Miała być reforma transportu, wyszedł bałagan
Od 1 stycznia pasażerowie lubelskiej komunikacji mieli jeździć autobusami prywatnymi i MPK korzystając z tych samych biletów. Taki był cel powołanego do życia równo rok temu Zarządu Transportu Miejskiego. Nic z tego nie wyszło. Urzędnicy mówią na razie o opóźnieniach, ale pomysł może w ogóle nie wypalić, bo... brakuje pieniędzy.
Żeby przeprowadzić reformę biletową, ZTM musi podpisać umowy z prywatnymi przewoźnikami. O tym, kto będzie woził pasażerów miały zdecydować cztery ogłoszone jeszcze w ub. roku przetargi.
Kłopot w tym, że aby je rozstrzygnąć potrzebne są pieniądze. A ich nie ma. Chodzi o kilkanaście milionów złotych.
- W związku z brakiem środków w budżecie miasta na rozstrzygnięcie ogłoszonych przez ZTM przetargów, zwróciliśmy się do przewoźników z prośbą o przedłużenie czasu o kolejne 60 dni - mówi Justyna Góźdź, rzeczniczka ZTM.
Sprawę dodatkowo skomplikował protest, który wpłynął od Warbusu, jednej z firm przewozowych, które wystartowały w przetargu. Warbusowi nie podoba się, że ZTM już po tym, jak wpłynęła oferta lubelskich przewoźników, poprosił ich o jej uzupełnienie. Zdaniem Warbusu, naruszono przepisy.
Firma skierowała w tej sprawie protest do Krajowej Izby Odwoławczej. Protest może zostać rozpatrzony przez KIO dopiero w marcu.
Dlatego do rozstrzygnięcia całej sprawy pasażerowie w dalszym ciągu będą jeździli autobusami MPK kupując bilety (2 zł), a w prywatnych autobusach będą nadal płacili gotówką (1,50 zł).
Zobacz więcej w internetowym wydaniu: Niemcy zapłacą za cierpienia?