Metoda in vitro. Francuskie lesbijki jeżdżą do Belgi na zabieg
W oczekiwaniu, aż we francuskim parlamencie dojdzie do debaty na temat wspomaganej medycznie prokreacji, lesbijki z Francji chcące mieć dzieci coraz powszechniej korzystają ze sztucznego zapłodnienia w Belgii. Tamtejsze kliniki nie mogą przyjąć wszystkich chętnych.
W belgijskich klinikach co roku poczętych zostaje ponad 2 tysiące francuskich dzieci. Doczekały się nazwy - "dzieci Thalys", od nazwy pociągu TGV kursującego między Paryżem a Brukselą.
10.01.2013 | aktual.: 10.01.2013 17:19
- Francuzki stanowiły 80 procent z 833 pacjentek, u których przeprowadziliśmy w zeszłym roku sztuczne zapłodnienie nasieniem dawcy, a więcej niż osiem na dziesięć z nich to lesbijki - wskazuje prof. Michel Dubois ze szpitala uniwersyteckiego w belgijskim Liege. Przyznaje, że w ciągu ostatnich trzech lat prośby stały się coraz liczniejsze. - Informacje rozchodzą się we Francji i docierają do pacjentów - mówi lekarz.
We Francji obecnie zapłodnienie pozaustrojowe (czyli in vitro) jest dostępne tylko dla par heteroseksualnych, choć zmianę tej sytuacji zapowiedział prezydent socjalista Francois Hollande. Natomiast w Belgii z usług 18 ośrodków wspomaganej medycznie prokreacji skorzystać mogą pacjenci, jak mówią przepisy, "niezależnie od stanu cywilnego i orientacji seksualnej".
W przypadku pary Francuzek cytowanych przez agencję AFP, które dzięki belgijskiej klinice doczekały się dziecka, cały proces trwał ponad trzy lata, bo dziewięć zabiegów sztucznego zapłodnienia okazało się nieudanych i ostatecznie kobiety skorzystały z metody in vitro.
Kliniki belgijskie nie mogą jednak przyjąć wszystkich chętnych. Niektóre muszą wprowadzać ograniczenia dla cudzoziemców po to, by nie byli poszkodowani pacjenci belgijscy. - Musieliśmy podjąć tę decyzję z powodu braku nasienia od odpowiednich dawców oraz gwałtownego wzrostu liczby próśb niezwiązanych z problemem bezpłodności - wskazuje Anne Delbaere ze szpitala im. Erazma z Rotterdamu.
Szpital ten, największy w Brukseli, przeprowadza sztuczne zapłodnienie nasieniem dawcy u około stu cudzoziemek rocznie. Głównie są to Francuzki.
Zdaniem dr Delbaere debata we Francji o dostępności sztucznego zapłodnienia świadczy o tym, że nie uznano "realiów, które istnieją od dawna". - Te dzieci i te rodziny istnieją, czy nam się to podoba, czy nie. Dlaczego wciąż temu zaprzeczać? - mówi lekarka.
Marie, inna Francuzka, która urodziła "dziecko Thalys", zauważa: Politycy wiedzą bardzo dobrze, że jeździmy do Belgii albo Hiszpanii.