Miasto przyszłości czy mekka zblazowanych hippisów? W tym eksperymencie bierze udział już 2500 osób
Powstało pod koniec lat 60., rząd Indii nadał mu specjalne prawa w 1988 roku, a UNESCO wspiera je od założenia. Obecnie w Auroville żyje 2500 osób z 45 krajów świata. Przez niektórych nazywane jest centrum duchowo-turystycznym New Age. - Rezygnacja z prawa własności prywatnej w Auroville daje więcej wolnej przestrzeni, bo nie trzeba się martwić tym, co stanie się z twoim majątkiem po śmierci – mówi w rozmowie z WP Paweł Kowalczyk, który w największym eksperymentalnym ekomieście na świecie mieszkał pół roku.
31.12.2016 | aktual.: 01.01.2017 13:17
Łukasz Knap: Jak wyglądają święta Bożego Narodzenia w Auroville?
Paweł Kowalczyk: Mogę się tylko domyślać. Spędziłem tam sześć miesięcy w okresie wiosenno-letnim, pracując przy jednym z projektów jako wolontariusz, a nie rezydent, ale jak wszędzie na świecie, pewnie i tam jest to szczególny okres w roku, związany z przesileniem zimowym. Tyle że z zasady Auroville jest miastem wolnym od religii, polityki i wszelkich ideologii, gdyż jego założyciele uznali, że te czynniki niepotrzebnie skłócają ludzi. Ideologie odbierają samodzielne myślenie. Auroville chce być dla każdego i można tam spotkać ludzi o przeróżnym wyznaniu i pochodzeniu. Jednak ci, którzy chcą się tam osiedlić na stałe, zobowiązują się, że nie będą przenosić do wspólnoty żadnej ideologii, czy to religijnej, czy politycznej.
Czyli nieprawdą jest, że Auroville to centrum turystyczne New Age?
Nie podpisałbym się pod tymi słowami, bo mocną spłycają ideę Auroville. Przede wszystkim to nie jest miejsce turystyczne. Mieszkańcy praktycznie nie czują obecności turystów, którzy zwykle przyjeżdżają tam na kilka godzin i zwykle trafiają do do Matrimandir i Centrum Gości, gdzie mogą kupić pamiątki. Generalnie Auroville nie chce być atrakcją turystyczną.
Ale czy można powiedzieć, że Auroville jest miejscem, w którym próbuje się zdefiniować na nowo współczesną duchowość?
Rezydenci, osoby przyjęte w poczet wspólnoty Auroville, w taki czy inny sposób, deklarują przywiązanie do filozofii nauczyciela duchowego Śri Aurobindo, który przez niektórych jest postrzegany także jako indyjski bohater narodowy. Był twórcą jogi integralnej, dyscypliny łączącej w pewną całość główne ścieżki jogi. Dzieło Śri Aurobindo było kontynuowane po jego śmierci przez Mirrę Alfassę, zwaną Matką. Śri Aurobindo był oczywiście hindusem i wyznaczona przez niego ścieżka jogi wpisuje się w kontekst nauk duchowych obecnych w Indiach od zawsze. Dla wielu współczesnych mu joga integralna była czymś nowym. On sam natomiast powtarzał, że nic nowego nie odkrył, lecz odświeżył dawną wiedzę wedyjską.
Czy to przywiązanie do nauk Śri Aurobindo znajduje formę w jakichś rytuałach albo praktykach? Czy w Auroville wszyscy wstają rano i ćwiczą jogę?
Niektórzy ćwiczą jogę, ale tam nie ma nakazów. Najważniejsze jest nastawienie wewnętrzne. Nie słyszałem o żadnych zewnętrznych rytuałach praktykowanych przez wszystkich mieszkańców.
Nie ma więc grup eks-hippisów siedzących przy ognisku i recytujących mantrę Om?
Europejczykom Indie często się z tym kojarzą, że ktoś siedzi i nic nie robi. Ale aurovillianie są bardzo zajętymi ludźmi! Tam się dużo dzieje, bo większość jest zaangażowana w rozmaite projekty, których celem jest powstanie miasta przyszłości. W rocznicę założenia Auroville lub w dniu urodzin założycieli Śri Aurobindo i Mirry Alfassy ludzie zbierają się wokół ognia w Ogrodach Matrimandir, ale poza tym nigdy nie spotkałem się tam z jakimiś zorganizowanymi praktykami dla wszystkich. W Auroville jest bardzo dużo wolności.
