PublicystykaMichał Zygmunt: Tajemnicze śmierci polskich polityków

Michał Zygmunt: Tajemnicze śmierci polskich polityków

Tragiczne śmierci współczesnych polskich polityków zawsze wiążą się ze spiskowymi teoriami, mającymi opisać je w kategoriach zbrodni. W Polsce nic nie może zdarzyć się przypadkiem; na każdego polityka czyha jakiś nieznany sprawca - pisze Michał Zygmunt dla WP Opinii.

Michał Zygmunt: Tajemnicze śmierci polskich polityków
Źródło zdjęć: © East News

26.10.2016 | aktual.: 26.10.2016 19:39

Były w Polsce przed 1989 rokiem dwie głośne katastrofy zakończone śmiercią polskich polityków. Najpierw był Gibraltar - Smoleńsk czasów Drugiej Wojny. 4 lipca 1943 roku samolot z premierem gen. Władysławem Sikorskim na pokładzie rozbił się na morzu 600 metrów od lotniska. Do dziś nieznane są wszystkie okoliczności wypadku. Wielu historyków sugeruje niejasności. Fałszywa informacja o śmierci generała w Gibraltarze miała pojawić się w czasie jego pierwszej wizyty sześć tygodni przed wypadkiem. Osoby identyfikujące ciało wspominały o "otworze na głowie", sugerując śmierć od kuli. Jedyny, który przeżył - czeski pilot Prchal - nie odniósł żadnych obrażeń, co ma rzekomo dowodzić, że był jednym z wykonawców zamachu.

Druga katastrofa rozegrała się 13 czerwca 1950 roku. Na szosie pod Hanowerem polski pisarz i dyplomata, ambasador RP w Hadze Ksawery Pruszyński, stracił kontrolę nad kierownicą swojego citroena i zderzył się z ciężarówką. Mało kto wierzył, że to zwykły wypadek. Komuniści oskarżali o spowodowanie zamachu aliantów. Pisarze emigracyjni otwarcie pisali, że to komunistyczny wyrok, element politycznej czystki. Debata podzieliła nawet synów pisarza. Stanisław Pruszyński bronił tezy o wypadku; ojciec był według niego fatalnym kierowcą, a przed śmiercią uczestniczył już w kilku kraksach, o co w czasach nikłego ruchu drogowego nie było łatwo. Aleksander Pruszyński utrzymywał, że ojciec zginął z rąk komunistów przy współudziale wschodnioniemieckiego wywiadu.

Bohater klasy pracującej

Daniel Podrzycki był uzależniony od politycznej adrenaliny. Był też samotnym wilkiem, samcem alfa, nie znoszącym sprzeciwu i mającym problem z autorytetami. Urodził się w Siemianowicach Śląskich, ale do szkoły średniej chodził w "czerwonym Zagłębiu", mateczniku twardej lewicy. Tamtejsi opozycjoniści nie śnili o wolnym rynku; chcieli budować demokratyczny, obywatelski socjalizm. Nauczyciele i koledzy zapamiętali go jako chłopaka inteligentnego i szalenie zainteresowanego polityką, ale też zadziornego. Z sukcesami startował w uczniowskich olimpiadach, ale to nie uratowało go przed wyrzuceniem ze szkoły. Wszystkiemu winna była polityka; w gorących dniach strajku Huty Katowice nastoletni Daniel nie opuszczał zakładu przez kilkanaście dni, ucząc się opozycyjnego działania na własnej skórze.

Nauka ta była mu potrzebna, bo już na zawsze pozostał na bocznym torze, nie uznając kompromisów. W 1989 roku mógł zostać młodą gwiazdą Komitetów Obywatelskich, wybrał współtworzenie radykalnego związku Sierpień'80. W latach 90. i po roku 2000 mógł zostać parlamentarzystą SLD, jednak od współdziałania z postkomunistami wolał przejściowy mariaż ze skrajną prawicą. Jego ważnymi współpracownikami bywali Andrzej Lepper, skrajnie prawicowy kandydat na prezydenta Tadeusz Wilecki, a chwilami nawet... ONR. W tym szaleństwie była metoda. Podrzycki próbował testować tę samą strategię, którą dziś próbuje przyjąć partia Razem - odbicie dla lewicy sfrustrowanej klasy pracującej, której poglądy formuje działanie dominujących instytucji, jak Kościół, lokalni liderzy i głównonurtowe media. Próba ta zakończyła się spektakularną porażką. Utworzenie Polskiej Partii Pracy, skrajnej lewicy zdolnej zarejestrować listy w całym kraju, nie przyniosło temu nurtowi parlamentarnej reprezentacji.

