Mediatorzy na bruk?
Przed 156 mediatorami, których lista leży w
Ministerstwie Gospodarki i Pracy, stanęło widmo bezrobocia. Nie
dlatego, że w Polsce brak konfliktów i sporów miedzy pracodawcami
i pracownikami. Tych raczej przybywa - pisze "Gazeta Prawna".
Według dziennika, w Europie mediacja, arbitraż są najpopularniejszymi sposobami rozładowywania napięć społecznych, u nas coraz rzadziej sięga się po tę metodę. Mediatorom zaszkodziła konkurencja oraz miejsce, w jakim są usytuowani w procesie rozwiązywania sporów zbiorowych.
Od 1 stycznia 2003 r. wojewódzkie komisje dialogu społecznego mogą rozpatrywać sprawy społeczne lub gospodarcze powodujące konflikty miedzy pracodawcami a pracownikami, jeżeli uznają je za istotne dla zachowania spokoju społecznego. Bardzo dużo sporów toczy się obecnie w tym trybie. Pracodawcy wolą rozwiązywać spory w komisjach. Tam procedura jest prostsza, mediacje nieobowiązkowe, a w przypadku nieudanej mediacji związki nie mają prawa do legalnego strajku - podkreśla "Gazeta Prawna".
Ograniczenie znaczenia mediatorów wynika także z kosztów. Dla wielu organizacji związkowych wynagrodzenie mediatora jest zbyt wysokie. Zgodnie z rozporządzeniem ministra pracy, za pierwszy dzień mediacji trzeba zapłacić 355 zł, za drugi 285 zł, a za dzień trzeci i dni następne 215 zł.