Jak się tam w ogóle znalazłeś?
Wyjazd do Auroville był moim pierwszym wyjazdem do Indii. Byłem świeżo po studiach nad rozwojem zrównoważonym, które ukończyłem w Barcelonie. Tam uczyłem się o idei ekowioski, a w Auroville postanowiłem zderzyć teorię z rzeczywistością. Chwilami to zderzenie było frustrujące, bo wciąż nierozwiązana jest tam kwestia transportu, a na stałe mieszka tam około 2500 osób, w sezonie zimowym kilka tysięcy osób więcej plus około 5000 osób z okolicznych wiosek dojeżdża tam do pracy. Mimo to wciąż nie ma tam autobusu, który regularnie kursuje z jednego punktu do drugiego.
Autobus w ekowiosce? Nie wystarczy rower?
Codziennie przemieszczałem się minimum 5-7 kilometrów. Wydaje się, że to niewiele, ale w tamtych warunkach klimatycznych, kiedy w lecie jest non stop powyżej 35 stopni i wilgotność powietrza dochodzi do 100 procent, to naprawdę dużo.
Kto przyjeżdża do Auroville?
Najróżniejsi ludzie. Na wolontariat trafiają nawet osoby przed emeryturą, wielu w sile wieku, z bogatym doświadczeniem życiowym i zawodowym. Na przykład Paul, który przez wiele lat pracował w koncernach na Bliskim Wschodzie i koło pięćdziesiątki postanowił, że chce spróbować życia w takiej wspólnocie jak Auroviile. Spotkałem tam wiele osób z wieloletnim stażem pracy w wielkich firmach, z wychowanymi dziećmi i apetytem na nowe życie. Przyjeżdżają oczywiście młodzi, ale też naukowcy chcący sprawdzić w praktyce nowe technologie, które w wielu krajach nie są zabronione ze względu na obostrzenia prawne. W Auroville udało się stworzyć dynamizator wody, który nie tylko oczyszcza wodę, ale także sprawia, że ma jakość wody źródlanej.
Powiedzmy, że chciałbym rzucić wszystko i poszukać szczęścia w Auroville. Czy znajdzie się tam dla mnie miejsce?
Przed moim wyjazdem do Auroville złożyłem formalne podanie o wolontariat. W odpowiedzi udzielono mi pomocy w znalezieniu projektu. Uzyskałem także wskazówki co do miejsca zamieszkania na miejscu. Znam natomiast osoby, które przybyły do Auroville podczas dłuższej podróży po Indiach, często zupełnie przypadkowo. Takie osoby z reguły bez problemu znajdują dla siebie miejsce w projektach, gdzie wymagana jest praca fizyczna, np. przy sadzeniu lasu czy w gospodarstwach rolnych, ogrodach. Tam zwykle przyjmowani są wszyscy chętni, gdyż zapotrzebowanie jest duże.
Gdybyś chciał się przeprowadzić do Auroville, dostałbyś zaproszenie na kilkumiesięczny wolontariat. Jeśli potem byłbyś wciąż przekonany, że to miejsce dla ciebie, Auroville przyjmie cię na próbę na okres roku. Dopiero później podejmowana jest decyzja o przyjęciu w poczet rezydentów.
Użyłeś wcześniej słowa „wspólnota”, ale gdy opowiadasz o Auroville, mam wrażenie, że to raczej społeczność kreatywnych wolnoduchów, którzy chcą tam realizować swoje pasje, ale nic więcej.
Ale tej wspólnotowości jest tam sporo! Szukam teraz w pamięci i nie przypominam sobie nikogo, kto mieszkałby w całkowitym osamotnieniu. Są tam rodziny, które mieszkają razem w domach lub małych apartamentach. Większość wolontariuszy zwykle dzieli z kimś lokum lub mieszka w jednym z budynków, w którym mieszka kilka lub kilkanaście osób. Dużo jest tam wspólnego gotowania czy sprzątania. Ze względu na swoją wielkość, Auroville musiało się rozdrobnić na sieć mikrowspólnot, rozsianych po całym ekomieście. Może zabrzmi to górnolotnie, ale uważam, że powstaje tam infrastruktura miejska z prawdziwego zdarzenia, przy czym nie czuje się jej ze względu na wszechogarniającą zieleń.