Śmierć wroga establishmentu

24 września 2005 roku nagrywał w Katowicach reklamówkę wyborczą. Był kandydatem PPP do Sejmu i na Prezydenta RP. Występował za biurkiem, na eleganckim, skórzanym fotelu, ubrany nieco staromodnie, jak premier Pawlak w latach 90. Mówił to, co dziś jest oczywiste w głównym nurcie polityki, a wtedy postrzegane było jako dziwactwo. Krytykował wojnę w Iraku, neoliberalizm, żądał wprowadzenia osłon socjalnych. O 17.20 na wysokości osiedla Hallera w Sosnowcu jego bmw nagle zahamowało, wpadło w poślizg i koziołkując przecięło drogowe bariery. Podrzycki zmarł w szpitalu dwie godziny później w wyniku obrażeń spowodowanych głównie przez metalowe elementy barier.

Na temat jego śmierci krążyło wiele teorii spiskowych. Najciekawszą z nich przedstawił Andrzej Lepper. Ludowy przywódca utrzymywał, że był na miejscu wypadku i na własne oczy widział policjantów zmywających ślady hamowania ciężarówki, która miała rzekomo zajechać Podrzyckiemu drogę i zmusić do nagłego skrętu. Lewicowy internet huczał od plotek na temat zamachu na "najgroźniejszego wroga establishmentu". Żadnej z nich nie potwierdzono.

Zemsta za aferę FOZZ?

Najgłośniejsze teorie spiskowe początku transformacji ustrojowej krążyły wokół śmierci Waleriana Pańko. Miał życiorys typowy dla wielu polityków Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Awans społeczny zawdzięczał PRL - urodził się na ubogim Podkarpaciu, w wielodzietnej rodzinie robotnika i chłopki. Zapewne w poczuciu wdzięczności zapisał się do PZPR jeszcze na odbywanych w Warszawie studiach prawniczych. Z partii wystąpił w 1982 roku już jako ważny działacz "Solidarności" z półtorarocznym stażem. Od Sierpnia '80 zdążył wstąpić do związku, współtworzyć porozumienia między władzą a lokalną opozycją w swojej małej ojczyźnie, a w stanie wojennym odsiedzieć miesiąc w internowaniu. Potem Okrągły Stół, zdjęcie z Wałęsą na ulotce wyborczej i dwa lata w kontraktowym Sejmie. W maju 1991 roku Pańko został szefem Najwyższej Izby Kontroli. W opinii wielu wyznawców teorii spiskowych ta nominacja przesądziła o jego śmierci.

Głównymi oskarżonymi są w ich opinii uczestnicy tak zwanej "afery FOZZ". Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego powstał w 1989 roku dla zredukowania ogromnego długu Polski. Zmienił się jednak w wylęgarnię typowych dla lat 90. gospodarczych patologii. Winowajcy korzystali ze specyficznego modus operandi; zasadnicza metoda działalności FOZZ była niezgodna z prawem międzynarodowym, instytucja musiała więc działać tajnie. Ułatwiało to wyprowadzanie pieniędzy, które przybrało niemal surrealistyczne rozmiary. Kredytowano działalność zaprzyjaźnionych spółek, fundowano kumplom kampanie wyborcze, za granicę wypływały kwoty sięgające stu milionów dolarów.

Najbardziej aktywnym pracownikiem NIK był w tej sprawie Michał Falzmann. To jego śmierć zapoczątkowała teorię o zemście na kontrolerach ze strony odpowiedzialnych za przekręty. Jeszcze 15 lipca 1991 roku wnioskował w sprawie kolejnych czynności wyjaśniających. Trzy dni później już nie żył. Niespełna 40-letni, zmarł na zawał wkrótce po otrzymaniu informacji o odsunięciu od czynności służbowych. W środowiskach solidarnościowej prawicy plotkowano o otruciu. Falzmann miał być przeszkodą na drodze do zapewnienia bezpieczeństwa niektórym politykom. Prawdziwa bomba wybuchła jednak 7 października 1991 roku. W opinii niektórych był to wybuch dosłowny.

Walerian Pańko jechał rządową Lancią z Warszawy do Katowic w towarzystwie kierowcy, małżonki i dyrektora Biura Informacji Kancelarii Sejmu. Kierowca próbował wyprzedzić ciężarówkę. Jak później zeznawał, usłyszał głośny huk, po którym samochód gwałtownie odbił w stronę przeciwnego pasa. Podobne zeznania złożyła żona Pańki. Była przekonana, że w aucie doszło do wybuchu. Ich teorię mógłby potwierdzać rozmiar zniszczeń. Lancia zderzyła się na przeciwległym pasie z bmw i rozpadła się na pół. W wypadku zginęli Walerian Pańko i Janusz Zaborowski z Kancelarii Sejmu. Pasażer bmw, krakowski biznesmen, został kaleką.

