"Między prezydentem a szefem PO jest coś na rzeczy"
Marek Sawicki, Sekretarz Rady Naczelnej PSL, powiedział w "Salonie Politycznym Trójki", że prezydent nie wskazując kandydata na nowego premiera - nie ułatwia prac nad tworzeniem koalicji PO-PSL. Dodał, że przy dobrych relacjach Lech Kaczyński dawno by się już spotkał z Donaldem Tuskiem, ale widocznie "jest coś na rzeczy" między nimi.
Salon Polityczny Trójki: Program jest taki - zbiera się parlament, wszystkie instytucje tego parlamentu się konstytuują - to jest po 5 listopada - potem czekacie Państwo, jako koalicja, na decyzje prezydenta i wtedy przedstawiacie prezydentowi czy opinii publicznej, skład rządu?
Marek Sawicki: I opinii publicznej i prezydentowi.
Kto pierwszy się dowie?
- Myślę, że równolegle. Tu nie ma żadnych tajemnic. Przecież pan prezydent też nie będzie w tajemnicy trzymał swego kandydata na premiera. Prawo konstytucyjne przysługuje panu prezydentowi w tej kwestii i trudno mu tego odmawiać. Nie ma co także oczekiwać od pana prezydenta, że będzie prowadził publiczny spór i dyskusję w tej kwestii. My, jako politycy PSL, nie jesteśmy zdziwieni. Czekamy spokojnie. Wiemy, że nie zgłosi pan prezydent kandydata na premiera do czasu, dopóki obecny rząd nie poda się do dymisji, a to ma nastąpić 5 listopada.
Nie ułatwiłoby to Państwu rozmów, gdyby prezydent powiedział - wskażę tego i tego polityka - to jest pewne, pracujcie nad koalicją w spokoju?
- Z pewnością by to ułatwiło. Ale nikt nie ma obowiązku - także pan prezydent, żeby czynić to wcześniej i żeby takie ustalenia robić. Myślę, że przy prawidłowych, dobrych relacjach, prawdopodobnie już prezydent i szef partii, która uzyskała największą liczbę głosów, spotkaliby się, ale widocznie coś jest na rzeczy i te wzajemne relacje, mimo tego spotkania przy czterech butelkach wina, okazuje się, że nie są najlepsze. Być może to wino wtedy zaszkodziło politykom - nie wiem, trudno powiedzieć. Ale jeśli byli w stanie uzgodnić termin wyborów i tryb przekazania władzy, to myślę, że powinni także mieć siłę i odwagę uzgodnić również dalsze kroki postępowania.
Waldemar Pawlak powinien zadzwonić do prezydenta i powiedzieć?
- Nie. Waldemar Pawlak nie ma do tego tytułu.
A Donald Tusk?
- My znamy wynik wyborów, z pokorą go przyjmujemy. Na tyle, na ile nam wyborcy powierzyli głosów i odpowiedzialności, to z nich się z pewnością wywiążemy.
To może Donald Tusk? Już bardziej naturalny lider koalicji, kandydat na przyszłego premiera, powinien wystąpić z pierwszym krokiem? Czy jednak powinien czekać na gratulacje? Czy to nie jest tak, że to trochę zamyka tę drogę?
- Myślę, że za dużo salonowych ceregieli, a za mało dobrej woli.
Kto ją powinien wykazać? Pan staje z boku, a Pan jest w środku.
- Zachęcamy polityków PO i pana prezydenta do odrobiny więcej dobrej woli. Prawda jest taka, że jeśli ludzie ze sobą rozmawiają, to jest szansa na porozumienie. Natomiast jeśli milczą, to są szanse na różnego rodzaju domysły, pomówienia, niegrzeczności. To niedobrze.
Kto powinien przełamać to milczenie na linii Pałac Prezydencki-PO?
- Myślę, że rozsądniejszy. Zawsze tak jest, kiedy dochodzi do sporów grzecznościowych. Pierwszy rękę wyciąga ten, który jest rozsądniejszy, mądrzejszy. Który to będzie? Nie wiem. Trudno mi oceniać.
Doradzał Pan Donaldowi Tuskowi taki telefon pomimo wszystko?
- Nie jestem doradcą pana Donalda Tuska. Jestem w ścisłym zespole negocjacyjnym PSL. Nie śmiałbym doradzać Donaldowi Tuskowi. Absolutnie to nie moja rola.