Chciałbyś tam wrócić?
Prawie za każdym razem, kiedy jestem w Indiach, zaglądam, choćby na krótką chwilę do Auroville. Zastanawiamy się czasami z żoną, by na którymś etapie życia się tam przeprowadzić. Jak na razie tamtejszy klimat stanowi największą przeszkodę. Jednak ideały, którymi żyje się w Auroville, są nam bardzo bliskie.
Czyli?
W Auroville jest się otoczonym przez bardzo pozytywnie zakręconych ludzi z szerokimi horyzontami, ciekawymi pomysłami, oddanymi „sprawie”. W Auroville panuje lekka, dobra atmosfera działania w celu stworzenia czegoś nowego, lepszego, służącemu szeroko pojętemu dobru. Oczywiście Auroville nie jest idealne i tam też jest wiele podziałów, zdarzają się konflikty, ale jednak przeważa coś, co nazwałbym pozytywną energią. Przebywając w Auroville, nawet jako wolontariusz, miałem świadomość, że to, co robię i jak żyję, wpływa na funkcjonowanie większej całości. Z drugiej strony, jak najbardziej jest możliwe zachowanie pewnej przestrzeni prywatnej, choć na pewno nie premiuje się indywidualizmu w takim stopniu, jak to ma miejsce na Zachodzie. W Auroville nie ma rządu, parlamentu czy sądownictwa w formie jaką znamy z własnego podwórka. Aurowilianie pracują nad innym modelem funkcjonowania społeczeństwa. Dąży się tam do tego, by nie powielać starych nawyków i nie powtarzać znanych błędów. Tam nie ma miejsca na dogmat i
autorytet, lecz liczy się własne doświadczenie. Poza tym w Auroville żyje się bardzo blisko natury w otoczeniu zieleni, a zdecydowana większość ludzi jest świadoma potrzeby rozwoju w sposób zrównoważony.
Dlatego w Auroville zrezygnowano z prawa własności?
Tak, w Auroville nie jesteś właścicielem prawnym nieruchomości, nawet jeśli zbudujesz ją własnymi rękami. Jedynym właścicielem jest Fundacja Auroville, zależna od rządu centralnego. Rezydenci dbają o domy, w których mieszkają, ale prawnie są one własnością całej wspólnoty. Celem Auroville jest stworzenie przestrzeni, w której mieszkańcy nie będą ograniczeni myśleniem „to jest moje, a to twoje”. Rezygnacja z prawa własności prywatnej nieruchomości daje więcej wolnej przestrzeni, bo nie trzeba się martwić tym, co stanie się z twoim majątkiem po śmierci. Zauważ, ile czasu ludzie poświęcają u nas na myślenie o pośmiertnym podziale majątku, o pisaniu testamentu, ile jest przy tym awantur.
Powszechność prawa własności nieruchomości w formie jaką znamy, jest w historii świata czymś stosunkowo nowym. Jeszcze niedawno w Indiach, a i kiedyś w Polsce ludzie mieszkający na wsi nie byli właścicielami pól. Pola odwiecznym prawem należały do całej wspólnoty wiejskiej. Auroville wraca tutaj do pradawnej tradycji.
Jaki jest stosunek aurovillian do narkotyków?
W statusie Auroville jest wyraźny zapis o tym, że nie ma tam miejsca na narkotyki. Czy ktoś coś tam sobie pali po cichu, trudno mi powiedzieć, byłoby to jednak sprzeczne z wartościami tego miejsca.
A co z jedzeniem mięsa?
W największej stołówce Solar Kitchen serwuje się wyłącznie wegetariańskie jedzenie, ale jest tam kilka restauracji, gdzie podaje się też mięso.
Jak to się ma do idei ekowioski? Przecież produkcja mięsa jest odpowiedzialna za negatywny wpływ na środowisko.
Też mnie to zastanawiało. Ale Auroville ma być dla każdego. To, co się ma na talerzu, nie powinno być przeszkodą w podstawowym celu, dla którego stworzono to ekomiasto.
Twoja żona jest Induską. Czy dla niej Auroville nie jest fanaberią zblazowanych Europejczyków? Tam mówi się o zrównoważonym rozwoju, a wokół są miejsca, w których jest skrajna bieda.