Smoleńsk, 20 lat wcześniej

Histeria wokół wypadku przypominała to, co znamy z dyskusji wokół katastrofy smoleńskiej. Pojawiały się teorie najdziwniejsze. Snajper, ukryty daleko od szosy, który jednym celnym strzałem rozerwał oponę Lancii. Specjalne urządzenie przymocowane do ciężarówki, które silnym uderzeniem zepchnęło samochód. Armatka ciśnieniowa, obsługiwana przez ukrytego agenta, która zdmuchnęła pojazd na przeciwny pas. Był też, rzecz jasna, obowiązkowy w takich sytuacjach udział eksperta od trotylu, dowodzącego na łamach wysokonakładowych mediów, że to musiała być bomba. Tego scenariusza nie potwierdziła jednak żadna z poważnych ekspertyz. Także śledztwo zakończyło się ockhamowską konstatacją o błędzie przy wyprzedzaniu. Racjonalnemu wyjaśnieniu sprawy nie pomogła tajemnicza śmierć dwóch policjantów, którzy jako pierwsi pojawili się na miejscu wypadku, a niedługo później utopili się na rybach.

Myliłby się ten, kto sądzi że okołokatastroficzne spiski dotyczą tylko postaci ze skrajów sceny politycznej. Także po tragicznym wypadku prof. Bronisława Geremka, symbolu statecznego liberalizmu i politycznego centrum, rozgorzała debata pod znakiem "kto pomógł profesorowi umrzeć"? Przypomnijmy: 13 lipca 2008 roku Geremek wracał z Brukseli, gdzie od 4 lat pełnił mandat eurodeputowanego. Jechał do Warszawy osobowym mercedesem. Zdaniem świadków, poruszał się niepewnie, sprawiając wrażenie, jakby nie kontrolował jazdy. Nagle zjechał na przeciwny pas i zderzył się czołowo z nadjeżdżającym fiatem ducato. Nikogo nie wyprzedzał, nikt też nie przeszkadzał mu w jeździe; zdarzenie było nagłe.

Miłośnicy spiskowej wizji dziejów zwracali uwagę na ogromne zniszczenia mercedesa i nikłe fiata ducato. Przywoływali podobny wypadek, w którym zginął ochroniarz Wojciecha Jaruzelskiego, zmasakrowany w całkowicie zniszczonym bmw. Powątpiewali w delikatność niemieckich wozów, znanych z dużej wytrzymałości. Pojawiał się, rzecz jasna, argument z Jarosława Kaczyńskiego. Utrzymuje on, że w 1996 r. padł ofiarą nieudanego zamachu drogowego, a od śmierci w wypadku uratowała go tylko solidność konstrukcji niemieckiego auta. Jakie miałyby być motywacje zamachowców na życie prof. Geremka? Cóż, jasnych ocen zabrakło. Ale przecież były szef dyplomacji musi mieć jakąś "niewygodną" wiedzę...

Spiskowe tradycje są w Polsce bardzo silne. Tragiczne śmierci osób publicznych - nieuniknione. Wkrótce znów spotkamy się z tajemniczymi teoriami rodem z "Archiwum X" i będziemy musieli odnosić się do najdziwniejszych przypuszczeń. Jeśli czynić to będą anonimowi internauci - pół biedy. Warto jednak życzyć sobie rzeczywistości, w której od spiskowych rozważań powstrzymają się politycy.

Michał Zygmunt dla WP Opinii

Michał Zygmunt - pisarz, publicysta kulturalny. Pracował m.in. dla miesięcznika "Laif", tygodnika "Wprost", miesięcznika "Film", portalu stopklatka.pl. Autor powieści "New Romantic" (2007), "Lata walk ulicznych" (2010), za którą nominowano go do nagrody Superhiro 2010 miesięcznika Hiro, i "Nienawiść" (2014). Współautor antologii prozatorskich "Wolałbym nie" (2009) i "Mot Nord. Na północ" (2011) i zbiorów filmoznawczych "Kino polskie 1989-2009. Historia Krytyczna" (2010) i "Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej" (2011). Jego scenariusze "Męczeństwo Sebastiana" i "Pink Blood" trafiły do finału Nagrody Filmowej PISF i MSN w latach 2012 i 2015 (zgłoszone w ramach projektu Karola Radziszewskiego). Jego nowa powieść, jeśli nie będzie się zanadto obijał, ukaże się w roku 2017.

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)