Miasto, którego mieszkańcy się wstydzą
Jeśli miasto jest jak człowiek, którego można polubić albo nie znosić, to uczucia, jakie żywią do Katowic ich mieszkańcy, są czymś pomiędzy niechęcią a zawstydzeniem.
12.05.2010 | aktual.: 13.05.2010 11:28
Dowodzi tego najnowszy sondaż TNS OBOP, przeprowadzony na zlecenie "Newsweeka". Mieszkańcy m.in. stolic wszystkich 16 województw oceniali w nim przyjazność swoich miast. Katowice wylądowały w rankingu dopiero na 11. miejscu, ex aequo z Kielcami. Najlepsze oceny zebrały: Wrocław (1. miejsce), Kraków i Poznań.
A przecież nie jest najgorzej: sporo kin, teatry, domy kultury, niemało innych rozrywek, drogi najlepsze w tej części Polski, bezrobocie poniżej średniej krajowej, a zarobki (wg Głównego Urzędu Statystycznego) w 2009 roku najwyższe wśród miast wojewódzkich. Mimo to mieszkańcy Katowic uważają, że w ich mieście nie najlepiej im się żyje.
- Wychodzisz wieczorem na miasto - i co? Najwyżej można się tu upić pod monopolowym. Po osiemnastej centrum jest martwe - zżyma się Robert Konieczny, architekt z Katowic.
Badanie TNS OBOP zostało zrealizowane w drugiej połowie kwietnia 2010 r.
- Przeprowadziliśmy łącznie 1440 wywiadów w 18 miastach Polski, o ocenę każdego z miast pytaliśmy jego mieszkańców - wyjaśnia Anna Rostkowska, rzeczniczka TNS OBOP. Ankieterzy pytali m.in o to, jak ludzie oceniają stan dróg w swoim mieście, poziom szkół, ośrodków sportowych, ośrodków kultury, stan bezpieczeństwa. Ankieterów interesowało też, czy mieszkańcy stolic regionów dostrzegają w tych miastach możliwości rozwoju zawodowego, co myślą o ich atrakcyjności turystycznej, mieszkaniowej, wyglądzie, jakości obsługi w urzędach. Ale najważniejsza była ocena subiektywna - tj. czy respondent lubi swoje miasto, czy nie.
- O atrakcyjności miast przesądzają czynniki obiektywne, czyli wygoda życia, estetyka przestrzeni wokół - czy jest radosna i kolorowa. Do tego ważne są infrastruktura, transport publiczny, sklepy, biblioteki - wszystko to, co przesądza o jakości życia - tłumaczy prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.
Estetyka przestrzeni publicznej - to pojęcie zdaje się najmniej pasuje do Katowic. Przebudowa centrum zapowiadana jest od prawie dekady i ruszy, ale dopiero w 2011 r. A rynek po kosztownej przebudowie i tak będzie przypominał zajezdnię tramwajową, poprzecinaną torami. Jedyny jak dotąd wybudowany na przestrzeni ostatnich lat deptak w sercu dwumilionowej aglomeracji - ul. Mariacka - miał być ulicą na wzór czeskiej ul. Stodolni. Tymczasem po dwóch latach od przebudowy jest tu mniej knajp i restauracji niż było przed, a sam deptak został ochrzczony przez mieszkańców mianem betonowej pustyni.
Honorata Olak mieszkała w Katowicach ćwierć wieku. Na początku roku przeprowadziła się do Siemianowic Śląskich. Za Katowicami nie tęskni. - Nigdy nie czułam się przywiązana do tego miasta - przyznaje. Najbardziej narzeka na wygląd śródmieścia i wszechobecny brud. - Nie ma rynku z prawdziwego zdarzenia ani porządnego dworca PKP - ubolewa.
Zgadza się, że możliwości rozwoju są tu większe niż w innych miastach, ale nie na tyle, żeby nie pozostawiały wiele do życzenia. - Tyle się mówi, że bezrobocie tutaj jest stosunkowo niskie, a moi znajomi od miesięcy nie potrafią znaleźć przyzwoitej pracy. Na wyższych uczelniach przeważają kierunki płatne, a akademiki oddalone są lata świetlne od wydziałów - twierdzi Olak.
Nad wyprowadzką zastanawia się Robert Konieczny. - Tu są moje korzenie, znajomi, bliscy, ale jestem zły na Katowice. To miasto umiera i trzeba coś z tym zrobić. Albo trzeba wiać - mówi.
Dlaczego tak źle oceniamy Katowice? Prof. Szczepański uważa, że - paradoksalnie - dlatego właśnie, że jest nam tu za dobrze.
- Katowiczanie i wielu mieszkańców śląskich miast to ludzie stosunkowo dobrze uposażeni, nieźle zarabiający, więc mają wysokie potrzeby, których przestrzeń naszych miast nie zaspokaja - mówi socjolog. - Przykładem jest to zamieszanie wokół centrum Katowic. To przecież także centrum aglomeracji, święta przestrzeń - cenna ekonomicznie i prestiżowo, a poprzecinana dwiema osiami tramwajowymi. Z takiej przestrzeni mieszkańcy nie są zadowoleni i wstydzą się jej - ocenia Szczepański.
O przyjazną przestrzeń publiczną dopominają się członkowie Stowarzyszenia Moje Miasto z Katowic.
- Drogi mamy znakomite. Przez 9 miesięcy mieszkałem we Wrocławiu i w porównaniu z komunikacją tam, to w Katowicach nigdy nie było korków - twierdzi Dominik Tokarski ze stowarzyszenia. - Za to brakuje miejsc, gdzie można chociażby wyjść na koncert. Nie ma pewności, że wychodząc w ciemno na miasto trafi się na dobrą imprezę. To nie tylko kwestia estetycznego rynku, bo Gdańsk, Sopot to też miasta bez rynku.
Zdaniem Tokarskiego, chodzi o zorganizowanie wspólnej przestrzeni, która byłaby społecznie akceptowana, bo "jeśli np. w rankingu będzie uwzględniana oferta kulturalna i gastronomiczna, to Katowice zawsze będą na szarym końcu".
Najmniej wyniki badania TNS OBOP zdają poruszać urzędników. Waldemar Bojarun, rzecznik prasowy katowickiego magistratu, nie jest nimi zaskoczony. - To kwestia kryteriów badania. Jeśli weźmiemy pod uwagę czynniki obiektywne, to Katowice są w czołówce. Nie jesteśmy przyzwyczajeni, żeby dobrze mówić o sobie. Nie potrafimy uwierzyć, że jest fajnie - przekonuje rzecznik.
Współpraca: MCH
Oficjalne wydanie internetowe www.polskatimes.pl/DziennikZachodni