Czytałem i słyszałem, że według wielu osób z zewnątrz Auroville było atrakcyjne dla zachodnich hipisów, którzy nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Moje doświadczenie nie potwierdza takiej opinii. Obecnie ponad 40 proc. wszystkich rezydentów stanowią Indusi. Pozostali to... reszta świata, niekoniecznie zachodniego. Kiedy przebywałem po raz pierwszy w Auroville w 2010 roku wokół mnie widziałem wielu Indusów na formalnych stażach, ale tylko garstkę na wolontariacie. Trzy lata później w Auroville przybywało coraz więcej indyjskich wolontariuszy. Indie bardzo szybko się zmieniają. Zmienia się też świat wokół Auroville. Coraz więcej młodych ludzi, zwłaszcza z dużych indyjskich metropolii, jest bardzo dobrze wykształconych, żyje na poziomie materialnym jak przeciętny Europejczyk. Internet jest powszechny. Ci ludzie chłoną nowości, a Auroville wnosi zupełnie inną wartość.
Czyli Auroville nie izoluje się od swoich sąsiadów?
Zdecydowanie nie. W Auroville od lat rozwijane są liczne projekty, do których angażuje się ludność z sąsiednich wiosek. Obecnie około 300 Tamilów, głównie z terenów wiejskich, przeprowadziło się do Auroville, czyli ma status rezydenta. W grudniu 2004 roku gigantyczny tajfun nawiedził tamtą część Azji. Siła żywiołu była tak wielka, że dotarła do wybrzeży w okolicach Auroville. W całym stanie Tamil Nadu zginęło wtedy około 9 tysięcy ludzi. W odpowiedzi na tę katastrofę w ciągu półtorej godziny w Auroville zbudowano punkt pomocy medycznej i postawiono miasteczko namiotowe dla tych, którzy stracili bliskich i majątki życia. W ciągu dwóch dni po przejściu tsunami obsłużono 2,5 tysiąca osób, gdy w Auroville mieszkało wtedy nieco ponad tysiąc osób. Przez wiele miesięcy aurovillianie pomagali swoim sąsiadom odbudować domy. To był niesamowity zryw, pokazujący wielką siłę i solidarność całej wspólnoty. Czy byłoby to możliwe w centrum turystycznym New Age? Nie sądzę (śmiech).
Teraz mieszkasz w Wadowicach. Czy brakuje ci tam czegoś, co jest w Auroville?
Oczywiście, że tak, ale nie odniósłbym tego do samych Wadowic, ale raczej do całego kraju, a może także do całego świata zachodniego. Auroville jest skupiskiem pozytywnie zakręconych ludzi, co samo w sobie jest niespotykaną wartością. W naszych społeczeństwach dominuje myślenie szablonowe, na skróty, a system, w którym żyjemy niekoniecznie wspiera kreatywność.
Jesteśmy strasznie skłóconym społeczeństwem i zatrważa mnie brak otwarcia na dialog, chęć zrozumienia argumentów drugiej strony i konstruktywnego dążenia do budowania czegoś wspólnie. Przykład Auroville wielokrotnie udowodnił, że razem jest łatwiej niż z osobna. Szczycimy się demokracją, podczas gdy tzw. obywatel wydaje się być tylko maleńkim fragmentem pionka na szachownicy wielkich graczy. Nie chcę idealizować Auroville, ale jest to miejsce, w którym po raz pierwszy poczułem, że moje życie i działalność rzeczywiście wpływa na funkcjonowanie większej całości. W Indiach zawsze wysoko ceniło się samodzielne myślenie, a nie poleganie na opinii kogoś innego. To dziś wydaje mi się szalenie ważne, bo odwoływanie się tylko do własnego doświadczenia stawia zaporę dla wszelkiej maści demagogów i manipulatorów.
Rozmawiał Łukasz Knap
Paweł Kowalczyk - Magister prawa, studiował kierunek Azja Wschodnia oraz Opracowywanie Projektów Rozwoju Zrównoważonego w Barcelonie. Pracował w Międzynarodowym Departamencie Assistance w Zurich España. W 2010 roku spędził pół roku na wolontariacie we Wspólnocie Auroville w południowo-wschodnich Indiach. Podczas drugiego pobytu na subkontynencie poznał swoją żonę, Sujathę. Jest autorem wydanej w 2014 roku książki „Czerwone Drogi Auroville. Wolontariat w Indiach i świat tamilskich wiosek” (Wydawnictwo Sorus).