Michał Wiśniewski: ludzie traktują mnie jak śmiecia
Ciągłe kłopoty finansowe, fanki pchające się do łóżka, alkohol, narkotyki i hazard... Wydawałoby się, że życie Michała Wiśniewskiego jest jak z bajki. Ale to tylko pozory.
Fakt: Namieszał pan ostatnio, panie Wiśniewski?
Michał Wiśniewski: A tak, że rozwiązanie zespołu Ich Troje to chwyt marketingowy. Bzdura! Ludzi się nie da oszukać. Wiele osób odetchnęło.
Fakt: O tak. Miałeś telefony z gratulacjami?
Michał Wiśniewski: Nie, ale na portalach internetowych widzę, że wiele osób się cieszy. Nie przejmuję się tym. Przyzwyczaiłem się, że ludzie traktują mnie jak śmiecia. Może mnie nie znają, a może nie chcą mnie znać. Bardzo lubię, kiedy jest ktoś, kto uważał mnie za kupę gówna z przewagą kupy, poznaje mnie i mówi: "Stary, ale ty jesteś jakiś taki normalny?". A jaki niby miałbym być?
Fakt: Czujesz się artystą ikoną?
Michał Wiśniewski: Zostałem wpisany w historię polskiej muzyki rozrywkowej i z tego powodu bardzo się cieszę. Ale zespół Ich Troje pochłania masę czasu, odebrał mi całą prywatność, czas zakończyć ten rozdział.
Fakt: Denerwują cię słowa krytyki pod twoim adresem?
Michał Wiśniewski: Ludzie wymyślili sobie, że ile to pan Wiśniewski ma pieniędzy. Jestem zamożny, ale to nie tak, jak wszyscy myślą. Samochód, którym jeżdżę, jest spełnieniem snu małego chłopca z domu dziecka, którym kiedyś byłem. Już nigdy w życiu nie kupię sobie takiego drogiego samochodu. Samolotu też nie kupiłem. Leasinguję go, a tak naprawdę nawet nie ja, tylko Marta. Mieszkanie mam na kredyt. Jest w dobrym miejscu, w dobrym standardzie, ale spłacam je i będę to robił jeszcze przez osiem lat.
Fakt: Wiśniewski chodzi co miesiąc do okienka spłacać ratę?
Michał Wiśniewski: Płacę przelewem. I czasami zdarza się, że się spóźniam, bo na nią nie mam. To naprawdę jest dziwne?
Fakt: No to na co wydajesz te wszystkie pieniądze?
Michał Wiśniewski: To, co robię zawodowo, kosztuje. Jasne, mógłbym wyjść na scenę w dżinsach, koszuli i po prostu zaśpiewać. Ale ludzie nie uwierzyliby mi. Tak jak nie uwierzyliby Michałowi Bajorowi, który wjechałby na scenę Harleyem. Nie mam odłożonych pieniędzy. Cały czas żyję chwilą i to może jest smutne, bo gdybym był superrozsądnym człowiekiem, to bym nie kupował za jednym razem ciuchów za 15 tysięcy złotych.
Fakt: Żebyś w końcu nie zbankrutował!
Michał Wiśniewski: Pracuję, mam rodzinę, za którą muszę być odpowiedzialny. Ale jeśli za jakiś czas nikt nie będzie chciał kupować moich płyt, strojów Xavier-Fabienne, to przyjdzie komornik i już. Nieraz w życiu odwiedzałem lombard. Nieraz musiałem coś zastawić, żeby zapłacić rachunki.
Fakt: Co zastawiałeś? Zegarek?
Michał Wiśniewski: Nigdy nie miałem dobrego, więc go nie przyjmowali. Najczęściej zanosiłem wieżę. Miałem też złoty sygnet. Strasznie kiepsko za to płacili.
Fakt: Potem poznałeś życie gwiazdy. Jak to jest - po koncertach fanki pchają się do łóżka? Leją się litry alkoholu?
Michał Wiśniewski: Było tak, że Marta nie chciała ze mną być, a ja szukałem miłości na siłę. Ale nie wykorzystywałem fanek. Po prostu nie nadaję się do tego. Natomiast alkohol się leje. Nie ma się co oszukiwać. Kiedy jestem w trasie z Martą, to trzyma mnie krótko, bierze za koszulę i idę grzecznie do łóżeczka. Kiedy jestem sam, szaleję. Piję, ale nie mogę powiedzieć, że mam z tym jakiś problem. Potrafię to odstawić.
Fakt: A narkotyki?
Michał Wiśniewski: W zespole nie ma narkotyków. Nie jest jednak tak, że nigdy nie paliłem trawki, LSD wziąłem raz w życiu i też już nigdy w życiu nie wezmę. Jest jednak inne uzależnienie, przed którym uratowała mnie Marta. Hazard. Gdyby nie ona siadałbym teraz w każdej wolnej chwili w kasynie.
Fakt: Żałujesz czegoś?
Michał Wiśniewski: Oczywiście nie wszystko zrobiłem dobrze. Popełniłem całą masę błędów i nie pytaj mnie jakich konkretnie, bo ich było tak wiele, że można by o nich rozmawiać godzinami. Ale nie ma się co rozczulać. Trzeba iść do przodu.
Rozmawiała Ewa Wąsikowska-Tomczyńska, Berlin