Mieszane reakcje po powrocie ambasadora RP do Mińska
Powrót do pracy w Mińsku ambasadora RP spotkał się na
Białorusi z mieszanymi reakcjami.
Szefowa służby prasowej białoruskiego MSZ Marija Wańszyna zastrzegła, że nie będzie komentować decyzji Warszawy. To normalna praktyka, gdy ambasadorowie wyjeżdżają i powracają- powiedziała.
Zdaniem Tadeusza Gawina, jednego z założycieli i pierwszego prezesa Związku Polaków na Białorusi, powrót ambasadora jest nie na czasie, bo od chwili jego wyjazdu do Warszawy sytuacja się nie zmieniła. Nie ma oznak, by represje wobec działaczy polskich ustały, białoruskie media nadal szkalują Polskę i Polaków, na opozycyjny Kongres Sił Demokratycznych nie wpuszczono delegacji PiS - wylicza polski działacz. Jego zdaniem, "decyzję o powrocie ambasadora trzeba było zostawić nowemu polskiemu rządowi".
Według opozycyjnego białoruskiego dziennikarza i polityka Mikoły Markiewicz, powrót ambasadora ma związek z faktem, że obecny, lewicowy rząd w Polsce odchodzi, a Tadeusz Pawlak jest "przedstawicielem lewicowej, postkomunistycznej części polskich elit politycznych".
Politolog Andrej Fiodarau uważa, że polskie władze decydując o powrocie ambasadora przyznały się do porażki. Jednak w związku z wyłonieniem przez białoruską opozycję wspólnego kandydata na wybory prezydenckie obecność wysokiego rangą polskiego dyplomaty w Mińsku świadczy o tym, że Warszawa jest zainteresowana przemianami na Białorusi.
Niezależna inicjatywa obywatelska "Karta 97" przypomina, że wkrótce odbędzie się w Polsce druga tura wyborów prezydenckich, a obaj pretendenci do najwyższego urzędu w państwie Donald Tusk i Lech Kaczyński niejednokrotnie mówili o konieczności zaostrzenia polityki wobec oficjalnego Mińska.