciela. Znalazł się chętny, bo cena była śmiesznie niska. Ale nie minęły dwa sezony i willa znów wróciła do agencji. Podobno rodzina nowego właściciela źle się tam czuła, a dzieci bały się zostawać same.
Zupełnie inaczej podchodzimy do okrutnych zabójstw sprzed wieków. - Zamki i dwory, w których straszy duch zamordowanego właściciela albo Biała Dama, idą świetnie - tłumaczy. - I do nas dotarła snobistyczna moda na duchy z przeszłości. Stary duch jest akceptowany, stał się nawet synonimem luksusu i awansu życiowego. Ale ze świeżym mało kto chce żyć pod jednym dachem.
Dorota Sajnug