Mężczyzna zginął przez zamieszanie w pogotowiu
Nie wiadomo, kim był i gdzie mieszkał. Nie
wiadomo też, czy przeżyłby, gdyby trafił na leczenie do
najbliższego szpitala z oddziałem intensywnej opieki medycznej.
Przypadek bezdomnego 45-latka z Bytomia pokazuje jednak, jak łatwo
w gąszczu nie do końca znanych lekarzom procedur medycznych zgubić
człowieka - pisze "Dziennik Zachodni".
19.07.2007 | aktual.: 19.07.2007 00:30
Pacjenta wieziono karetką 30 kilometrów, zamiast skierować go do szpitala oddalonego o 300 metrów. Mężczyzna zmarł. Nieprzytomnego mężczyznę pogotowie zabrało z boiska przy ul. Alojzjanów. Trafił do Szpitala Specjalistycznego nr 1 w Bytomiu.
Dyżurujący internista od razu rozpoczął reanimację. Przywróciliśmy mu życie- mówi dr n. med. Marek Kozak, ordynator oddziału anestezjologicznego bytomskiego szpitala. Mężczyzna musiał zostać przewieziony na oddział intensywnej terapii, takiego nie ma jednak w tym szpitalu. Trafił więc do Szpitala Wojskowego w Gliwicach - informuje "Dziennik Zachodni".
Był umierający, zgon nastąpił w trakcie przyjmowania na oddział - mówi Marian Jarosz, dyrektor gliwickiego szpitala. O śmierci pacjenta dyrektor Jarosz powiadomił Komendę Miejską Policji w Bytomiu. Zgon nastąpił przed upływem 12 godzin od przyjęcia mężczyzny, w okolicznościach niejasnych, które wymagają powiadomienia policji- tłumaczy Jarosz.
Z Bytomia do Gliwic, gdzie zawieziono mężczyznę, jest około 30 km. Znacznie bliżej, bo tylko kilkaset metrów, karetka miała do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu, dawnego "szpitala górniczego". To jedyny szpital w tym mieście z OIOM-em. Ale tam mężczyzny nie przewieziono. Tymczasem, jak ustalił "DZ", były tam wolne miejsca. Mamy siedem łóżek. Nie wiem dlaczego koledzy nie sprawdzili u nas- mówi dyrektor Robert Urbańczyk.
Dr Marek Kozak, ordynator oddziału anestezjologicznego w Szpitalu Specjalistycznym nr 1, gdzie pogotowie przywiozło mężczyznę twierdzi, że lekarze działali zgodnie z procedurami. Jego zdaniem, gdy w szpitalu nie ma OIOM-u, lekarz ma obowiązek poinformować Ośrodek Koordynujący ds. Katastrof, działający w Komendzie Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach. Ten szuka wolnego łóżka w najbliższej okolicy.
Udzieliliśmy mu pomocy. Lekarz, który reanimuje nie wie, gdzie są wolne łóżka. To wie koordynator. Ten szpital zrobił wszystko, co do niego należy. Najbliższy OIOM był w Gliwicach i tam pacjent został przewieziony - mówi dr Kozak.
Ale dr Kozak się myli. Koordynatorem jest bowiem Centrum Zarządzania Kryzysowego w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach. To tam trafiają informacje o wolnych łóżkach na OIOM-ach w całym województwie. Przesyłają je strażacy z miejskich i powiatowych komend PSP, którzy te informacje otrzymują mailem od lekarzy dyżurnych - czytamy w "Dzienniku Zachodnim".
To nie koniec zamieszania. Okazuje się bowiem, że w Centrum Zarządzania Kryzysowego mają inne wyobrażenie o obowiązujących procedurach. W sytuacji ratowania życia to szpital ma obowiązek znaleźć najbliższy OIOM i dostarczyć tam pacjenta. Tak mówi prawo. My tylko pomagamy, i to wówczas, gdy są problemy ze znalezieniem wolnego łóżka- mówi Krzysztof Leki, lekarz koordynator ratownictwa medycznego w Centrum Zarządzania Kryzysowego Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach.
Dlaczego pacjent trafił do Gliwic, a nie do szpitala w Bytomiu? W Centrum Zarządzania Kryzysowego, baza danych o łóżkach w OIOM-ach gromadzona jest na zasadzie dobrowolności. Nie wszystkie szpitale robią to rzetelnie- mówi Leki. Jak było w tym przypadku? Dyżurna sprawdzała OIOM w szpitalu górniczym. Wolnych miejsc nie było - dowiedziała się gazeta w Centrum Zarządzania Kryzysowego.
Wygląda więc na to, że lekarze w Szpitalu Specjalistycznym nr 1 nie do końca znają procedury i zamiast szukać szpitala na własną rękę i jak najbliżej, zdali się na katowickie Centrum. Z kolei Centrum miało informację ze szpitala górniczego o braku wolnych miejsc. Nie do końca rzetelną, bo inną od tej, jaką przekazał "Dziennikowi Zachodniemu" dyrektor Urbańczyk. Bytomska policja wszczęła w sprawie śmierci pacjenta śledztwo. Jest ustalana jego tożsamość. Prokuratura zleciła też sekcję zwłok - pisze gazeta. (PAP)