PolskaMiał nazwać strażnika "ch..." - został przesłuchany

Miał nazwać strażnika "ch..." - został przesłuchany

Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki został przesłuchany w prokuraturze jako świadek w postępowaniu dotyczącym domniemanego znieważenia przez niego strażnika miejskiego. Prokuratura do końca sierpnia ma podjąć decyzję, jak zakończy się to postępowanie.

10.08.2009 | aktual.: 10.08.2009 12:37

Wulgarne słowa miały paść podczas otwarcia w czerwcu zdroju ulicznego.

Jak poinformowała dziennikarzy szefowa Prokuratury Łódź - Śródmieście Monika Zduńczyk-Nowak przesłuchanie prezydenta trwało ok. godziny. Prezydent złożył zeznania i - według prokurator - nie korzystał z prawa dającego mu możliwość uchylania się od odpowiedzi na pytania prokuratora. Prokurator nie chciała udzielić informacji o treści zeznań prezydenta.

- O treści zeznań nie będę się wypowiadała. W tym miesiącu prokuratura podejmie decyzję jak zostanie zakończone postępowanie - powiedziała Zduńczyk-Nowak.

Dodała, że dotychczasowy materiał dowodowy nie dał prokuratorowi podstaw do wydania postanowienia o przedstawieniu prezydentowi zarzutów. Przyznała, że z relacji świadków wynikają dwie sprzeczne wersje i sprawa - zdaniem prokuratury - w tej chwili nie jest oczywista. - Część przemawia za tym, że takie zdarzenie miało miejsce, część, że takiego zdarzenia nie było, dlatego musimy w tej sprawie dokonać analizy materiału. Jaka będzie ostateczna decyzja, będziemy informować pod koniec sierpnia - zaznaczyła prokurator. Przyznała, że śledczy nie dysponują żadnym nagraniem z przebiegu incydentu.

Za znieważenie funkcjonariusza publicznego podczas pełnienia przez niego obowiązków służbowych grozi kara nawet do roku pozbawienia wolności.

Na początku czerwca tego roku "Express Ilustrowany" napisał, iż podczas uroczystości otwarcia zdroju, prezydent Jerzy Kropiwnicki w nieparlamentarny sposób odezwał się do miejskiego strażnika, mówiąc: "do k... nędzy! Jak was potrzeba, to was nie ma! Gdzie masz ch... czapkę?!". Jak twierdzi gazeta, prezydent był zdenerwowany zachowaniem i wypowiedzią jednego z przechodniów. Zdaniem gazety wszystko miało zostać nagrane przez dziennikarzy.

Po publikacji prokuratura przeprowadziła czynności sprawdzające. Tydzień później oficjalnie wszczęła dochodzenie w tej sprawie. Jego celem jest ustalenie okoliczności przebiegu zdarzenia. Aby tak się stało, konieczne jest przesłuchanie świadków. Już wtedy prokuratura nie wykluczała, iż konieczne będzie przesłuchanie prezydenta dla weryfikacji zeznań pozostałych świadków.

Według prokuratury przesłuchano świadków w tym. m.in. strażnika, który miał zostać znieważony przez prezydenta, fotoreportera i dziennikarza "Expressu Ilustrowanego", który opisał incydent, osobę postronną, która miała być jego świadkiem oraz pracowników magistratu. Prokuratura nie ujawnia także treści ich zeznań. Niewykluczone, że będą przesłuchani jeszcze inni świadkowie; jeśli jednak - jak zaznaczyła Zduńczyk-Nowak - prokurator prowadzący sprawę dojdzie do wniosku, że cały materiał dowodowy został zebrany, to pozostanie tylko podjęcie decyzji w sprawie. Postępowanie może zakończyć się umorzeniem, bądź też przedstawieniem zarzutów.

Kilka dni po zdarzeniu strażnik miejski poinformował dziennikarzy, że nie został obrażony przez prezydenta Kropiwnickiego. - Chciałem oświadczyć, że w stosunku do mojej osoby pan prezydent nie użył żadnych wulgarnych słów - mówił. Oświadczył, że prezydent tylko zwrócił mu uwagę i spytał, "gdzie masz czapkę". Strażnik po zdarzeniu napisał notatkę z incydentu. Wiceszef łódzkich strażników mówił wówczas, że ze strażnikiem przeprowadzono rozmowę dyscyplinującą i otrzymał on upomnienie "za to, że wyszedł z urzędu i poza nim pełnił służbę bez czapki", bo jest to naruszenie regulaminu.

Prezydent Łodzi po incydencie przesłał do redakcji "EI" pismo, w którym napisał m.in., iż nie przeczy, że był zdenerwowany zachowaniem mężczyzny "w stanie wskazującym", który próbował zakłócić uroczystość i obrazić go osobiście. "Brak obecności strażników, którzy mają swój posterunek w pasażu Schillera (miejsce, w którym uruchamiano również zdrój - PAP), pogłębił moje zdenerwowanie. Użyłem ostrych słów. Ubolewam i przepraszam za to. Powinienem być bardziej odporny na takie zachowania i takie sytuacje" - napisał. Kropiwnicki nie sądzi jednak, aby nazwał strażnika "ch...".

Zaproponował autorowi tekstu, że jeśli ten dysponuje takim nagraniem, to przeprosi strażnika publicznie na łamach gazety, bo "w żadnym przypadku takimi słowami człowieka poniżać nie wolno". Jeśli zaś takich nagrań nie ma, to redaktor na łamach "EI" przeprosi prezydenta miasta. Przedstawiciele magistratu zapewniali później, że prezydent przepraszając w piśmie za użycie ostrych słów, użył tego określenia "w stosunku do swojego tonu".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)